Chiny pod kopułą smogu. Jak Pekin (nie) walczy ze skażeniem środowiska
W 2013 r. chińskie władze przygotowały raport na temat zanieczyszczenia środowiska . Był on wykonany bardzo skrupulatnie, a dane zbierano przez sześć lat. Wyniki tak przeraziły komunistyczne władze, że zaraz po publikacji został on utajniony pod rygorem tajemnicy państwowej, bo obawiano się masowych demonstracji. O hipokryzji prowadzonej przez Pekin wojny ze skażeniem środowiska pisze z Tajwanu dla Wirtualnej Polski Hanna Shen.
28.07.2015 09:38
Jedno z lipcowych wydań "Shanghai Daily" doniosło, że tylko w pierwszej połowie 2015 r. w Pekinie zamknięto lub przeniesiono ze stolicy Chin w inne regiony kraju 185 zakładów, które zatruwają środowisko. Władze zapowiadają, że na podobną decyzję oczekuje kolejne 300 firm. Czyżby więc rządzący Państwem Środka na poważnie potraktowali to, co zabija co roku miliony Chińczyków - zatrute środowisko? Eksperci i komentatorzy wątpią, bo komunistyczni oficjele już nie raz zapowiadali wojnę ze skażonymi powietrzem i wodą.
Dużo gadania, mało działania
David Wolodzko w artykule pt. "Hipokryzja chińskiej wojny z zatrutym środowiskiem" jaki ukazał się na łamach portalu The Diplomat pisze miedzy innymi, że komunistyczna władza mówi dużo o walce ze skażeniem środowiska, ale często przymyka oczy, gdy dochodzi do zanieczyszczenia, a już na pewno nie jest zainteresowana uświadamianiem społeczeństwa, jak poważny to jest problem. To mogłoby wywołać niezadowolenie, a nawet zamieszki i zagrozić partii w utrzymaniu władzy.
Kiedy więc jedna z chińskich dziennikarek postanowiła przedstawić, jak bardzo zatrute jest środowisko w Chinach, spotkała się z represjami i to w momencie, gdy czołowi partyjni oficjele zapewniali, że ochrona środowiska jest priorytetem prowadzonej przez nich polityki. Pod koniec lutego br. Chai Jing dziennikarka śledcza, która w latach 2001-2013 pracowała dla publicznej telewizji CCTV, opublikowała w internecie film "Pod kopułą". Dokument przedstawia, jak bardzo zatrute w Państwie Środka jest powietrze, ale także opisuje wszystko to, co poprawę istniejącej sytuacji uniemożliwia - naciski ze strony lobby energetycznego, opór ze strony władz lokalnych i nieprzestrzeganie uchwalonych przepisów.
Do stworzenia takiego materiału pchnęła Chai Jing jej rodzinna sytuacja. Będąc w ciąży, dowiedziała się, że jej dziecko ma guza i będzie musiało zaraz po urodzeniu przejść poważną operację. Lekarze przyznali dziennikarce, że w Chinach coraz więcej dzieci rodzi się z problemami zdrowotnymi z powodu zatrutego środowiska.
Błękitne niebo? A co to?
"Kiedy w 2004 r. rozmawiałam z sześciolatką, która nigdy nie widziała błękitnego nieba i białych chmur, nie zdawałam sobie sprawy, że tego, o czym ona mówiła, może także doświadczyć moja córka. W Pekinie w 2014 r. powietrze w ciągu 175 dni było wysoce zanieczyszczone. To znaczy, że w ciągu jednego roku przez połowę czasu nie mam wyjścia i muszę moją córkę trzymać w domu jak więźnia. Oglądałam kiedyś telewizyjny serial 'Pod kopułą'. To była historia małego miasteczka, które nagle zostało otoczone przez kopułę, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Mieszkańcy zostali odcięci od świata i bez możliwości wydostania się. Pewnego dnia zrozumiałam, że żyjemy w takiej samej rzeczywistości".
Tak w swoim filmie relacjonuje to co dzieje się z matką naturą w Chinach Chai Jing. Dokument cieszył się ogromną popularnością, tylko w ciągu tygodnia obejrzano go 300 mln razy. Wtedy wkroczyła cenzura.
