Co czeka USA i świat w 2035 roku? Pentagon prognozuje zagrożenia na najbliższe 20 lat
• Najbliższe dwie dekady będą trudnym czasem dla USA i ich sojuszników
• Ameryce nie uda się utrzymać globalnej dominacji z ostatnich 25 lat
• Coraz więcej państw będzie dążyło do podważenia tej hegemonii
• Zagrożeniem dla światowej stabilności może być rosnąca lista krajów upadłych
• Rozwój nowych technologii ma sprzyjać terrorystom i organizacjom przestępczym
• Dla Polski niebezpieczne będzie potencjalne osłabienie "tradycyjnych sojuszy USA"
03.08.2016 | aktual.: 03.08.2016 14:40
Opracowany przez Pentagon obszerny raport "Joint Operating Environment 2035" ("Środowisko Operowania Połączonego 2035") ma dać odpowiedź, jak USA już dziś powinny wydawać pieniądze przeznaczone na obronność, by sprostać wyzwaniom mogącym pojawić się na horyzoncie w przeciągu najbliższych 20 lat. Należy podkreślić, że autorzy dokumentu nie przewidują przyszłości, tego bowiem nie potrafi nikt. Jest to natomiast próba wychwycenia i przeanalizowania określonych trendów zachodzących w globalnym środowisku bezpieczeństwa oraz ich potencjalnych konsekwencji.
Niestety, jak łatwo się domyślić, świat w 2035 roku nie będzie miejscem ani szczęśliwszym, ani bezpieczniejszym - przynajmniej nie z amerykańskiej perspektywy. Pierwsze, najpoważniejsze wyzwanie ma stanowić rosnąca grupa państw i podmiotów niepaństwowych, które będą próbowały, przy użyciu różnych środków, podważyć istniejący, korzystny dla Zachodu ład międzynarodowy, zastępując go własnym. Do takich działań już doszło w ostatnich latach - spójrzmy chociażby na agresywne zapędy Rosji, Chin czy ekspansję tzw. Państwa Islamskiego.
Drugie największe wyzwanie to rosnąca lista państw upadłych i słabych, które nie będą w stanie utrzymać porządku na własnym terytorium, mogą więc stać się rozsadnikami niestabilności i niepokojów w swym otoczeniu. Aktualnym przykładem są takie kraje jak Somalia, Libia czy Sudan Południowy. Ale w najbliższej przyszłości do tego grona mogą dołączyć kolejne państwa, zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Co gorsza, chaos będzie sprzyjał niekontrolowanemu przepływowi broni masowego rażenia oraz wybuchom groźnych epidemii, które w obliczu upadku struktur państwowych trudniej będzie opanować.
Koniec hegemonii USA
Planiści Pentagonu trzeźwo zauważają, że w takim otoczeniu USA nie zdołają utrzymać dominacji z ostatniego ćwierćwiecza, a świat stanie się bardziej wielobiegunowy niż dziś. W tym świetle wskazują na szereg trendów, które mogą mieć decydujący wpływ na panujący porządek. Rywalizacja rozgrywać się będzie na poziomie regionalnym, jak i globalnym. Możemy spodziewać się kolejnych "wojen zastępczych" (proxy wars), jak te, które toczą się obecnie pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem w Jemenie oraz w Syrii. Prawdopodobne jest, że kolejne państwa będą próbowały wejść w posiadanie broni nuklearnej oraz środków jej przenoszenia. Zaostrzy się też wyścig zbrojeń w kosmosie i cyberprzestrzeni.
Jednocześnie raport ostrzega przed wzrostem zagrożenia ze strony aktorów niepaństwowych, jak Państwo Islamskie i międzynarodowe organizacje przestępcze, którym sprzyjać będzie dynamiczny rozwój nowych technologii. Dzięki drukowaniu 3D, robotyce, systemom autonomicznym, smartfonom i innym urządzeniom przenośnym, terroryści i przestępcy wejdą w posiadanie w relatywnie tanich, ale potencjalnie bardzo destrukcyjnych środków rażenia.
Generalnie raport "JOE 2035" poświęca rozwojowi technologii wyjątkowo dużo miejsca. Jeżeli prognozy Pentagonu się sprawdzą, to możemy być świadkami pojawienia się przełomowych systemów, które diametralnie zmienią oblicze pola walki. Już dziś widzimy gwałtowny rozwój dronów i szeroko pojętej robotyki - łatwo się domyślić, że proces ten jeszcze przyspieszy. Ale na tym nie koniec, bo mowa jest także m.in. o bioinżynierii, nanotechnologii, mikrosatelitach, broni elektromagnetycznej i hipersonicznej oraz powszechnym zastosowaniu różnego rodzaju broni laserowej.
