"Co nam może zrobić Rosja?"
Po parafowaniu przez Polskę i USA umowy o budowie tarczy antyrakietowej z Moskwy zaczęły płynąć niepokojące sygnały. Rosyjscy generałowie zapowiadają, że Polskie miasta staną się celami dla rakiet, a kontyngenty wojskowe w Obwodzie Kaliningradzkim i na Białorusi zostaną zwiększone. Czy rzeczywiście jest się czego bać?
18.08.2008 | aktual.: 18.08.2008 12:35
Wojna w Gruzji pokazała, że coś się w rosyjskiej polityce zmieniło. Po latach wewnętrznego umacniania państwa przyszedł czas na ekspansję. Rosja intensyfikuje wysiłki na rzecz reintegracji obszaru Wspólnoty Niepodległych Państw, co zagraża interesom Polski.
Rosji nie wolno nigdy lekceważyć, ale powtórka scenariusza gruzińskiego w odniesieniu do republik bałtyckich, Ukrainy a tym bardziej Polski jest, według mnie, niemożliwa. Brutalnie mówiąc, Gruzja to dla wielu przywódców zachodnich kraj odrobinę ważniejszy od Konga. Nad agresją w rejonie Kaukazu łatwiej jest przejść do porządku dziennego niż nad ekspansja rosyjską na tereny Europy Środkowo-Wchodniej. Poza tym republiki bałtyckie i Polska są członkami NATO i UE. W nieco gorszej sytuacji jest Ukraina, jednak i ona jest postrzegana na zachodzie jako kraj bardziej europejski niż Gruzja.
Jak więc mamy traktować rosyjskie groźby? Jako czystą propagandę. Skierowanie rakiet na inny cel niż dotychczasowy trwa kilka minut. Różnica jest więc taka, czy rakiety odpali się po minucie od rozkazu, czy po sześciu minutach. Nie ma to żadnego znaczenia militarnego. Ma jednak duży wydźwięk propagandowy. Służy pokrzepieniu serc narodu rosyjskiego i przestraszeniu Polaków. Jak widać, rosyjskie deklaracje odniosły zamierzony skutek - według badań opinii społecznej ponad połowa Polaków boi się agresji rosyjskiej.
Czy to znaczy, że jesteśmy bezpieczni? Nie. Moskwa będzie nas chciała ukarać, ale nie militarnie. Dużo skuteczniejszą bronią jest szantaż energetyczny oraz sabotowanie EURO 2012. Można też połączyć jedno z drugim - brak dostaw energii z powodu "awarii" w czasie mistrzostw sparaliżowałby całą imprezę. Poza tym, za jednym zamachem ukarana była by i Polska i Ukraina.
Aby czuć się bezpiecznie musimy zadbać o trzy kwestie. Pierwsza i podstawowa to powtarzana od lat jak mantra dywersyfikacja dostaw surowców energetycznych. Zapotrzebowanie na energię elektryczną co roku wzrasta, a w związku z EURO będzie jeszcze większe. Niestety do 2012 roku jest za mało czasu by zrealizować jakiś duży projekt energetyczny. Ignalina II jeszcze nie powstanie, a projekt budowy naszej elektrowni atomowej jest ciągle w sferze planów. Możemy jednak zmodernizować obecnie istniejące elektrownie i przede wszystkim zapewnić im należytą ochronę. Sytuacja z Bełchatowa nie może się powtórzyć. Skoro grupie ekologów udało się dostać na komin elektrowni, to tym bardziej nie będą z tym mieli problemów "nieznani sprawcy".
Druga priorytetowa sprawa to EURO 2012. Mistrzostwa musimy traktować jaki projekt polityczny, nie tylko sportowy. Dla Ukrainy to niepowtarzalna szansa na przekonanie do siebie wpływowych ludzi w Europie i otwarcie perspektywy członkostwa w UE. Ukraina po udanych mistrzostwach będzie zdecydowanie bliżej Europy niż Rosji. Dlatego skompromitowanie Ukraińców jako organizatorów EURO, albo odebranie im projektu przez UEFA byłoby ogromnym sukcesem Moskwy.
Wreszcie należy zadbać o modernizację, profesjonalizację i dozbrojenie polskiej armii. W teorii stosunków międzynarodowych funkcjonuje koncepcja dylematu bezpieczeństwa. Zgodnie z nią nie powinno się zbroić, bo spowoduje to zbrojenia przeciwnika i doprowadzi do wojny. W relacjach z Rosją należy takie podejście zdecydowanie odrzucić. Rosja szanuje siłę. Wojna, co prawda, nam nie grozi, ale silna armia będzie skuteczniej studzić imperialne nastroje.