Polska"Choroba filipińska to była prawda"

"Choroba filipińska to była prawda"

Aleksander Kwaśniewski opowiedział "Faktowi" o swoich obawach, co do przyszłości Grzegorza Napieralskiego. Zdradził nam też, że jest niewierzący i skomentował aferę z jego niedyspozycją w Charkowie oraz plotkę o romansie z Edytą Górniak.

"Choroba filipińska to była prawda"
Źródło zdjęć: © newspix.pl | Paweł Stępniewski

28.02.2011 | aktual.: 28.02.2011 10:02

Jak sobie radzi SLD? Może trzeba wspomóc odradzającą się w Polsce lewicę?

- Na szczęście, SLD kończy przechodzić swój czyściec, który trwa od 2005 roku, a zmęczenie PO sprawi, że część jej elektoratu może wrócić do Sojuszu. Lewica ma dziś realne szanse, by osiągnąć dobry wynik. Pod warunkiem, że na listach znajdziemy byłych premierów czy Bartosza Arłukowicza, Ryszarda Kalisza i inne wyraziste postaci. SLD po tych wyborach może się stać nieodzownym elementem koalicji.

Nawet z PiS?

- Tylko pod warunkiem, że to nie Jarosław Kaczyński zostałby w niej premierem. Nie wyobrażam sobie jednak, by SLD mógł się z nim porozumieć bez poważniejszych konsekwencji dla własnych struktur. PiS to przecież ta formacja, którą oskarża się - i słusznie - o śmierć Barbary Blidy. Dlatego bardziej prawdopodobne jest powstanie koalicji „wszyscy przeciwko PiS”.

A naturalnym kandydatem na premiera, czy wicepremiera jest Napieralski czy np. Olejniczak?

- W Polsce to szef partii aspiruje do wysokich stanowisk. Przestrzegam jednak przed zbyt wczesnym triumfalizmem. Jako człowiek niewierzący, w jedną rzecz wierzę: jeśli ktoś na górze widzi oznaki pychy, to karze natychmiast. I dlatego ktoś, kto się ogłosił prezydentem nigdy nim nie został, a premier z Krakowa ciągle z tego Krakowa do stolicy nie dojechał. Stwierdzenie, że nie ma się z kim przegrać, może się za chwilę okazać koszmarną pomyłką.

A za koszmarne pomyłki trzeba umieć przeprosić. Czy ciężko było powiedzieć prawdę o piciu w Charkowie?

- Politycy powinni się przyznawać do błędów.

A jest do czego...

- Praca prezydenta jest obarczona bardzo dużym ryzykiem błędu. Non stop jest się na scenie, po kilkanaście godzin dziennie. Czegoś takiego nie przeżywa żaden aktor - przez tak długi czas być pod nieustannym obstrzałem mediów, pilnować każdego swojego kroku, słowa, gestu.

Ale to może trzeba było od razu powiedzieć, że jak się jedzie do naszych wschodnich sąsiadów, nie wypada się z nimi nie napić?

- Ależ media o tym wiedzą! Ale i tak piszą swoje. Tak było m.in. w przypadku George'a Busha seniora, który po przybyciu do Japonii, po kilkunastogodzinnym locie, po drastycznej zmianie czasu po prostu zemdlał, a wcześniej miał wielkie kłopoty żołądkowe. Zresztą przy stole obrad zasypia się nagminnie. Zdarza się, że na obradach ONZ, na które przybywa 200 delegatów z całego świata, połowa z nich drzemie przy stole.

A choroba filipińska?

- To była prawda! Rzeczywiście przyjechałem z Filipin z jakimś wirusem czy bakterią. Z częścią plotek jest jednak niestety tak, że ciężko je potem zweryfikować. Więc dziś już nie dojdziemy, czy wtedy zaszkodził mi kieliszek wina, niedobre danie czy cokolwiek innego.

Ale inne wpadki pan lepiej pamięta?