Co warte uwagi, to sektor prywatny ma stać się głównym źródłem technologii o zastosowaniu militarnym. Jeszcze do niedawna sytuacja była odwrotna, bo to wojsko, wydające na rozwój i badania grube miliardy, stanowiło rezerwuar nowoczesnych rozwiązań, które później trafiały na rynek cywilny. Ale ten proces zaczyna zmieniać kierunek. Obecnie armia pełnymi garściami czerpie z komercyjnych projektów, choć trzeba przyznać, że często z oporami przychodzi jej zaadaptowanie cywilnych technologii na wojskowy użytek. To też wielkie wyzwanie, przed jakim stoi dziś Pentagon.
Uwadze Amerykanów nie uszedł również kryzys migracyjny, z którym od wielu miesięcy zmaga się Europa. Analitycy przewidują, że w nadchodzących dekadach problem niekontrolowanego napływu mas migrantów będzie potęgowany wraz z rosnącą populacją obszarów biedy w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji Południowo-Wschodniej. Przy tym istotne zagrożenie w wielu regionach stanowić będą kryzysy żywnościowe i trudności z dostępem do wody pitnej.
Wojna ideologiczna
Co do natury samych konfliktów, analitycy Pentagonu przewidują, że mogą one być napędzane przez szereg "specyficznych i niepowtarzalnych kombinacji trendów i warunków". W tym kontekście przede wszystkim wskazywana jest zaostrzająca się, brutalna rywalizacja ideologiczna. Jej zapowiedzią jest widoczna już dziś ekspansja ideologii globalnego dżihadu. Amerykańscy wojskowi nie zapominają też o klasycznych zagrożeniach godzących w suwerenność Stanów Zjednoczonych i bezpieczeństwo ich granic, wymieniając w tym kontekście agresywne zapędy Rosji i Chin.
W Waszyngtonie obawiają się procesu, który nazywają "antagonistycznym równoważeniem geopolitycznym". Pod tym zawiłym terminem kryje się "wypychanie" Stanów Zjednoczonych i ich wpływów z różnych zakątków globu przez nieprzyjazne regionalne mocarstwa bądź ich koalicje. Miałoby dojść przy tym do zakwestionowania amerykańskiego panowania na światowych morzach i oceanach oraz gwarantowanej przez USA swobody żeglugi.
Dla Polski złą wiadomością jest przewidywane ryzyko osłabienia "tradycyjnych sojuszy USA". Prognozy nie napawają optymizmem, bo według autorów "JOE 2035" potencjał i zdolności NATO znajdą się pod narastającą presją problemów finansowych i demograficznych Zachodu. A pojawiające się na strukturze Sojuszu rysy na pewno nie umkną uwadze potencjalnych przeciwników.
"Nie rób głupot"
Wnioski raportu są dość ponure, bo amerykańscy sztabowcy przyznają otwarcie, że przy obecnie zakładanych zdolnościach i środkach finansowych siłom zbrojnym USA ciężko będzie sprostać wszystkim wyzwaniom jednocześnie. Dlatego sugerują, by w przyszłości bardziej skłaniać się ku "zarządzaniu" globalnymi problemami bezpieczeństwa, niż "podejmowaniu kosztownych wysiłków, by kompleksowo je rozwiązać".
Do złudzenia przypomina to założenia polityki zagranicznej prezydenta Baracka Obamy, który w przeciwieństwie do swoich bezpośrednich poprzedników z wielką wstrzemięźliwością używał siły militarnej USA. Wycofał się z kosztownych wojen z Iraku i Afganistanu, akcję zbrojną w Syrii ograniczył przede wszystkim do bombardowań z powietrza, a interwencję w Libii, po której kraj ten do dziś nie może wydźwignąć się z odmętów chaosu, uznał za swój największy błąd.
Kiedyś Obama, w zakulisowej rozmowie z dziennikarzami na pokładzie prezydenckiego samolotu Air Force One, określił swoją doktrynę dosadnymi słowami "Don't do stupid shit", czyli - w powściągliwym przekładzie - "Nie rób głupot". Teraz Pentagon dopisuje do tej zasady dalszy ciąg.