W Pekinie odbywała się akurat coroczna sesja Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (OZPL), czyli parlamentu. To podczas tych obrad premier Li Keqiang zapowiedział że rząd "zatroszczy się o środowisko", postawi na "zieloną gospodarkę" i ostrzegał urzędników agencji rządowych odpowiedzialnych za nadzór nad środowiskiem, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, jeśli nadal będą przymykać oczy na szkodliwą działalność fabryk i zakładów. Jednak dokładnie w tym samym czasie rząd wydał instrukcję nakazującą stronom internetowym w Chinach usunięcie filmu "Pod kopułą", a także kontrolowanie komentarzy dotyczących filmu. Personel obsługujący konta użytkowników Weibo (chiński odpowiednik Twittera) i WeChat (chiński komunikator na wzór Skype) miał sporządzać raporty dotyczące wpisów na temat Chai Jing i przekazywać je władzom.
Ukryta prawda
Nie pierwszy raz prawda o tym, jak bardzo zatrute jest środowisko w Państwie Środka została utajniona przed społeczeństwem. W 2013 r. chińskie władze przygotowały raport na temat zanieczyszczenia środowiska . Był on wykonany bardzo skrupulatnie, a dane zbierano przez sześć lat. Wyniki tak przeraziły komunistyczne władze, że zaraz po publikacji raportu został on utajniony przez ministerstwo środowiska pod rygorem tajemnicy państwowej. Obawiano się masowych demonstracji.
Z nieoficjalnych informacji przekazywanych przez naukowców wynika, że w chińskich miastach 90 proc. wód podziemnych jest skażonych, z tego 60 proc. poważnie. Tylko w 2010 r. chiński smog zabił 1,2 mln ludzi. Raport mówił także o "wioskach raka", w których śmiertelność z powodu nowotworów gwałtownie rośnie ze względu na skażenie wód gruntowych chemikaliami przemysłowymi i rolniczymi.
Statystyki wskazują, że z powodu chorób nowotworowych umiera rocznie 2,7 mln Chińczyków. Najczęściej występuje rak płuc, co świadczy o wysokim zanieczyszczeniu powietrza. Na drugim miejscu jest rak układu pokarmowego. Jego główne przyczyny to zły stan wody pitnej i skażone gleby. Nic więc dziwnego, że Cici Li - inna urodzona w Chinach dziennikarka, dziś pracująca w USA - ostrzega że "w takich warunkach nie może powstawać zdrowa żywność".
Brak spójnego programu
Jeden z czołowych amerykańskich ekspertów ds. ochrony środowiska James Lents w wywiadzie dla wydawanej w Hongkongu gazety "South China Morning Post" stwierdził, że mimo iż w pierwszej połowie 2015 r, Chinom udało się obniżyć poziom zanieczyszczenia środowiska w wielu miastach, to nadal ten poziom dużo odbiega od standardów międzynarodowych. Lents nie wierzy, że Chiny są w stanie ograniczyć na dużą skalę zatrucia smogiem m.in. ze względu na brak odpowiednio wykształconego personelu, który byłby w stanie wyegzekwować przestrzeganie przez przedsiębiorców, jak również przeciętnych obywateli, obowiązujących norm środowiskowych. Przede wszystkim brakuje jednak spójnego programu walki z zanieczyszczeniem.
- W Los Angeles opracowaliśmy taki plan, wiedzieliśmy jakie były emisje czynników degradujących środowisko, co je spowodowało i jakie były najlepsze sposoby ich zmniejszania. Takiego planu w chińskich miastach nie ma - uważa James Lents. Zaś inni eksperci podkreślają, że oficjalne dane dotyczące środowiska w Chinach były i są dość mało wiarygodne.
W listopadzie zeszłego roku, by zmniejszyć smog w trakcie odbywającego się w Pekinie szczytu APEC (Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku), wprowadzono na kilka dni zakaz ruchu dla części pojazdów oraz zakaz produkcji dla 70 proc. fabryk w mieście i otaczającym je zagłębiu przemysłowym. Władze w Pekinie mówiły o sukcesie - dużej redukcji zanieczyszczenia i niebieskim niebie nad Pekinem. Ale badania wykonane przez specjalistów w ambasadzie USA w Pekinie mówiły już coś innego. Nawet tak drastyczne środki w niewielkim stopniu i tylko na krótki czas ograniczyły poziom zatrucia powietrza.
**Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.