Choroby bez historii - kontrola wykryła bałagan w szpitalu
Rozpoczyna się kontrola w
ostatniej z czterech klinik ginekologicznych Szpitala
Uniwersyteckiego w Krakowie - Klinice Ginekologii, Położnictwa i
Onkologii, kierowanej przez prof. Antoniego Bastę. O sprawie pisze
"Dziennik Polski".
19.03.2007 00:05
Kontrole w trzech pierwszych wykazały bałagan w dokumentacji, w tym brak wielu historii chorób. W jednym przypadku kontrola doprowadziła do zwolnienia lekarza z funkcji ordynatora, w pozostałych dwóch - do rektora trafiły wnioski o podobne potraktowanie ordynatorów.
Trzypiętrowy szpital ginekologiczny i położniczy przy ul. Kopernika stał się siedzibą aż czterech klinik. Każda ma swojego ordynatora, sekretariat, swoich specjalistów i własne badania naukowe. Po kontroli na oddziale ginekologii i leczenie niepłodności został zwolniony jego szef prof. Marek Klimek - za brak nadzoru nad oddziałem i przymykanie oczu na nieprawidłowości oraz wynoszenie kartotek pacjentek przez osoby nieupoważnione. Jego funkcję objął czasowo prof. Basta. Od grudnia pracuje więc trzech ordynatorów - czytamy w dzienniku.
Kontrola na oddziale endokrynologii klinicznej, kierowanym przez prof. Józefa Krzyśka, podobnie jak na oddziale ginekologii i położnictwa septycznego, kierowanym przez prof. Alfreda Reronia, wykazała ogromny bałagan w dokumentacji. U prof. Reronia brakuje około 40 kartotek. Te, które się zachowały, są prowadzone nawet przyzwoicie. U prof. Krzyśka wszystko fruwa. Kartoteki pacjentek wrzucone w jedno pudło, nie mam pojęcia, czy są wszystkie, czy nie, bo nie ma sposobu, żeby to sprawdzić - mówi dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego Andrzej Kulig.
Często historia choroby zawiera tylko imię, nazwisko pacjentki i pieczątkę profesora. Wszystkie te praktyki są niebezpieczne dla szpitala; jeśli pacjentki zaskarżą nas do sądu, przegramy proces o odszkodowanie. Jeśli pozwów będzie więcej, możemy zbankrutować. Nie mówiąc o tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia w każdej chwili może nam odebrać pieniądze przeznaczone na leczenie - jeśli nie znajdzie zapisu choroby na kartotekach. W obu klinikach stan dokumentacji medycznej był skandaliczny. Np. wyniki badania USG zapisywano na papierowym ręczniku i w takiej formie dołączono do dokumentacji - mówi Kulig.
Rozmówca "Dziennika Polskiego" tłumaczy, że nie może pozwolić, by w dokumentach panował taki bałagan. Dla bezpieczeństwa lekarzy i szpitala. (PAP)