Co z tym Grassem?

Z Grassem jak z ,,Ogniem”.Temu ostatniemu postawiono pomnik, który odsłonił właśnie sam prezydent. W IV RP uznano, że moralnie sprawa ,,Ognia” jest poza dyskusją i należy ją zamknąć tą pomnikową puentą.

Podobnie sądził ksiądz Józef Tischner, który - gdyby żył - w innych sprawach, sądzę, zgłaszałby względem PiS swoje liberum veto. Ale ,,Ognia” bronił jak swej myślowej niepodległości. Nie mnie sądzić, kto ma rację w tym podhalańskim sporze, ale bardzo bym był ciekaw jakichś głosów stamtąd, bo widać, że sprawa niby historyczna jest wciąż żywa do bólu i dzieli tam ludzi. Czas pokaże, jak Podhale przyjęło pomnik ,,Ognia”.

Tak samo z tym Waffen SS Grassa. Drobny incydent biograficzny sprzed tylu lat, a wywołał odzew światowy. W BBC World szła na pasku wypowiedź Wałęsy, żeby Grass zrezygnował z honorowego obywatelstwa Gdańska. Nagle Wałęsa i Jacek Kurski przemówili tym samym głosem! Tylko prezydent Gdańska Adamowicz nie stracił poczucia proporcji, kiedy powiedział, że nie jest rzeczą władz miasta występować w roli sędziego historii. Choć miał rację, to minę miał jednak nietęgą, widać czuł, że PiS grając Grassem zdobywa silny przyczółek wyborczy na Pomorzu, czyli w twierdzy Platformy.

Nie ma to nic wspólnego z meritum sprawy. Było sto dobrych powodów, by Grassa w Polsce i Gdańsku fetować i honorować. A kiedy Grass - w końcu z własnej nieprzymuszonej woli, a nie pod lustracyjnym szantażem - podał zaskakujące fakty do wiadomości publicznej, można było reagować trochę inaczej. Polacy mogli Grassa zaprosić na publiczne spotkanie z gdańszczanami. Po takim spotkaniu - gdyby Grass przyjął zaproszenie, a chyba nie brakłoby mu odwagi i charakteru, by przyjechać - łatwiej byłoby się zastanowić, czy noblista rzeczywiście zasługuje na degradację i jakie skutki taka degradacja wywoła w świecie. Na razie nie ma co Grassa bronić, ale nie ma też za co go symbolicznie w Gdańsku linczować.

Adam Szostkiewicz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)