- Oczywiście, wolę pamiętać te momenty wzniosłe - przyjęcie konstytucji, wejście do NATO, Unii, pomarańczowa rewolucja na Ukrainie... Niestety, nie da się uniknąć wpadek, z parasolem też były. Podczas wizyty w Wielkiej Brytanii z lotniska towarzyszył mi książę Karol. Składaliśmy kwiaty przed pomnikiem polskich lotników, gdy zerwała się straszliwa ulewa. Parasole nie były w stanie wytrzymać naporu wody. Całkowicie mokrzy wsiedliśmy do pięknego bentleya, który miał nas zawieźć do Buckingham Palace. Przez całą drogę siedzieliśmy z księciem na skrawku siedzenia, jakbyśmy wracali z konkursu Miss Mokrego Podkoszulka. I jak te zmokłe kury wyszliśmy witać się z królową. Uroda moja musiała być bardzo mizerna...

Nie pan jeden miał wpadkę z parasolem...

- Dziennikarze na gafy są wyczuleni. Ale tej z parasolem Bronisława Komorowskiego na pewno można było uniknąć. Gwarancji, że w Polsce w lutym nie będzie padać, nie ma. Dlatego miejsce, w którym stoją prezydenci, powinno być zadaszone. Ale w kwestii deszczu można się zdać na doświadczenie królowej brytyjskiej, która nigdy nie rozstaje się ze swoją niewielką parasolką. Kiedyś mi tłumaczyła, że jak ktoś inny trzyma jej parasol, to zawsze naleje jej za kołnierz.

Ale nasz obecny prezydent nawet siada, zanim kobiety zajmą miejsce. Tak było z Angelą Merkel.

- Składam to na karb zdenerwowania. Bronisław Komorowski musi jednak pamiętać, że będąc gospodarzem, do samego końca musi dbać o gości i np. uważać, czy mają herbatę. To są drobiazgi, ale warto nad nimi popracować, aby tych gaf uniknąć.

Gdyby pana żona została prezydentem, to jako specjalistce od etykiety takie wpadki pewnie by się nie zdarzały.

- Idziemy w polityczną fikcję. Moja miłość do żony każe mi twierdzić, że byłaby świetnym prezydentem, ale ona tego zawodu nie chce i nigdy nie chciała uprawiać.

Skoro pana żona prezydentem nie będzie, pan też nie może kandydować trzeci raz, to może ma pan chrapkę na fotel premiera?

- Nie odmówiłbym, gdyby padła interesująca propozycja w międzynarodowych instytucjach, ONZ czy strukturach europejskich. Ale i tak to, co mam - własna fundacja, funkcje w gremiach międzynarodowych, wykłady i mnóstwo zaproszeń - daje mi satysfakcję. Sugestie, że mógłbym zostać premierem traktuję raczej jako wypełnianie miejsca w gazetach czy czasu na antenie, a nie poważną dyskusję.

A pamięta pan, ile pisało się w gazetach o pańskim romansie z Edytą Górniak?

- To najbardziej absurdalna plotka, jaką o sobie słyszałem. Edyta Górniak miała urodzić mi dziecko. A romans miał się narodzić na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej w Korei i Japonii, na których pani Górniak śpiewała hymn. Z początku zignorowałem tę sprawę. Ale potem plotka zaczęła żyć swoim życiem, dzieląc przy okazji naród polski. Połowa była gotowa mnie potępiać, a druga połowa - zazdrościć.

Czyli do niczego nie doszło?

- Lecieliśmy razem samolotem. Wymieniliśmy tylko grzeczności. Potem jeszcze przy paru okazjach rozmawialiśmy. Ale z samej rozmowy dzieci się nie rodzą!

To kto to wszystko wymyślił?

- Media to dziś pierwsza władza, nie czwarta. Potrafią z każdego w pięć minut zrobić gwiazdę, a potem w ciągu sekundy go zniszczyć. To one dziś kreują politykę. Mylą się ci, którzy jak Kazimierz Marcinkiewicz uważają, że z mediami można się dogadać. Nie można. Każdemu z nas prędzej czy później się dostanie.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Młodzi chcą głosować na PiS?

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (250)