ŚwiatCo robi ten weteran Iraku i Afganistanu? Przeprowadzki i fuchy za 20 zł

Co robi ten weteran Iraku i Afganistanu? Przeprowadzki i fuchy za 20 zł

Co może robić uniewinniony od zarzutu zbrodni wojennej komandos elitarnej jednostki, którego wyszkolenie kosztowało podatnika z milion złotych, a doświadczenie z wielu misji jest bezcenne? - Teraz to biorę fuchy za 20-30 złotych. Przeprowadzki, odprowadzanie samochodów. Chciałem zostać kurierem oraz ochroniarzem, ale wszędzie trzeba zaświadczenia o niekaralności. Jedna wielka d... - zwierza się Wirtualnej Polsce sierżant Tomasz Borysiewicz, jeden z żołnierzy uczestniczących w tragicznej akcji pod Nangar Khel w Afganistanie.

Co robi ten weteran Iraku i Afganistanu? Przeprowadzki i fuchy za 20 zł
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Tomasz Molga

16.08.2017 | aktual.: 16.08.2017 13:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Kiedy wsadzali mnie do aresztu byłem oskarżany o zbrodnię wojenną i ludobójstwo. Po wielu latach było uniewinnienie od zarzutu. Ostatecznie skazano mnie za niewłaściwie wykonany rozkaz i nieostrożne obchodzenie się z bronią. To tak jakbym rzucił niedopałek na ulicę - komentuje swoją sprawę Tomasz Borysiewicz, uczestnik akcji pod Nangar Khel. Brzmi groteskowo, lecz formalnie sprawa Nangar Khel skończyła się dla niego wyrokiem 2 lat więzienia w zawieszeniu za "złe wykonanie rozkazu i nieostrożne obchodzenie się z bronią". Pozornie łagodna kara przynosi jednak surowe konsekwencje

- Bezskutecznie próbowałem zostać ochroniarzem oraz kurierem. Tak, że teraz pracuję w przeprowadzkach i biorę fuchy za 20-30 złotych - opowiada komandos. Na zatarcie kartoteki kryminalnej musiałby czekać jeszcze około 3 lat. W jego głosie słychać żal i gniew.

To dlatego do Kancelarii Prezydenta RP ma wpłynąć wniosek o ułaskawienie sierżanta. Ten uczestnik tragicznej akcji w Afganistanie był odznaczany za odwagę podczas misji w Iraku, służył też w Kosowie. Za inicjatywą stoją współpracownicy i znajomi komandosa m.in. dziennikarka pisząca o sprawach wojska Edyta Żemła, a także posłanka PO Joanna Kluzik-Rostkowska.

Życie po aferze

- Ułaskawienie pomogłoby mi stanąć na nogi. Rodzinę, opinię i całe pieniądze straciłem już dawno. Teraz walczę o przetrwanie - mówi Wirtualnej Polsce sierżant Tomasz Borysiewicz. Dodaje, że przez skazanie nie może znaleźć stałej pracy. Chciał zająć się szkoleniem strzeleckim, przez wyrok nie może uzyskać pozwolenia na broń. Udziela wykładów w firmie Grom Combat Adventure. Wcześniej na kilka miesięcy wynajął się do ochrony na statkach i walczył z somalijskimi piratami.
Borysiewicz dodaje, błahe zarzuty z jakich skazano jego i innych uczestników akcji, istnieją tylko po to, aby uniewinnieni od zarzutu zbrodni wojennej żołnierze nie domagali się odszkodowań. Mogliby za to, jak potraktowało ich polskie państwo. Sierżant podaje przykład swojego podwładnego Damiana Ligockiego. - Na początku oskarżonego o ostrzelanie wioski z wielkokalibrowego karabinu maszynowego. Udowodniono, że nie strzelał. Jednak jego sprawa została warunkowo umorzona. Ani nie został skazany, ani nie uniewinniony - wspomina dalej Borysiewicz.

Macierewicz wchodzi do akcji

W sprawie jest więcej polityki niż można się spodziewać. Przypomnijmy tło wydarzeń z 2007 roku. Obrońca żołnierzy z Nangar Khel, mecenas Andrzej Reichelt wskazuje, że po likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych polski kontyngent w Afganistanie został bez ochrony kontrwywiadowczej. Dlatego na atak Talibów odpowiedzią polskich żołnierzy było ostrzelanie słabo rozpoznanych wzgórz. Śmierć sześciorga cywilów to tragiczny wypadek. W sprawie Nangar Khel wyjątkowo aktywny miał być Antoni Macierewicz, słynny "likwidator", a wówczas szef SKW. Pierwszy nazwał wydarzenie przestępstwem. W służbowej notatce ujawnił możliwość matactwa, choć siedział w biurze w Warszawie. - On nas wszystkich powsadzał - dodaje gorzko Borysiewicz.

Wspomina spektakularną akcję zatrzymania uczestników akcji. Było to już kilka tygodni po powrocie z misji, żołnierze w asyście mediów, zostali zatrzymani przez Oddział Specjalny Żandarmerii Wojskowej. W 2011 roku Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich żołnierzy od zarzutu zbrodni wojennej. Prokuratura złożyła apelację, po czym sprawa ponownie wróciła do rozpatrzenia do sądu. W lutym 2016 roku Izba Wojskowa Sądu Najwyższego orzekła, że żołnierze nie są winni zbrodni wojennej. Sąd wymierzył im wyroki za przestępstwa przeciwko dyscyplinie wojskowej. Pierwszy o ułaskawienie żołnierzy przez prezydenta zaapelował były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.

Jeśli teraz wniosek o ułaskawienie trafi na biurko prezydenta, to Andrzej Duda będzie mógł wykonać gest wobec szefa MON, którego nie darzy sympatią. Nad sprawą znowu zawiśnie cień polityki.

Tomasz Borysiewicz ma teraz 40 lat. Jako doświadczony na misjach w Kosowie, Iraku i Afganistanie żołnierz mógłby jeszcze służyć armii swoim bezcennym doświadczeniem. Tuż po wypadkach zaoferowano mu stanowisko kucharza. Nie mówi o powrocie do służby. - Na pewno nie do armii Macierewicza - zaznacza.

wojskoprezydentantoni macierewicz
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (944)