Co z bezpieczeństwem Polski? "Mamy trzech sąsiadów, którzy są w stanie wojny"

- Incydenty się zdarzają i zdarzać będą. Na wschodniej granicy mamy trzech sąsiadów, którzy są w stanie wojny, bo Białoruś, ze względu na wsparcie udzielane Rosji, należy uznać za agresora. Ale Polsce nie powinny zagrozić ani takie operacje, ani obecność Grupy Wagnera. Chroni nas NATO - powiedziała WP Anna Maria Dyner. Analityczka PISM była gościem "Didaskaliów".

Anna Maria Dyner, analityczka ds. Białorusi i polityki bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych
Anna Maria Dyner, analityczka ds. Białorusi i polityki bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych
Źródło zdjęć: © WP.PL
Patrycjusz Wyżga

09.08.2023 | aktual.: 10.08.2023 12:54

Anna Maria Dyner, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i ekspertka ds. Rosji i Białorusi, była gościem Patryka Wyżgi w studiu WP. Dyskusja dotyczyła przede wszystkim zagrożeń dla Polski ze strony reżimów Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina.

- Kryzys graniczny rozpoczął się dwa lata temu incydentami migracyjnymi. Była to część wrogich działań. Do sfałszowanych wyborów na Białorusi sytuacja geopolityczna była inna. Na granicy było spokojnie. To była także zasługa naszego wschodniego sąsiada. Incydenty związane z przekroczeniem były ewenementem - wskazuje ekspertka.

Anna Maria Dyner podkreśla, że strona rosyjska i białoruska, które oczywiście będą sugerować innym podmiotom rozpętanie wojny, podejmują kolejne próby hybrydowych działań. Do tej aktywności przyczynia się nie tylko światowa sytuacja polityczna, ale również polski kalendarz wyborczy.

Łukaszenka ma fobie na punkcie Polski. Boi się agresji - didaskalia#22

- Rosjanie niejednokrotnie już pokazywali, że będą chcieli mieszać. Kierują się swoim przekonaniem, że demokracja jest dla słabych, nie dla silnych. Zagrożenie, z którym będziemy musieli się mierzyć przez wiele najbliższych miesięcy, a kto wie, może i lat, powinny zmienić myślenie polskie, a także i myślenie sojuszu, o obronie. Zwłaszcza, że my działamy w warunkach pokoju, co wpływa na zakres dozwolonych środków - mówiła gościni programu Wirtualnej Polski.

"Moskwa nie przeszkodziła"

- W czasie pokoju mamy bardzo precyzyjne zasady, co robimy, jeśli obcy statek powietrzny, bez uprzedniej zgody, znajdzie się nad naszym terytorium. Jednak sytuacja jest inna. Sąsiednie państwa, prowadzące działania wojenne, znajdują się w odmiennych okolicznościach. Mają rozmyte granice odpowiedzialności. Być może my również powinniśmy zweryfikować nasze systemy i dostosować procedury do okoliczności - zastanawia się analityczka.

Jak zauważa, mimo takich zdarzeń, jakie w ostatnich miesiącach dotknęły polską strefę przygraniczną, polskie niebo wciąż jest bezpieczne. - Nadal Rosja boi się NATO. Nasze szczęście, że w 1999 roku Moskwa nie była w stanie przeszkodzić nam i kilku innym państwom, w naszej suwerennej decyzji o przystąpieniu do sojuszu - podkreśla ekspertka PISM.

Wojna przy granicy. "Wagnerowców nie należy lekceważyć"

Obecności w pobliżu naszego terytorium Grupy Wagnera, wspieranej przez Kreml, nie można lekceważyć, ale także - jak sądzi Anna Maria Dyner - nie należy jej przeceniać. Po rewolcie, jaką zorganizował Jewgienij Prigożyn, który przed kilkoma tygodniami ruszył ze swoją armią na Moskwę, bojownicy zostali wysłani na Białoruś i znaleźli się tuż przy polskiej granicy.

- Jest ich tam przynajmniej kilka tysięcy. To osoby dobrze wyszkolone. Oddali wprawdzie swoje militarne wyposażenie rosyjskiej armii, ale nie muszą go mieć. Na Białorusi są przecież ogromne magazyny, nie będzie problemem - jeśli taka decyzja zapadnie w relacjach Rosja-Białoruś - żeby znów pozyskali sprzęt - mówi Anna Maria Dyner.

