Chciała pomóc biednej rodzinie w Kambodży. Reakcja internautów przeszła jej najśmielsze oczekiwania
Liczyła, że w dwa miesiące uzbiera 10 tys. zł, a już dwa dni później było cztery razy tyle! Kaja Kraska, podróżniczka, która zorganizowała zbiórkę, jest z tego powodu szczęśliwa, ale i zakłopotana. Wirtualnej Polsce opowiada o niezwykłej akcji i jej konsekwencjach.
17.12.2017 | aktual.: 08.03.2019 14:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kaja Kraska, która prowadzi w serwisie YouTube kanał Globstory, podczas pobytu w Kambodży zatrzymała się na nocleg w domku prowadzonym przez pana Pov. Szybko okazało się, że świetne oceny na Booking.com zawdzięcza on osobowości właściciela, bo obiekt jest w fatalnym stanie, a rodzina żyje bardzo skromnie. W porze deszczowej często nie ma co jeść, ale mężczyzna dzielnie walczy o pożywienie dla żony i trójki dzieci.
Na dodatek ziemia, na której stoi budynek, nie należy do pana Pov i w ciągu 3 lat będzie musiał ją opuścić. By móc ją wykupić, potrzebuje 10 tys. zł. Podróżniczka spontanicznie postanowiła spełnić jego marzenie i zebrać tę kwotę. Sama zadeklarowała, że przekaże rodzinie 500 dol. Zorganizowała też zbiórkę w internecie. Cel – 2500 dol. – planowała osiągnąć w dwa miesiące, do końca stycznia. Tymczasem odzew internautów przeszedł wszelkie oczekiwania – wpłacili już 47 tys. zł.
Wirtualna Polska: Chciałaś zebrać 10 tys. zł w dwa miesiące, a internauci wpłacili w dwa dni czterokrotność tej sumy. Jakie to uczucie?
Kaja Kraska: Już godzinę po wrzuceniu filmu z apelem zauważyłam ze 10 czy 20 osób wpłaciło pieniądze. Za kilka godzin miałam wsiąść do autobusu i jechać na drugi koniec Laosu. Oznaczało to 24 godz. bez internetu. Bardzo się przestraszyłam, więc zostawiłam dostępy do moich kont w mediach społecznościowych przyjaciółce. Tak na wszelki wypadek, gdyby się coś działo i wymagało reakcji. Gdy po wielu godzinach dotarłam na miejsce i włączyłam internet, mój telefon przez 5 min. bezustannie dzwonił – przychodziły powiadomienia (komentarze, wpłaty, itd). Byłam w wielkim szoku. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Nie doceniłam dostatecznie siły internetu i ludzi, którzy oglądają mój kanał. Byłam przeszczęśliwa, a jednocześnie przerażona.
Spodziewałam się, że jeśli jakimś cudem uzbieramy 10 tys. zł, wyślę panu Pov pieniądze i będzie po sprawie. Prosta akcja. Nie zakładałam, że tak bardzo pomysł spodoba się innym ludziom i kilkukrotnie przebijemy zakładaną kwotę. Przy tak dużej sumie robi się z tego już poważna sprawa. Spora akcja charytatywna. To są realne, duże pieniądze, które dostanie człowiek w Kambodży, i trzeba wszystko przeprowadzić tak, żeby było bezpiecznie, skutecznie, efektywnie i legalnie.
Co zamierzasz dalej? Jesteś wciąż w podróży, więc pewnie ciężko w tym momencie zajmować się tą sprawą.
Na szczęście jest jeszcze czas na to, aby wszystko przemyśleć. Przez pierwsze trzy dni zbiórki miałam wiele pomysłów, które wręcz bombardowały mój umysł. Zrozumiałam, że muszę zmienić początkowe założenia i zmierzyć się z zupełnie nowym wyzwaniem. I że nie może się to dalej odbywać spontanicznie, bo ciężar odpowiedzialności znacznie urósł. Wracam do Polski 21 grudnia i dopiero wtedy zajmę się wszystkim na 100 proc. Wcześniej nie podejmowałam się organizacji żadnych akcji charytatywnych, więc muszę zdobyć sporo nowej wiedzy na ten temat. To nie są moje pieniądze. To są pieniądze dla pana Pov, które ludzie powierzyli mi jako pośrednikowi. Chcę poznać opinię prawników oraz innych osób czy fundacji, które mają doświadczenie w kwestii przekazania podarowanych środków.
Niektorzy sugerują, bym część nadwyżki przekazała na inny cel, np. dla kolejnej potrzebującej rodziny. Uważam jednak, że samodzielnie nie mogę nagle zmieniać celu zbiórki i przeznaczenia tych środków. Nie mam do tego prawa, ponieważ ludzie, którzy wpłacali pieniądze, robili to z myślą o panu Pov i jego rodzinie. Nawet gdy widzieli nadwyżkę, wciąż przekazywali środki właśnie dla nich. Jest to duże wyzwanie, ale niesamowicie cieszy mnie, że mogę być częścią tak wspaniałej sytuacji. I czuję ogromną satysfakcję, że mój kanał w serwisie Youtube nie jest już teraz po prostu miejscem mojej radosnej twórczośc. Że ludzie, których mam zaszczyt u siebie "gościć", zrobili coś dobrego i pięknego dla drugiego człowieka.
