Co dalej z SLD?
SLD bardziej opłaca się prezydent Kaczyński niż Komorowski. Najgorsze, co mógłby zrobić Napieralski przed wyborami samorządowymi, to robić czystki wewnątrz partii. To byłby ogromny błąd - mówi Wirtualnej Polsce dr Marzena Cichosz, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.
30.06.2010 | aktual.: 30.06.2010 22:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie poprę ani Komorowskiego, ani Kaczyńskiego – obwieścił wczoraj szef SLD Grzegorz Napieralski po kilkudniowych rozmowach z wyborcami, szefami regionów i zebraniach partyjnych. Prosił też internautów, żeby pomogli mu wskazać właściwego kandydata na prezydenta.
"Moi wyborcy to ludzie świadomi i odpowiedzialni. Im pozostawiam wybór" – oświadczył w krótkim apelu szef SLD. – Zrobił dobrze. Tym bardziej, że przekazanie swojego poparcia jednemu z kandydatów przez lidera partii, wcale nie oddziałuje silnie na elektorat. A ten jest w Polsce dość chwiejny, bazujący bardziej na emocjach, przekorny. Poparcie autorytetów politycznych wcale nie musi przynieść pożądanego skutku – mówi Wirtualnej Polsce dr Marzena Cichosz z Uniwersytetu Wrocławskiego i dodaje, że decyzja ta może natomiast wzmocnić Grzegorza Napieralskiego jako lidera partii.
Dlaczego? Bo daje mu lepszą pozycję (jako przewodniczącego rosnącego w siłę SLD) przed wyborami samorządowymi, a następnie – budowania koalicji w samych samorządach. – Przede wszystkim pozwalając mu zachować większą elastyczność w doborze strategii – mówi politolog.
Scenariusze 4 lipca są dwa: albo wygra Komorowski, albo Kaczyński. Jakie znaczenie będzie miała dla Napieralskiego wygrana kandydata PO? W przypadku współpracy rządowej koalicji PO-PSL i prezydenta lubiącego stawiać na swoim, SLD może znaleźć się na politycznym marginesie. Tym bardziej, że ani PiS, ani PO – jak zauważa w „Rz” publicysta Michał Szułdrzyński – lewica nie będzie potrzebna, gdy „nie będzie gry o obalenie weta”. Ale ostatecznie może być zupełnie inaczej: pozycja SLD wcale nie osłabnie. – Niezależnie, który kandydat na prezydenta wygra, jego partia może tracić poparcie – mówi dr Cichosz i zauważa, że niezależnie od wygranej Komorowskiego czy Kaczyńskiego, SLD będzie miało możliwość poszerzenia swoich wpływów, ale za każdym razem o inny elektorat. Choć w przypadku wygranej kandydata PO jego zdobycie byłoby trudniejsze. Musiałby to być elektorat promodernizacyjny, stojący po stronie PO.
Co jeśli wygra Kaczyński? „SLD stałoby się ważnym graczem, od którego poparcia zależy los najważniejszych rządowych ustaw. Lewica pozostawałaby wtedy w centrum uwagi i mogła wchodzić w alianse raz z jednym, raz z drugim partnerem” – pisze w „Rz” Szułdrzyński, a dr Cichosz mówi Wirtualnej Polsce: – Bez dwóch zdań byłaby to łatwiejsza sytuacja dla Napieralskiego. Ale wszystko zależałoby od przyjętej przez niego strategii. Przy takim rozwiązaniu SLD mogłoby szukać elektoratu wśród segmentów wspierających obecnie i PiS i PO. Byłaby na przykład większa szansa zdobycia elektoratu prosocjalnego, dziś głosującego jeszcze na PiS.
Choć wygrana Kaczyńskiego – przynajmniej teoretycznie – jest Sojuszowi bardziej na rękę, lider SLD, paradoksalnie, nie mógł zrobić inaczej, jak tylko nie poprzeć kandydata PiS. – Poparcie człowieka tak silnie związanego z IV RP byłoby nie do przyjęcia przez lewicowy elektorat. Napieralski musiałby się wyprzeć własnych słów – mówi dr Cichosz. W wygłoszonym wczoraj apelu Napieralski przypominał, że w budowaniu IV RP wspólnie uczestniczyły PiS i PO. Podczas gdy Kaczyński przedstawił ustawy, które ją tworzyły, Komorowski - ochoczo za nimi głosował. To jednak zupełnie nie przeszkadza niektórym politykom SLD w wygłaszaniu oficjalnego wsparcia dla jednego z kandydatów. Poseł Wacław Martyniuk z SLD oficjalnie zadeklarował, że w drugiej turze odda głos na Bronisława Komorowskiego, kandydat PO uzyska też poparcie Ryszarda Kalisza. – Bronisław Komorowski jest bliższy wartościom, które reprezentuje moje środowisko – mówił w TOK FM Kalisz.
Niewątpliwie 14-procentowe poparcie w pierwszej turze, to dopiero początek, a nie koniec, dla nowej polskiej lewicy. Napieralski doskonale wie, że musi walczyć o budowanie tożsamości i niezależności SLD. – W takich okolicznościach Napieralski nie może sobie pozwolić na czystki wewnątrz partii. Tym samym strzeliłby sobie w stopę – mówi dr Cichosz i zauważa, że dla SLD rozpoczęła się już kampania przed wyborami samorządowymi, a później – parlamentarnymi. Doprowadzanie w takim okresie do rozłamów byłoby dużym i zupełnie niepotrzebnym błędem.
Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się w najbliższą niedzielę 4 lipca.
Anna Kalocińska, Wirtualna Polska