Co wiedział Sobotka, co zeznał Kowalczyk?
Minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk
przyznał, że "nie może zanegować", iż w zeznaniach składanych
przez szefa policji Antoniego Kowalczyka w śledztwie w tzw. aferze
starachowickiej, "zaszły pewne zmiany". Nie chciał jednak ujawnić,
na czym polegają różnice w zeznaniach.
12.10.2003 | aktual.: 12.10.2003 19:20
Tymczasem w niedzielnej audycji Radia Zet "Siódmy Dzień Tygodnia" Janusz Wojciechowski (PSL) i Jan Rokita (PO) zapowiedzieli, że w poniedziałek wystąpią do ministra sprawiedliwości o odtajnienie zeznań komendanta głównego policji. Z pomysłem zgodzili się pozostali goście: prezydent Warszawy Lech Kaczyński (PiS), Roman Giertych (LPR), Tomasz Nałęcz (UP), min. Dariusz Szymczycha z Kancelarii Prezydenta i Józef Oleksy (SLD).
Kurczuk zapytany, co sądzi o odtajnieniu zeznań Kowalczyka powiedział, że rozpatrzy wniosek, który wpłynie do niego oficjalnie, musi jednak sprawdzić, czy ujawnienie pewnych okoliczności jest możliwe w świetle kodeksu postępowania karnego.
W sobotę "Rzeczpospolita" i "Super Express" podały informacje dotyczące akt śledztwa, które kielecka prokuratura przekazała do Sejmu wraz z wnioskiem o uchylenie immunitetu poselskiego b. wiceszefowi MSWiA Zbigniewowi Sobotce. Jak wynika z nich, generał Kowalczyk zmienił swoje wcześniejsze zeznania i przyznał, iż poinformował Sobotkę o planowanej akcji CBŚ.
Prokuratura Okręgowa w Kielcach chce przedstawić Sobotce zarzuty związane z ujawnieniem informacji o akcji Centralnego Biura Śledczego przeciwko starachowickim samorządowcom, dlatego wystąpiła o uchylenie mu immunitetu. Pod zarzutem przekazania takiej wiadomości stoją już posłowie Andrzej Jagiełło i Henryk Długosz (Jagiełło wystąpił z klubu SLD, a Długosz zawiesił swe członkostwo w klubie tej partii).
W reakcji na informacje mediów gen. Kowalczyk oświadczył, że nigdy nikomu nie udostępniał poufnych informacji niezgodnie z prawem. Były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Zbigniew Sobotka powtórzył, że Kowalczyk nie przekazał mu żadnych informacji o planowanej akcji CBŚ w Starachowicach.
"Z ogromnym dystansem" do doniesień prasowych na temat Kowalczyka odnieśli się politycy SLD. Natomiast politycy opozycji nie kryli oburzenia: "jeżeli jest to prawda, to stała się rzecz straszna" - ocenił informacje "Rz" Bronisław Komorowski (PO). "To kwalifikowałoby się do zdrady".
Resort od początku, czyli od ujawnienia przez media przecieku w sprawie starachowickiej (na początku lipca), podkreślał, że "kierownictwo MSWiA nie znało - podobnie jak w wielu innych sprawach, szczegółów działań CBŚ w Kielcach i Starachowicach". Przedstawiając w Sejmie informacje rządu w sprawie tzw. afery starachowickiej, minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik powiedział, że ani on, ani Sobotka nie wiedzieli o przygotowaniu operacji policji i planach zatrzymania gangu w Starachowicach aż do czasu ich realizacji.
Natomiast sobotnia "Rz" prypomianiała także, że jedną z poszlak obciążających Sobotkę i dowodem, że przeciek do posła Andrzeja Jagiełły wyszedł z Warszawy, jest błąd w liczbie osób, które zamierzała policja zatrzymać. Z Kielc omyłkowo podano do centrali, że ma być zatrzymanych 28 osób (w rzeczywistości miało ich być 27). Liczbę 28 podał w swojej informacji dla Kowalczyka Kazimierz Szwajcowski, szef CBŚ. Taką samą liczbę miał przekazać Sobotce Kowalczyk. I tę właśnie liczbę wymienił później w telefonie do starosty starachowickiego Andrzej Jagiełło.