A co na to sam bohater? Wie już, ile udało się uzbierać?
Pan Pov dowiedział się o wynikach zbiórki, bo w ciągu jednego dnia napisało do niego z gratulacjami 50 osób. Już ze mną rozmawiał i wie, że jest to bardzo dużo pieniędzy. Powiedział: Kaja, ja ci dam połowę. Zrobiłaś film, więc należy ci się ta część”. Na co odpowiedziałam "Nie panie Pov, nie będziemy defraudować tych środków" (śmiech). Ustaliliśmy, że trzeba zrobić coś, by podarowane pieniądze pomogły nie tylko jemu i jego rodzinie. Tak, żeby to nie była pomoc doraźna, czyli np. zakup produktów pierwszej potrzeby, tylko coś, co dalej będzie przekazywać dobro. Np. utworzenie szkółki nauki języka angielskiego, na której skorzysta cała społeczność. Na razie to tylko jeden z pomysłów, przykład.
Pan Pov zaprosił mnie do Kambodży, obiecał, że razem wszystko zaplanujemy. Zachował się wspaniale. Cieszę się bardzo, że nie musiałam mu mówić: "Słuchaj, stary, nie możesz dostać wszystkiego". (śmiech) Tą postawą potwierdził, że ma wielkie serce, więc jestem przeszczęśliwa.
Czyli to była dobra decyzja?
Tak. Wierzę w pana Pov. Miałam oczywiście moment zawahania, bo nie można w pełni poznać człowieka w kilka dni. Ale przeczucie mnie nie myliło. Pan Pov jest osobą, której warto pomóc, bo on dobrze tę pomoc wykorzysta. Moja decyzja o podjęciu tej akcji była bardzo spontaniczna, ale teraz wiem na pewno, że słuszna.
Już teraz na koncie jest 47 tys. zł. Ale akcja trwa do końca stycznia.
Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy nie zakończyć zbiórki z końcem grudnia, bo mam taką możliwość. Jeszcze nie podjęłam decyzji. Bardzo chcę pomagać, tym bardziej, że ludzie dalej są hojni. Nie chciałabym jednak, żeby sytuacja przerosła moje możliwości. Mierzę siły na zamiary, zależy mi na tym, by wszystko było przejrzyste. A ta akcja już dawno stała się ogromnym sukcesem. Liczę na to, że koniec będzie równie spektakularny, bo to się i panu Pov, i darczyńcom należy. Nigdy nie planowałam zajmować się działalnością charytatywną i nie zamierzam zajmować się tym na "pełen etat". Ale dobrze jest wiedzieć – i traktuję to jako lekcję – że da się pomagać, że Polacy są fantastycznie solidaryzującą się nacją, która w trudnych momentach potrafi się zmobilizować i zrobić coś tak fantastycznego, że jest wśród nas tak wielu wrażliwych, dobrych i hojnych ludzi.
Dużo podróżujesz, spotkałaś z pewnością wiele osób, którym warto pomóc. Dlaczego pan Pov?
Nie do końca jest tak, że poznałam wiele takich osób. Aż tak głęboko z żadną społecznością czy rodziną się nie zżyłam. Pan Pov od pierwszego dnia stał mi się bardzo bliski. Ma taką osobowość, że ani przez chwilę nie czułam się przyjezdna, czułam się członkiem rodziny. Zbliżyliśmy się mentalnie bardzo szybko. Poczułam, że trzeba spróbować mu pomóc i po prostu opowiedzieć jego historię innym, nawet jeśli sam nie zasugerował, że potrzebuje wsparcia. Nie prosił o nie.
Pan Pov jest niesamowicie dobrym człowiekiem, bardzo charyzmatycznym. Na filmie tego nie widać, ale na pewno w kolejnym pokażę, jak bardzo jest zabawny, jaką jest duszą towarzystwa. Ma coś, czego się nie spodziewałam u człowieka, który żyje w małej miejscowości w Kambodży. Jest bardzo nowoczesny.
Co to znaczy być nowoczesnym w Kambodży?
Wyobraź sobie wioskę gdzieś w Azji, w której nagle ktoś mówi: "Postawię tutaj domek i będą do niego przyjeżdżać turyści. Założę konto na Booking.com!". "Co to jest Booking.com?" – pytają wszyscy. Myśleli, że jest szalony. A on ma bardzo dobre pomysły i otwarty umysł. Nie spodziewałam się, że takiego człowieka spotkam gdzieś na końcu Kambodży.
W swoim filmie powiedziałaś, że bardzo dużo nauczyłaś się od pana Pov.
Nauczyłam się przede wszystkim tego, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Nawet jeśli rodzina jest głodna, to on coś wymyśli, pójdzie w las i nazbiera jadalnych roślin. Jeśli nie ma pieniędzy i samochód mu się psuje, to coś zrobi, zaczaruje i ten samochód jeździ dalej. Jak nie ma pieniędzy na domek, idzie do dżungli i tnie bambus (śmiech). To jest idealny przykład, że wystarczy chcieć, by móc. Tylko tyle. Tego mnie pan Pov nauczył. On bije wszystkich na głowę.
Zbiórka dla pana Pov: pomagamy.im/dompanapov
Planujesz podróż? Zobacz najlepsze oferty na Booking.com kody rabatowe.