"Cichy zabójca" atakuje na Wyspach
Eksperci ostrzegają: 8 na 10 walijskich domostw nie dysponuje czujnikiem wykrywającym tlenek węgla. W ostatnim czasie gwałtownie rośnie liczba zgonów spowodowanych tym zatruciem.
Dlatego też w Walii rusza właśnie nowa kampania społeczna mająca na celu uświadomienie ludziom zagrożenia, jakim jest wydzielanie się tlenku węgla i zmniejszenie liczby śmiertelnych przypadków zatrucia – podaje serwis BBC News.
Autorzy akcji przypominają śmierć 5-letniego wnuczka i jego dziadków - 71-latka i 68-letniej kobiety. W ich domu w Blackwood doszło do zatrucia czadem. 5-letni McCauley Thomas akurat wtedy mieszał jakiś czas u dziadków. - Później okazało się, że zlekceważyliśmy wszystkie objawy nadchodzącej tragedii. Główny powodem wydzielania się tlenku węgla była niedrożność komina. Nikt nie sprawdzał od dawna pieca i instalacji - mówi matka zmarłego chłopca.
Kobieta nie wiedziała również dlaczego przez ostatnie dwa tygodnie jej syn źle się czuł. - Widziałam, że coś jest nie tak, ale nie znałam przyczyny. Przez tą niewiedzę straciłam dziecko i jego dziadków. Dlatego teraz uważam, że każdy powinien mieć w domu zamontowany czujnik wykrywający czad - mówi Adele Forbes.
Organizatorzy kampanii ostrzegają, że co dziesiąty Walijczyk nie zdaje sobie sprawy z tego, że tlenek węgla jest bezwonny. Nadal w niewielu domach instalowane są czujniki - nie ma ich średnio 8 na 10 domostw. A jeśli nawet są, to w połowie przypadków nie sprawdzano swoich czujników przez ostatni rok.
- Regularnie słyszymy o przypadkach, kiedy czujnik uratował komuś życie. To jedyny sposób na wykrycie tego "mordercy" - przekonuje Christine McGourty, rzecznik kampanii. - Czujnik można kupić już za 15 funtów, to niewiele. Być może w wielu sklepach będzie taniej, bo staramy się tam wejść ze swoją kampanią - dodaje McGourty.
Małgorzata Jarek