Chcieli spalić autobus
Koktajl Mołotowa eksplodował wczoraj na dachu nocnego autobusu linii 151. Niewiele brakowało, by butelka uderzyła w okno tuż za drugimi drzwiami i raniła pasażerów. Wtedy ogień wybuchłby na twarzach osób siedzących najbliżej okna. Bandycki atak musiał być dokładnie zaplanowany.
Do zdarzenia doszło w okolicy skrzyżowania ulic Dąbrowskiego i Kilińskiego. Było 5 minut po godzinie 2. Autobus zatrzymał się na przystanku. Wsiedli pasażerowie. Kierowca zamknął drzwi i ruszył w kierunku ulicy Rzgowskiej. Ujechał kilkanaście metrów.
– Wtedy nadbiegło dwóch mężczyzn. Podbiegli do pojazdu MPK i z kilku metrów rzucili butelką, w której była substancja łatwo palna i podpalona szmata – mówią policjanci.
Gdy butelka roztrzaskała się na dachu, ogień błyskawicznie się rozprzestrzenił.
– Sprawcy uciekli do zaparkowanego w pobliżu fiata 126 p i odjechali – usłyszeliśmy od Magdaleny Miśta z MPK.
Na miejsce wypadku przyjechali policjanci. Przesłuchali kierowcę i świadków zdarzenia. Trwają czynności mające na celu ustalenie sprawców.
To nie pierwszy przypadek bandyckich ataków na pojazdy komunikacji publicznej. Pasażerowie coraz częściej obawiają się o swoje życie, które mogą stracić podczas zwykłej podróży do pracy, czy jadąc na spotkanie towarzyskie.
– Ani w autobusach, ani w tramwajach wieczorami nie czujemy się bezpiecznie – mówią. – Przecież nieraz zdarzały się przypadki, że bezbronny pasażer został pobity albo okradziony w biały dzień.
W czerwcu trzech nastolatków sterroryzowało pasażerów tramwaju linii 14, jadącego ze Śródmieścia na Retkinię. Młodzi mężczyźni robili sztuczny tłok i okradali w tym czasie podróżnych. Gdy podróżni zaczęli krzyczeć, bandyci zagrozili, że ich zabiją. Motorniczy nie zareagował na głosy pasażerów i napastnicy wysiedli na najbliższym przystanku.