"Chyba nie zabiła, nie?" - tak ojciec usprawiedliwia nastolatkę z Gdańska. Psycholog broni jego reakcji
- Trzy, cztery razy uderzyła. Tamta gorzej kopała, to widać na filmiku - powiedział ojciec jednej z dziewczyn, które pobiły 14-latkę z Gdańska. Choć taka reakcja może szokować, znajdują się tacy, którzy jej bronią.
Nina Harbuz, Wirtualna Polska: Ojciec jednej z bijących w Gdańskim Chełmie nastolatek choć powiedział, że jego córka nie powinna się tak zachować i że to wstyd, dodał jednocześnie, że nie zabiła poszkodowanej, że uderzyła trzy, cztery razy i że "tamta gorzej kopała". Nie dziwi Pana taki sposób tłumaczenia dziecka?
Artur Lutarewicz, psycholog z MOS "Kąt": Trudno jest mi się wypowiadać, bo nie znam tej rodziny, nie wiem jakie były w niej relacje, na ile rodzice byli zainteresowani tym, co działo się w życiu tych dziewczyn, na ile mieli nad nimi kontrolę. Ale jak się jest rodzicem, to zazwyczaj próbuje się szukać usprawiedliwienia i wytłumaczenia dla własnego dziecka, nawet jeśli argumenty są irracjonalne. W takiej sytuacji chce się po prostu chronić własne dzieci.
Nie przypominam sobie, żebym słyszał rodzica, który mówi, że jego syn czy córka jest zwyrodnialcem. Nawet jeśli wina małolata jest oczywista. W takich sytuacjach padają nawet argumenty, że to był dobry dzieciak, taki grzeczny, sąsiadom mówił zawsze dzień dobry. Trzeba pamiętać, że taka sytaucja to także atak na rodziców. Zarzuca im się, że źle wychowali córki, że gdzies popełnili błąd, więc oni w naturalny sosób też zaczynają się bronić i mówić, że ich dziecko wcale nie jest najgorsze, a przynajmniej to poszkodowane było równie złe, co ich. Takie tłumaczenie bazuje na poczuciu winy.
Winy za to, że oni jako rodzice "nawalili", czy że ich dzieci zachowały się nieodpowiednio?
Jedno i drugie. Broni się swojego dziecka jako własnego potomka i samego siebie przed oceną społeczną, jaka spada na takiego rodzica. Pamiętajmy, że ci ludzie żyją w jakimś kontekście, mają sąsiadów, bliższą i dalszą rodzinę, znajomych, kolegów i koleżanki z pracy i nagle przez pryzmat tego, co zrobiły ich dzieci, ocenia się ich jako złych rodziców, którzy na pewno nie umieli wychować córek. Wystarczy, że dziecko nie zda do następnej klasy, a w głowach niektórych rodziców pojawia się myśl "co ja powiem rodzinie"?
Rodzice tych dziewczyn nagle stali się ludźmi, których wytyka się palcami, bo ich córki skopały i pobiły swoją koleżankę. Zostają napiętnowani i zrzuceni na margines społęczny. Na pewno w głowach niektórych osób pojawią się przypuszczenia, albo nawet jednoznaczne oceny, że to na pewno była rodzina patologiczna. Nawet jeśli byli zwyczajną, przeciętną rodziną. A nie wiemy dlaczego te dziewczyny w taki sposób się zachowały.
Podobno poszło o chłopaka i o wrzucanie do sieci przerobionych zdjęć matki jednej z nich przez poszkodowaną.
Preteksty są tak naprawdę mało istotne, bo dla niektórych powodem jest to, że ktoś wygląda inaczej niż on. Agresja jest formą załatwiania sprawy, a dzieciaki często nie wiedzą, w jaki inny sposób można się ze sobą dogadać. W MOS "KĄT", kiedy pracujemy z dzieciakami i rozmawiamy z nimi o agresji, często słyszymy od nich, że na osiedlu w taki sposób załatwia się sprawy między sobą. Że jeśli nie spuszczą komuś łomotu, nie dadzą, cytuję, w mordę albo nie każą wy...ć, to wyjdą na frajerów. W ten sposób buduje się hierarchia w grupie, ale taki sposób postępowania bywa też normą wśród młodzieży i niewykluczonym jest, że te dziewczynki żyły w grupie rówieśników, w którym brak agresywnej reakcji skazywał je na bycie "frajerkami". W wieku dojrzewania grupa społeczna jest bardzo ważna i podporządkowanie się jej zasadom jest wręcz fundamentalne, bo wyłamanie się i przeciwstawienie jej zasadom oznacza odrzucenie przez rówieśników.
Wróćmy do rodziców. Czy mogli skomentować całą sprawę w inny sposób? Bo za to, co powiedzieli, spłynęła na nich fala hejtu.
Hejt i tak na nich spłynie, bo z góry są osądzeni jako ci, którzy wychowali zwyrodniałe dziewczyny. Mnie bardziej zastanawia, czy ci rodzice dostali wsparcie psychologa, bo sami znaleźli się w sytuacji traumatycznej. Ich córki zachowały się w sposób dla większości nieakceptowalny. Do tego rzucają się na nich żądne sensacji media, które zadają pytania, żeby ustalić przyczynę, dlaczego doszło do tak potwornej sytuacji. Za mediami ludzie na własną rękę próbują ustalić przyczynę zachowania dziewczyn, zastanawiają się, czy tata pił i bił, czy mama też nadużywała alkoholu, kto się zajmował dziećmi?
I oczywiście, w domu mogło nie być dobrych wzorców, ale są też dzieciaki z tzw. "dobrych domów", które wchodzą w grupę rówieśniczą, która im imponuje i ma znacznie większy wpływ niż najbliższa rodzina, a jej zasady całkowicie odbiegają od tych przekazywanych przez matkę i ojca. Więc co innego mogą zrobić w takiej sytuacji opiekunowie dziewczyn? Jasne, matka jednej z nich pewnie nie musiała pokazywać środkowego palca przed kamerami telewizyjnymi, ale podejrzewam, że puściły jej nerwy. Jak prześledzimy sondy uliczne, w których pyta się ludzi co sądzą o jedzeniu kaszy, to przed obiektywem kamery głupieją i wygadują bzdury. A co dopiero matka, której dzieckiem zajął się właśnie sąd rodzinny? Oczywiście, lepiej by było gdyby przepraszała, kajała się, płakała, mówiła, że nie spodziewała się. To na pewno byłoby lepiej przyjęte przez gawiedź.
Ludziom trudno jest nie oceniać.
Jasne, ale może jednak zamiast piętnować tych rodziców, warto zastanowić się, jak dalej postępować z dzieckiem, które w taki sposób się zachowuje i sprzeniewierza się naszym wasrtościom? Rolą tych ludzi wobec dziewczynek nadal przede wszystkim będzie bycie ich rodzicami i mają pełne prawo nie akceptować ich zachowania, ale nadal mogą je kochać.