Chiny w Afryce. Inwestycje w Kenii w błyskawicznym tempie zadłużają kraj
• Rośnie skala inwestycji Chin w Afryce
• Szczególne kontrowersje wzbudzają ostatnie projekty w Kenii
• Plan nowej linii kolejowej jest krytykowany przez obrońców środowiska
• Kraj zadłuża się w błyskawicznym tempie, kuszony korzystnymi kredytami Pekinu
• Opozycja i aktywiści ostrzegają przed nadmierną zależnością od Chin i przywołują przykład chińskiej dominacji w Dżibuti
W ubiegłym miesiącu władze Kenii zaakceptowały plan budowy linii kolejowej łączącej stolicą w Nairobi z portem w Mombasie. Inwestycja spotyka się z falą krytyki. Z jednej strony chodzi o jej trasę, która nie oszczędza Parku Narodowego Nairobi, położonego dosłownie na przedmieściach stolicy, a z drugiej strony z krytyką spotykają się olbrzymie koszty inwestycji. Kontrakt opiewa na 1,5 mld dol. i został zawarty z chińskim konsorcjum CRBC, zajmującym się inwestycjami drogowymi i kolejowymi.
Aktywiści, działający na rzecz ochrony środowiska, wskazują, że rząd nie poświęcił czasu na sporządzenie ekspertyz, które przeanalizowałyby koszty, jakie w wyniku inwestycji poniesie natura. - Zastanawiamy się, czy Chiny nie wymusiły na władzach Kenii kontynuowania projektu, pomimo zniszczeń, jakie może on wywołać - mówił na łamach "This Week in Asia" Sidney Quantai, przewodniczący Kenya Coalition for Wildlife Conservation and Management.
Pętla zadłużenia czy szansa na rozwój?
Drugą stroną medalu są koszty finansowe, które idą w parze z kosztami środowiskowymi. W tym przypadku krytycy wskazują, że są one prawdopodobnie sztucznie "napompowane", co przyczynia się do wzrostu i tak gigantycznego długu publicznego Kenii. Odcinek kolejowy Nairobi-Mombasa ma kosztować 5,38 mld dol. za kilometr. Alfred Keter, kenijski polityk opozycyjny, mówił że podobny projekt kolejowy w Tanzanii, który również realizują Chińczycy, kosztuje już tylko 3,18 mln dol. za kilometr. Sugerował przed parlamentarną komisją ds. inwestycji publicznych, że pieniądze mogą być defraudowane na masową skalę.
Warto przy tym zaznaczyć, że w ostatnich latach Kenia zadłużała się w błyskawicznym tempie. Za lawinowy wzrost w dużej mierze odpowiedzialne są tzw. miękkie pożyczki (soft loans), udzielane przez Chiny. Tego rodzaju kredyty charakteryzują się nierynkowymi stopami procentowymi i preferencyjnymi terminami spłaty. W latach 2010-2014 chińskie pożyczki dla Kenii wzrosły o 54 proc. "South China Morning Post" podaje, że dług publiczny Kenii jest dziś siedem razy większy niż roczny budżet kraju, a 60 proc. całej jego sumy stanowią zobowiązania finansowe wobec Chin.
Z kolei zwolennicy chińskich kredytów oceniają, że to właśnie azjatycki zastrzyk gotówki z lat 2008-2011, przeznaczony na inwestycje infrastrukturalne, stał się fundamentem gospodarczych przemian Kenii. Apurva Sanghi, były główny ekonomista ds. Kenii Banku Światowego, wskazywał, że sukces Pekinu polega z jednej strony na tym, że nie interesuje go transparentność i forma rządów w Kenii, a z drugiej strony na tym, że dofinansował sektory, którymi przez całe dekady nie byli zainteresowani inni inwestorzy. Zatwierdzony niedawno projekt kolejowy przez lata nie mógł doczekać się realizacji. Tymczasem chiński Exim Bank wyłożył na niego 90 proc. potrzebnych pieniędzy.
Ile zysków, ile zależności
Gdy mowa o chińskich pożyczkach, u części kenijskich polityków i aktywistów zapala się lampka alarmowa, bo dobrze znają najnowszą historię położonego o 2 tys. km na północ Dżibuti. Niewielkie państewko, 25 razy mniejsze od Kenii, zostało w błyskawicznym tempie "skolonizowane" przez Chińczyków. W tym przypadku dylematem lokalnych elit nie są tempo zaciągania kredytów i rozmiary zadłużenia, a sama suwerenność kraju.
Chińczycy w Dżibuti już zrealizowali lub planują zrealizować: dwa lotniska międzynarodowe, połączenie kolejowe ze stołecznego portu do Etiopii, modernizację portowej infrastruktury oraz założenie bazy wojskowej. O skali inwestycji najlepiej świadczą gigantyczne pożyczki z Banku Exim, które opiewają na kwotę ok. 9 mld dol. Tymczasem PKB tego kraju oscyluje w granicach 1,5 mld dol. rocznie. Z jednej strony chińskie inwestycji przynoszą bezprecedensowy rozwój Dżibuti, ale z drugiej strony są także czynnikiem w pełni uzależniającym od potężnego partnera.
Kenia, będąc wielokrotnie większym krajem, zarówno jeśli chodzi o powierzchnię, jak i populację, nie da się tak łatwo podporządkować, choć jej struktura długu pokazuje, że chińska oferta jest szczególnie kusząca. Prawdopodobnie nadal taka pozostanie, bo jest w zasadzie pewne, że Chińczycy poza swoją ojczyzną nie zamierzają zwalniać. Już w 2015 roku China Railway Group, zajmująca się realizacją kolejowych inwestycji, została ogłoszona największą firmą budowlaną na świecie przez branżowy tygodnik "Engineering News-Record". W tym samym roku jej prezes, Li Changjin, ogłosił, że w 2020 roku firma powinna uzyskiwać 10 proc. dochodów z tytułu inwestycji zagranicznych. Obecnie ten odsetek wynosi 5 proc., a wielkie inwestycje, takie jak te w Kenii czy Rogu Afryki, przyczynią się do realizacji założonego wzrostu.