Niedobitki wagnerowców. Niepokojący scenariusz dla Polski

Grupa Wagnera ma zatwierdzony mechanizm działania na wypadek śmierci szefów. Zostanie on wdrożony po potwierdzeniu ich zgonów - donoszą rosyjskie media. Rosną spekulacje na temat losów pozostałych przy życiu dowódców grupy.

Bojownicy grupy Wagnera w miejscu upamiętnienia szefa organizacje w Nowosybirsku
Bojownicy grupy Wagnera w miejscu upamiętnienia szefa organizacje w Nowosybirsku
Źródło zdjęć: © East News | AFP, VLADIMIR NIKOLAYEV
Tomasz Molga

- Ostrzegam przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Najemnicy z grupy Wagnera zostaną zmuszeni do wyrażenia lojalności wobec Władimira Putina. Kontrolę nad nimi przejmie rosyjska armia. Kto wśród nich miał w głowie jakiś plan ucieczki, miał taką możliwość, zrobił to po już nieudanym puczu w czerwcu - ocenia w rozmowie z WP gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych, a obecnie komentator wydarzeń na wojnie w Ukrainie.

Gen. Skrzypczak uważa, że część wagnerowców przemieści się do Afryki, a część podejmie służbę pod dowództwem rosyjskiej armii. Ze zwykłej motywacji, czyli dla pieniędzy. - Jednak i tak jest to właściwie koniec wagnerowców jako formacji, która w pewnym momencie miała ambicje do samodzielnego działania. Najemników przejmą inni dowódcy - tylko ci sprawdzeni, lojalni wobec Kremla - podkreśla.

To odpowiedź na pojawiające się w mediach społecznościowych tezy, iż część wagnerowców przebywających na Białorusi (według danych ukraińskich pod koniec lipca było ich tam około 5 tys.) może próbować ucieczki na Zachód.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najemnicy bez dowódców. Co dalej z grupą Wagnera?

Niepokojący scenariusz opisał analityk ds. wojskowości Grzegorz Kucharski. Wskazywał, że członkowie najemnicznej grupy, którzy wzięli udział w pamiętnym marszu na Moskwę, staną się desperatami walczącymi o przeżycie.

"Nieważne, czy próbę ucieczki podejmie 150 czy 500. Nieważne, czy do naszej granicy dotrze 15 czy 50. Każdy z nich będzie uzbrojonym, wyszkolonym desperatem walczącym o życie. Będzie śmiertelnym zagrożeniem dla funkcjonariuszy Straży Granicznej, żołnierzy na granicy i cywilów w pobliżu" - napisał na Twitterze.

Jak wspomnieliśmy, że wagnerowcy trafili na Białoruś po próbie puczu i marszu na Moskwę, jaki zorganizowali pod koniec czerwca. Nie doszli do stolicy - w rosyjski kryzys wtrącił się Alaksandr Łukaszenka, ogłaszając, że zapewni bezpieczeństwo Jewgienijowi Prigożynowi i jego podwładnym.

Według części analityków po katastrofie samolotu Prigożyna nie będzie już żadnych wiarygodnych porozumień. Marek Meissner, dziennikarz i analityk militarny, zwrócił uwagę, że co najmniej 10 komendantów polowych (o dużym znaczeniu w grupie Wagnera) wciąż żyje. To zaś sugeruje, że zapewne zbiorą się, by zdecydować, jak organizacja odpowie Kremlowi.

Krótko po informacjach o katastrofie samolotu Prigożyna, sympatyzujące z wagnerowcami konta na Telegramie ogłosiły, że istnieje "od dawna zatwierdzony mechanizm działania na wypadek śmierci" szefów grupy.

"Jest on zatwierdzany i wprowadzany automatycznie dla wszystkich dowódców PKW Wagner. Jeżeli śmierć biznesmena lub dowódcy Grupy Wagnera Dmitrija Utkina podczas katastrofy biznesowego odrzutowca zostanie potwierdzona, algorytm zostanie natychmiast uruchomiony" - czytamy w doniesieniach z Telegrama. Rosyjskie źródła milczą na temat tego, co dokładnie oznacza ten mechanizm.

Katastrofa samolotu Prigożyna
Katastrofa samolotu Prigożyna© WP

- Rosyjskie władze podejmą albo już podjęły próbę przejęcia kontroli nad grupą Wagnera. Być może dlatego Prigożyn zginął dopiero po dwóch miesiącach od puczu, bo potrzebny był czas na przygotowania do takiej operacji - komentuje dr hab. Krzysztof Żęgota z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, który zajmuje się polityką bezpieczeństwa Rosji.

- Scenariusz, w którym niedobitki wagnerowców z Białorusi tworzą zagrożenie dla naszych granic oceniam jako nadal mało prawdopodobny. Za wcześnie na takie dywagacje, choć trzeba uważnie obserwować kolejne wydarzenia - podsumowuje.

Śmierć Prigożyna. Odpowiedzialni za samolot przepadli

Tymczasem dziennikarze z niezależnego serwisu śledczego WCzK-OGPU (autorzy zajmują się ujawnianiem na Telegramie tajemnic Kremla) relacjonują, że kilka osób odpowiedzialnych za loty szefa grupy Wagner zapadła się pod ziemię.

Rosyjscy śledczy nie mogą odnaleźć Artema Stiepanowa - osobistego pilota Prigożyna. "Miał dostęp do samolotu, przed eksplozją wyjechał na Kamczatkę i nie ma z nim kontaktu. Stiepanow jest poszukiwany przez organy ścigania, być może nie przebywa już na terenie Federacji Rosyjskiej" - donosi serwis.

Wspólnik pilota nie pojawia się w biurze w Moskwie od trzech dni. Dziwnym zbiegiem okoliczności poza zasięgiem prokuratorów jest też Olga Gubarewa, szefowa firmy "MNTAERO", do której należał odrzutowiec Embraer, który uległ katastrofie. Wiadomo, że przebywa na wakacjach na Kaukazie, ale nie odbiera telefonu.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie