Co dla Ukrainy oznaczałaby ewentualna prezydentura Donalda Trumpa?
• Wypowiedzi Donalda Trumpa na temat Putina i Krymu budzą obawy Ukraińców
• Analityk PISM: wsparcie dla Kijowa może zniknąć, jeśli Trump poświęci relacje z Ukrainą na rzecz polepszenia stosunków z Moskwą
• Z kolei ekspert ds. Rosji podkreśla, że istotna jest postawa samych Ukraińców
• "Im bardziej niestabilna gospodarczo i politycznie będzie Ukraina, tym większa będzie karta przetargowa Rosji"
22.09.2016 | aktual.: 23.09.2016 10:44
"Złowieszczy cień wychwalającego Putina Donalda Trumpa wisi nad krajem, który Putin próbuje rozerwać" - pisała niedawno na łamach amerykańskiego The Daily Beast moskiewska korespondentka serwisu Anna Niemcowa. W swoim materiale przypomina poważne obawy Ukraińców związane z kandydaturą na urząd prezydenta USA amerykańskiego biznesmena, jakie pojawiły się na ostatniej konferencji Jałtańskiej Strategii Europejskiej - z racji anektowania przez Rosję Krymu w 2014 r., odbywającej się w Kijowie.
Nie są one bezpodstawne, bo wypowiedzi Trumpa z ostatnich miesięcy na temat Rosji i Ukrainy budziły kontrowersje nawet w USA. Kandydatowi republikanów zdarzyło się m.in. powiedzieć, że prezydent Rosji to większy przywódca niż Barack Obama. A w wywiadzie z ABC News stwierdził, że Putin "nie wejdzie na Ukrainę". Gdy prowadzący rozmowę dziennikarz zwrócił uwagę, że Rosja "już tam jest", Trump ocenił, że jest to wina obecnego prezydenta. Później dodawał też, że mówiąc, iż Rosjanie nie wejdą na Ukrainę, miał na myśli czas, w którym to on będzie urzędował. Cieniem na jego wyścigu wyborczym położyła się też sprawa Paula Manaforta - szefa kampanii Trumpa, który był wcześniej konsultantem politycznym obalonego ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. Według doniesień dziennika "New York Times" miał też otrzymywać płatności z nielegalnych kont Partii Regionów. Manafort zaprzeczał, ale zrezygnował z funkcji (czytaj więcej)
.
Ostatnio z kolei Trumpowi wypomniano, że zignorował zaproszenie na spotkanie z obecnym prezydentem Ukrainy Petro Poroszenko, który gości w Nowym Jorku na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Co więc dla Ukrainy oznaczałaby prezydentura Donalda Trumpa?
Koniec pomocy?
Andrzej Dąbrowski, analityk ds. USA Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, podkreśla, że na kwestię tę "należy spojrzeć z perspektywy dotychczasowego wsparcia Waszyngtonu dla rządu w Kijowie". Jak przypomina, USA nie tylko udzielały Ukrainie politycznego poparcia, także w ramach NATO, ale również wartej miliony dolarów pomocy militarnej w postaci środków nieofensywnych i wysłały do Kijowa swojego doradcę - emerytowanego generała Johna Abizaida. W sierpniu tego roku serwis Apostrophe.ua, powołując się na ukraińskie ministerstwo obrony, opisywał, że od 2014 r. Waszyngton przeznaczył na ten cel 117 mln dolarów, dostarczając ukraińskim siłom m.in. urządzenia komunikacji, zapasy medyczne, radary, sprzęt saperski czy pojazdy HMMWV.
Ta pomoc może wkrótce się istotnie zwiększyć nie tylko o środki nieśmiercionośne. Analityk PISM wskazuje na doniesienia serwisu Radia Wolna Europa o przegłosowaniu przez Izbę Reprezentantów amerykańskiego Kongresu zgody na dostarczanie broni na Ukrainę. Dokument trafi teraz do Senatu USA.
- Takie wsparcie (dla Kijowa - red.) mogłoby zniknąć, gdyby Trump, który potencjalnie może wygrać wybory, zdecydowałby się poświęcić dobre relacje z Ukrainą na rzecz polepszenia stosunków z Moskwą - ocenia Dąbrowski.
Także ekspert ds. Rosji Robert Cheda przyznaje, że Donald Trump dał w swojej kampanii wyborczej jasno do zrozumienia, że chce dobrych stosunków, a może nawet współpracy z Rosją, a to oznacza faktyczną zgodę na status quo na Ukrainie. - To jest jednak kampania przedwyborcza. Wątpię, żeby takie stanowisko Trumpa nie wywołało sprzeciwu Departamentu Stanu, a przede wszystkim Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, bo Ukraina ma dla USA znaczenie geopolityczne i militarne - ocenia.
To, jakie będą dalsze relacje między USA i Ukrainą, zależy jednak przede wszystkim od samego Kijowa. - Jeśli Ukraińcy nie zaprowadzą porządku u siebie, to Amerykanie będą odpuszczać sobie ten kraj, bo nie są w stanie zagwarantować takiej jego ewolucji, która byłaby dla nich korzystna - mówi ekspert, zaznaczając, że Ukraina jest "obszarem politycznie trudnym do zarządzania, nawet przy współpracy z Zachodem".
O ile więc Kijów chce ją kontynuować i liczy na dalszą pomoc z Europy i USA, musi sam postawić na reformy.
Co zrobi Rosja?
Sporo kontrowersji wzbudziła także wypowiedź Trumpa dla ABC News, że "z tego co słyszał, mieszkańcy Krymu wolą być z Rosją". Analityk PISM nie przewiduje jednak, że biznesmen i polityk jako prezydent USA byłby gotowy do uznania aneksji tego półwyspu przez Rosję. - Jeśli miałyby paść takie deklaracje ze strony Białego Domu, nawet pod rządami Trumpa, to tylko w bardzo wyjątkowych okolicznościach - gdyby doszło do przełamania polityki Władimira Putina na wschodzie Ukrainy, a to mało prawdopodobne - dodaje.
Andrzej Dąbrowski nie spodziewa się również, że Rosja podjęłaby dalsze działania wojskowe przeciw Ukrainie, gdyby w USA zwyciężył Donald Trump. Podobnego zdania jest Robert Cheda, który zaznacza jednak, że Moskwa już podejmuje jednak inne niemilitarne kroki. Jak wyjaśnia ekspert, Kreml próbuje przekonać Zachód, że rozmowy na temat rozwiązania sprawy Ukrainy powinny się toczyć nie tyle z udziałem Europy i Rosji, co USA i Rosji. - Kreml będzie dążył do zawarcia określonego "dealu" z Amerykanami. I im bardziej niekorzystnie będzie się rozwijała sytuacja wewnętrzna na Ukrainie, im mnie stabilny gospodarczo i politycznie będzie ten kraj, tym większa będzie karta przetargowa Rosji - ostrzega.
Mimo więc obaw części Ukraińców, kto obejmie urząd prezydenta w Waszyngtonie, przyszłość ich kraju nie leży w rękach Białego Domu, a przede wszystkim w ich samych.