Najemnicy z Grupy Wagnera szkolą obecnie białoruską armię. Jednak, jak sądzi ekspertka, mogą być też użyci w zadaniu związanym w przerzucaniu migrantów do Polski. Jej zdaniem, nie należy również wykluczać, że powierzone zostanie im zadanie uczestniczenia w prowokacji w Ukrainie. Jak oceniła, mogą - ubrani w ukraińskie uniformy - przeprowadzić operacje, o które będzie można potem oskarżać wojska Kijowa.

Niespokojnie na polskiej granicy

Anna Maria Dyner odniosła się też w "Didaskaliach" do niespokojnej sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Jak podkreśla analityczka, możliwe są tam kolejne prowokacje, a nawet "wejście w kontakt ogniowy" z naszymi służbami.

- Są tam ludzie, którzy w prosty sposób, bez oznaczeń, bez przynależności do służb Rosji czy Białorusi, są w stanie to zrobić. Mogą urządzić prowokacje, wejść w kontakt ogniowy z naszymi służbami chroniącymi granicę, nie przekraczając jej lub nawet po jej przekroczeniu. Niewykluczone jest celowe zrobienie dużej prowokacji, która będzie rezonowała w sferze medialnej. Oni wcale nie muszą tego robić tylko w sposób nielegalny. Jeśli będzie życzenie strony rosyjsko-białoruskiej, to dostaną paszporty białoruskie i przez Stambuł przylecą na przykład do Warszawy, żeby robić choćby rozpoznanie obiektów infrastruktury krytycznej - wymienia ekspertka.

- Już mamy do czynienia z przypadkami prób dywersji i rozpoznania krytycznej infrastruktury, jak kolej, o czym informuje w ostatnim czasie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pojawienie się śmigłowców, które świadomie przekroczyły nasze granice, to próba dla naszego systemu reagowania i destabilizacji sytuacji - uważa politolog.

Białoruska narracja. "Polska chce napadać"

Ekspertka zaznacza, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nie jest korzystna. Jak podkreśla, dochodzi do incydentów, w których atakowani są funkcjonariusze straży granicznej, wybijane są szyby w autach. Zdarzyło się, że do pojazdu pograniczników oddano strzał z kuszy, co wskazuje na akcje, w których udział brać mogły białoruskie siły specjalne.

Jednak Anna Maria Dyner jest przekonana, że do poważniejszych operacji, które mogłyby realnie zagrażać mieszkańcom Polski, nie dojdzie. Gwarantuje to polska przynależność do NATO.

Gościni programu "Didaskalia" komentowała też propagandę rosyjską i białoruską wobec Polski. Podejmowane są różne wątki, wiele z nich ma charakter prowokacji politycznej. Zarówno przemówienia białoruskiego dyktatora, którego prawie nikt nie określa już mianem prezydenta, jak i oficjalne rosyjskie przekazy, skażone propagandowym dodatkiem, sugerują, że Polska wykazuje roszczenie wobec ukraińskich terytoriów.

- Społeczeństwo na wschodzie ma totalnie skrzywiony obraz Polski. I w Rosji to rezonuje, ale już nie na Białorusi, gdzie ludzie mają lepszy obraz tego, co dzieje się u nas, bo widziało to na własne oczy - mówi ekspertka.

Obawia się, że eskalacja zagrożeń szybko nie ustanie. Może być jeszcze groźniej. - Rosjanie, Białorusini będą wykorzystywali nasze podatności. Zagrożone będzie nasze cyberbezpieczeństwo. Zależne od niej jest nasza wrażliwa infrastruktura, na przykład energetyka, koleje, porty lotnicze, gazoporty - zwraca uwagę analityczka.

Podkreśla, że w obliczu takiej sytuacji coraz ważniejsze będą wysokie, nieustannie ewoluujące kwalifikacje polskich służb, ale również świadomość polskiego społeczeństwa, edukacja, wiedza i rozwijanie społecznych kompetencji. Warto też, jak dodaje Dyner, mieć zawsze na uwadze, że wrogie służby będą na wszelkie sposoby testować polską przestrzeń polityczną i społeczną. Taka wiedza może zapobiec wielu operacjom wywiadowczym.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rosjaukrainabiałoruś
Wybrane dla Ciebie