Ukrainki uciekają przed wojną. Niektóre stykają się z polskim prawem aborcyjnym
Wśród uchodźczyń z Ukrainy, które trafiły do Polski, są też ciężarne. Niektóre z nich z powodu wojny wywołanej rosyjską agresją nie były w stanie przeprowadzić w swoim kraju zaplanowanego zabiegu aborcji. Gdy przekroczyły polską granicę, dowiedziały się, że obowiązujące tu przepisy nie pozwalają na usunięcie ciąży - relacjonuje "The Guardian", opisując przypadek pacjentki ukraińskiej ginekolog Myrosławy Marczenko.
Kiedy 24 lutego na Ukrainę spadły pierwsze rosyjskie pociski, Myrosława Marczenko pracowała jako ginekolog w prywatnej klinice w Kijowie. Kolejnego dnia jedna z jej pacjentek była zapisana na zabieg aborcji. Badania prenatalne wykazały, że istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia u dziecka zespołu Downa.
Ostatecznie zabieg nie został przeprowadzony. Marczenko, jak i prowadzona przez nią pacjentka uciekły przed wojną do Polski. Po opuszczeniu Ukrainy ciężarna kobieta dowiedziała się, że usunięcie ciąży z powodu wad płodu lub "ze względów eugenicznych" jest w Polsce nielegalne.
- Zadzwoniła do mnie i powiedziała: "O mój Boże, nie wiem, co robić, bo czas ucieka, a moja ciąża się rozwija, ale nie chcę wychowywać tego dziecka, bo jest wojna i sobie z tym nie poradzę - wspomina Marczenko słowa swojej pacjentki. Lekarka poradziła jej, aby udała się do Czech, gdzie będzie mogła dokonać aborcji.
Zobacz też: Polski ambasador w Moskwie w niebezpieczeństwie? Ryszard Schnepf ostrzega
Aborcja na życzenie. W Ukrainie jest legalna
Od początku rosyjskiej inwazji z Ukrainy do Polski przyjechało już ponad 3,2 mln osób - podała we wtorek Straż Graniczna. Dużą część z nich stanowią kobiety z dziećmi. Większość Ukrainek nie zdaje sobie jednak sprawy, że dokonanie aborcji w Polsce jest praktycznie niemożliwe.
W Ukrainie usunięcie ciąży jest możliwe na żądanie. Zabieg wykonać można w pierwszych dwunastu tygodniach ciąży. O wiele łagodniejsze przepisy obowiązują też jeśli chodzi o środki antykoncepcyjne, które są dostępne bez recepty. Łatwo dostępna jest także tzw. pigułka dzień po.
- Uchodźcy z Ukrainy przekraczający granicę są kompletnie nieprzygotowani, nie znają prawa. Nawet jeśli ktoś przeczytał gdzieś artykuł o aborcji w Polsce, wielu nadal myśli: "Dobrze, więc nie robią aborcji na żądanie, ale jak jest dobry powód, to zrobią" - mówi cytowana przez "The Guardian" Oksana Lytwynenko, ukraińska działaczka proaborcyjna, która mieszka w Polsce od 16 lat, a dziś pomaga uchodźczyniom z Ukrainy.
Działaczka podkreśla, że kobiety, które przekraczają polską granicę i próbują uzyskać np. tabletki aborcyjne, są zależne od osób, które akurat spotkają na swojej drodze. - Jeśli jest to ktoś postępowy, o feministycznych poglądach, to będzie w stanie skontaktować je z właściwymi ludźmi. Ale jeśli jest to jakiś przypadkowy człowiek lub ktoś religijny, to nie ma mowy. Albo ich to nie obchodzi, albo mówią, że to anioł Boży i trzeba go zatrzymać - opowiada Lytwynenko.
Źródła: "The Guardian"
Przeczytaj również:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski