Co zrobi Łukaszenka? "Realna groźba ataku z Białorusi nadal istnieje"
Czy w 2023 roku możliwy jest scenariusz, w którym Białoruś włączy się w działania zbrojne przeciwko Ukrainie? Według niektórych analityków oznaczałoby to, że Władimir Putin stawia wszystko na jedną kartę, a ukraińską armię czekają trudne dni na froncie. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, bardziej realne jest jednak uderzenie rosyjskich wojsk z terenu Białorusi.
W grudniu ubiegłego roku w obwodzie brzeskim na Białorusi w pobliżu granicy z Ukrainą pojawiło się ok. 24 jednostek sprzętu wojskowego Federacji Rosyjskiej. Oficjalnie białoruski reżim przekazywał, że są to przygotowania do kolejnego etapu wspólnych ćwiczeń bojowych Sił Zbrojnych Białorusi i Rosji. Była to już jednak kolejna, w ostatnim czasie koncentracja rosyjskiego sprzętu niedaleko ukraińskiej granicy.
Białoruś oskarża Ukrainę o prowokację
Jak oceniał wówczas amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), włączenie armii Alaksandra Łukaszenki do wojny z Ukrainą było "mało prawdopodobne", jednak w kolejnych dniach pojawiły się nowe sygnały, które mogłyby wskazywać na realizację takiego scenariusza.
Najpierw z wizytą do Mińska udał się rosyjski przywódca Władimir Putin. Po rozmowach pojawiły się na Zachodzie spekulacje, że rosyjski dyktator finalnie próbował wciągnąć w wojnę w Ukrainie swojego odpowiednika z Białorusi. Pojawiały się też twierdzenia, według których Rosja może dążyć do wchłonięcia Białorusi. Z kolei 29 grudnia po tym, jak ukraińska rakieta odpierająca atak rosyjskich pocisków spadła na terytorium Białorusi, tamtejsze ministerstwo obrony narodowej uznało całą sytuację za "ukraińską prowokację".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według białoruskiego politologa Walerego Karbalewicza, o ile samo powtórzenie rosyjskiej ofensywy z terytorium Białorusi jest możliwe, o tyle nie wydaje mu się, żeby uczestniczyły w niej białoruskie wojska.
- Chociaż na razie trudno sobie wyobrazić, jak miałoby do tego dojść. Na razie nie ma przesłanek o przygotowaniach do ofensywy z terytorium Białorusi. Ukraińska armia wychodzi z założenia, że skoro w Rosji zmobilizowano dużą liczbę żołnierzy, to trzeba ich będzie gdzieś wysłać i może dojść do wznowienia ataku od północy, z terenu Białorusi – powiedział Walery Karbalewicz w noworocznym wywiadzie dla PAP.
"Głównym, decydującym czynnikiem jest Łukaszenka"
Zdaniem płk. Piotra Lewandowskiego, byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie i uczestnika misji zagranicznych w Afganistanie i Iraku, ewentualny udział białoruskich wojsk w konflikcie jest nadal wielką niewiadomą.
- Rosjanie cały czas podejmują działania polegające na wciągnięciu białoruskiej armii w konflikt. A z drugiej strony upośledzają wojsko Łukaszenki, zabierając im część sprzętu, amunicji, uzbrojenia. Bardziej obstawiam, że Białoruś będzie do końca wojny dla Putina tzw. hubem szkoleniowym i logistycznym, który Rosjanie będą maksymalnie wykorzystywać. Będą też odwracać uwagę Ukrainy od pozostałych odcinków frontu i wykonywać pozorne ruchy angażujące Kijów do obrony północy – mówi WP płk Piotr Lewandowski.
Z kolei płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, podkreśla, że realna groźba z terytorium Białorusi nadal istnieje.
- Ale czy ona zostanie zrealizowana, zależy od wielu czynników, a głównym jest białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka. Nie bez powodu rosyjski prezydent Władimir Putin pod koniec grudnia pojawił się w stolicy Białorusi – Mińsku. A wcześniej przebywał tam minister obrony narodowej Siergiej Szojgu. To nie były wizyty kurtuazyjne. To cały czas wywieranie presji na białoruskiego przywódcę. Ten formalnie deklaruje cały czas ścisłą współpracę z rosyjską armią, ale nieformalnie stawia opór – ocenia w rozmowie z WP płk Maciej Matysiak.
I jak przypomina, groźba ataku na tamtym kierunku jest również możliwa z innego powodu.
- Rosjanie przerzucili do Białorusi zmobilizowanych żołnierzy, gotowych pójść na front. Gromadzą tam siły, szkolą się na poligonach. I realizują na razie główny cel: angażowanie uwagi ukraińskiej armii w tamtym rejonie. Ukraina musi tamten obszar stale zabezpieczać, chociażby dlatego, że blisko jest Kijów – uważa płk Maciej Matysiak, ekspert fundacji Stratpoints.
W jego ocenie nie powinniśmy jednak patrzeć na kierunek białoruski pod kątem zaangażowania wojsk białoruskich. – Ale rosyjskich, które tam stacjonują. Oficjalnie jest tam ich ok. 15-20 tysięcy. Nieoficjalnie może być znacznie więcej. Jeśli uderzą, być może zabiorą ze sobą część białoruskich żołnierzy. Wtedy Putin mógłby komunikować, że reżim Alaksandra Łukaszenki wspomaga fizycznie rosyjskich żołnierzy. Tyle że Łukaszenka się temu przeciwstawia, bo straciłby władzę – uważa płk Maciej Matysiak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według niektórych przedstawicieli ukraińskiego sztabu wojskowego, ale również wojskowych analityków istnieje obawa, że Kreml może powtórzyć scenariusz z lutego 2022 roku i ponownie zaatakować Kijów. Realizacja pierwszego planu okazała się porażką Putina.
"Białoruskie brygady pod rosyjską flagą"
I właśnie na to zwraca uwagę płk Maciej Matysiak, były wiceszef SKW. - Putin pamięta lanie, jakie otrzymał w pierwszych dniach wojny. Ponowienie uderzenia na tamtym kierunku byłoby dla nich trudne. Sprawa znowu rozbijałaby się o logistykę. Rosja ograbiła Białoruś z amunicji, szczególnie artyleryjskiej, na początku konfliktu. Musiałaby mieć teraz ogromne zapasy. A dzienna średnia użytej amunicji spadła im już trzy-, czterokrotnie w porównaniu do początkowej fazy wojny. Ryzyko kolejnego nieudanego ataku na stolicę Ukrainy jest ogromne – uważa płk Maciej Matysiak.
W innym tonie wypowiada się płk Piotr Lewandowski, weteran wojny w Iraku i Afganistanie.
- Rosjanie budują na terytorium Białorusi podstawy do przeprowadzenia ofensywy na wiosnę tego roku. Jeśli coś chcą jeszcze w tej wojnie ugrać i zmienić, to będą musieli powtórzyć natarcie na Kijów. Byłaby to bardzo mocna zmiana obrazu wojny. Odtwarzają zdolności bojowe na terytorium Białorusi, więc mogą chcieć ruszyć w kierunku stolicy Ukrainy. Nie wykluczam, że wówczas część białoruskiej armii zostanie rzucona na teatr działań wojennych, ale pod rosyjską flagą. Rosjanie przejmą wówczas ich brygady, wezmą wyposażenie z baz materiałowych i będą mogli próbować wkroczyć z północnego odcinka frontu – ocenia płk Piotr Lewandowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski