Co się stanie z naszą klasą?
Choć serwis Nasza-klasa.pl ma dopiero rok, już widać koniec jego działalności.
Jego amerykański wzór Classmates.com właśnie chyli się ku upadkowi
10.01.2008 | aktual.: 10.01.2008 10:42
To niewątpliwie najbardziej spektakularny sukces ostatnich lat w polskim Internecie. Rok temu serwis Nasza-klasa.pl praktycznie nie istniał, dziś ma – według deklaracji prowadzących – około czterech milionów użytkowników.
Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, wyjaśniam: Nasza-klasa.pl to społecznościowy portal, który ułatwia odnalezienie koleżanek i kolegów ze szkół, do których kiedyś chodziliśmy. Po prostej rejestracji mamy dostęp do listy szkół i uczelni z całej Polski, którą możemy w razie potrzeby samodzielnie rozbudowywać. Gdy odnajdziemy odpowiednią szkołę, możemy zapisać się do klasy, do której uczęszczaliśmy, i spotkać tam starych znajomych – oczywiście tych, którzy już wcześniej tu trafili.
W tym momencie zaczyna się główna część zabawy – ukochane przez wszystkich oglądanie zdjęć dawnych znajomych (Kuba wyłysiał, a Kaśka wygląda jak salceson) i wysyłanie e‑maili w rodzaju: „Hej, miło was widzieć po latach. Co tam słychać dobrego?”.
To już właściwie cała funkcjonalność serwisu i jego największa siła. Dzięki banalnie prostemu interfejsowi z Naszej-klasy.pl może łatwo korzystać zarówno młody informatyk, jak i 70‑latek, który z komputerem ma kontakt głównie za sprawą wnuków. Schemat jest prosty: rejestracja, odnalezienie klasy, nawiązanie kontaktu.
Błyskawiczny rozwój serwisu nie pozostał niezauważony – we wrześniu fundusz inwestycyjny European Founders odkupił od jego twórców 20 procent udziałów w portalu, którego wartość szacuje się na blisko 15 milionów złotych. Przy okazji o stronie zrobiło się głośno, co zaowocowało kolejnym gwałtownym skokiem liczby użytkowników i osiągnięciem niezwykłej jak na nasze warunki liczby ponad czterech milionów zarejestrowanych kont. Jak jest to wiele, może uświadomić fakt, że według ostatnich szacunków wszystkich polskich internautów jest nie więcej niż 12 milionów, a więc co trzeci należy do Naszej‑klasy.pl.
Widmo Pana Gąbki
Ten sielankowy obraz serwisu cudu to jednak tylko pozory. Popularność strony stała się jej największą zmorą, bo nieprzygotowani na napływ tak wielkiej liczby użytkowników twórcy systemu polegli na całej linii. W pewnym momencie pod adresem Nasza-klasa.pl najczęściej można było zobaczyć niesławnego Pana Gąbkę – niezbyt mądry rysunek gąbki (a może to kawał żółtego sera?) z oczami i wielkimi zębami – który chowa się pod kartonowym pudłem. Obok napis: „Serwery są przeciążone... Prosimy spróbować ponownie za chwilę”. Sytuacja poprawiła się dopiero na początku stycznia, gdy przeniesiono stronę do nowej serwerowni w Poznaniu. Niestety, przenosiny nie odbyły się płynnie – znowu przez kilka godzin strona nie działała, a zespół portalu mętnie tłumaczył to kłopotami ze zmianą adresu na serwerach DNS. Takie podejście spowodowało, że spora część internautów, zwłaszcza tych bardziej zaawansowanych, uznała Naszą-klasę.pl i przynależność do niej za synonim żenady. Tak popularnej stronie po prostu nie wypada nieustannie
„sypać się” przez ponad trzy miesiące, w dodatku nie oferując użytkownikom niczego poza mało zabawnym obrazkiem.
Twórcom serwisu zarzuca się też pozbawione inwencji zerżnięcie pomysłu z podobnych serwisów zagranicznych. Faktem jest, że Nasza-klasa.pl to klon stron takich jak: Classmates.com, Reunion.com czy Alumni.net. Przy okazji padają zarzuty, że polska ciemna masa internautów w owczym pędzie lgnie do beznadziejnego serwisu, nie widząc jego oczywistej wtórności i nieudolnego prowadzenia. No cóż – liczby mówią same za siebie. Skoro jedna trzecia polskich internautów uznała, że warto oglądać Pana Gąbkę, jeśli tylko uda się dzięki temu spotkać znajomych sprzed lat, to widocznie twórcy portalu dobrze trafili, a jęczenie „starych wyjadaczy” to zwykłe marudzenie.
Znam już wszystkich
Kłopot jednak w tym, że największy, liczący ponad 11 milionów użytkowników serwis tego typu – Classmates.com – właśnie chyli się ku upadkowi. Jego właściciel w popłochu wycofał się z pomysłu emisji akcji, gdy okazało się, że zainteresowanie papierami jest znikome. Czemu tak się stało?
Serwisy typu „spotkajmy się po latach” mają pewną zasadniczą wadę. Gdy już uda się zgromadzić większość znajomych z klasy, pośmiać się z łysiny Kuby i aparycji Kasi, pokazać zdjęcia swoich dzieci i wymienić kontakty, strona staje się zwyczajnie niepotrzebna. Często jednym z kroków jest jeszcze klasowe spotkanie, na którym wspólne tematy kończą się po godzinie, a potem zapada kłopotliwe milczenie. Po takiej konfrontacji z rzeczywistością zamiera większość kontaktów e-mailowych, bo o czym tu jeszcze można gadać?
Jednym z poważniejszych problemów serwisu wydaje się powielenie błędów poprzedników. Jego popularność opiera się na zdrowej i naturalnej nostalgii, która jednak nie będzie trwała wiecznie. Dosyć szybko okaże się, że większość osób ze starej szkoły kompletnie nas nie interesuje, a do utrzymywania kontaktu z pozostałymi nie jest potrzebne nic ponad komórkę i e-mail. To właśnie moment, w którym polski serwis miałby szansę prześcignąć resztę świata. Potrzebny byłby pomysł na zatrzymanie użytkowników, którzy w przeciwnym wypadku przestaną wkrótce logować się do serwisu. Efektem będzie wielkie cmentarzysko nieużywanych przez nikogo kont.
Nasza-klasa.pl może na razie zarabiać głównie na reklamach i ewentualnych programach partnerskich z firmami oferującymi usługi. Jednak atrakcyjna będzie tylko wtedy, gdy zdoła zaoferować reklamodawcom precyzyjne profile użytkowników, informacje o ich preferencjach, zarobkach, zawodzie. Tymczasem jedynym atutem serwisu jest wiedza o wieku każdego zapisanego, a to za mało, by dobrze sprzedać swoją powierzchnię.
Kopalnia niebezpiecznej wiedzy
Drugim problemem strony jest kompletny brak troski o ochronę danych użytkowników. Po zapisaniu się do serwisu pod dowolnym, również zupełnie fałszywym, nazwiskiem uzyskujemy dostęp do zdjęć i informacji o grupie znajomych każdego, kto należy do Naszej-klasy. Już to daje możliwość prześledzenia kontaktów i towarzyskich układów każdego użytkownika, a niewiele więcej trzeba, by zdobyć adres e-mailowy czy numer GaduGadu.
Choć większość internautów skłonnych jest lekceważyć ochronę osobistych informacji, problem może stać się naprawdę poważny. Przykładem jest choćby sprawa policjantów, którzy zaczęli zamieszczać w sewisie zbiorowe zdjęcia ze szkoły policyjnej. Na fotografiach pojawiali się obok siebie zarówno zwykli posterunkowi, jak i agenci pracujący incognito w niebezpiecznych środowiskach. Takie zestawy to wymarzone źródło informacji dla dbających o swoje interesy przestępców. Dopiero interwencja władz policji doprowadziła do usunięcia dekonspirujących zdjęć.
Choć to dość szczególny przypadek, nietrudno sobie wyobrazić sytuację, gdy na Naszej-klasie pojawi się zdjęcie sędziego, który gdzieś w zamierzchłych licealnych czasach przyszedł na trawkowowódczaną imprezę. Choćby on sam nigdy nie próbował narkotyków, może to stać się dla niego źródłem poważnych kłopotów. Co to wszystko oznacza dla portalu? Nic dobrego. Być może się mylę, ale sądzę, że 2008 rok będzie początkiem końca serwisu. Wszyscy, którzy mieli możliwość i ochotę z niego skorzystać, zrobią to, pozostali i tak nie dołączą do grona użytkowników. Liczba zarejestrowanych będzie wciąż rosła, jednak wzrost liczby odsłon zwolni, a potem się zatrzyma. Po jakimś czasie serwis zamrze, spełniwszy swoją funkcję, straci sens istnienia. No, chyba że jego twórcy mają rękawy pełne asów.
Piotr Stanisławski
Społeczności potrzebują liderów
Nasza-klasa.pl to przedstawiciel najmodniejszej obecnie w Internecie grupy serwisów społecznościowych. Pod hasłem Web 2.0 gromadzą one wszystkie te strony, które opierają się na inicjatywie i zaangażowaniu samych użytkowników, dając zwykłemu internaucie narzędzia do tworzenia i publikowania wymyślonych przez niego treści. Na czele stawki są tacy giganci jak Myspace czy Facebook i to oni wydają się najlepiej wykorzystywać potencjał tkwiący w masie zwykłych użytkowników. Z drugiej strony serwisy takie jak Classmates czy Naszaklasa, mimo że ich podstawą jest potężna siła, jaką jest nostalgia, i mają miliony członków, dość szybko się wypalają i tracą impet.
Wygląda na to, że różnica między tymi serwisami społecznościowymi polega na bazowaniu na różnego typu relacjach między ludźmi. Strony typu „spotkajmy się po latach” wykorzystują dawne, nieistniejące już sieci powiązań, które „odmrożone” po latach dość szybko okazują się zupełnie nieaktualne. Klasowy głupek skończył świetną uczelnię, a prymuska wylądowała na smutnym bezrobociu.
Tymczasem Facebook, który ma dziś około 58 milionów użytkowników, wyrósł ze środowiska akademickiego i po prostu przeniósł do Internetu układ relacji istniejących na uniwersytetach. Ta metoda okazała się nie tylko skuteczniejsza, ale też znacznie trwalsza. Jeszcze jedną przeszkodą, którą napotkały serwisy społecznościowe, jest nadmiar wiary w szeregowych internautów. Choć chętnie korzystają oni z gotowych systemów i narzędzi, ich kreatywność zwykle wypala się po kilku tygodniach, a wtedy potrzebny jest animator społeczności mający mnóstwo świetnych pomysłów. Na tym poległo Grono.net, niegdyś kultowa polska strona społecznościowa, która w zeszłym roku dała się prześcignąć nie tylko Naszej-klasie.pl, ale nawet Fotce.pl. Dziś Grono.net praktycznie przestało się rozwijać, bo jego twórcom zabrakło pomysłów. Uwierzyli w użytkowników serwisu i przegrali.