Celny łapówkarski kombinat
50% utargu przekazywaliśmy
kierownictwu. W dobry dzień wyciągałem 5 tys. - mówi "Gazecie
Wyborczej" skorumpowany celnik z Gdyni. Wczoraj policja
zatrzymała pięciu jego przełożonych. Cała piątka miała brać
łapówki za przyspieszanie odpraw chińskich tekstyliów
sprowadzanych z Hamburga. Zajmowało się tym kilkanaście firm z
Trójmiasta i centralnej Polski. Tiry z butami, koszulami i
kurtkami były odprawiane właśnie w Gdyni - pisze dziennik.
12.01.2005 06:30
Dotarliśmy do części dokumentacji. Wynika z niej, że celni rzeczoznawcy wyceniali np. koszule warte 7 dol. za sztukę na 25 centów. I od tego brali cło. Straty skarbu państwa wstępnie szacuje się na kilkanaście milionów złotych - podaje "Gazeta Wyborcza". W przypadku Urzędu Celnego w Gdyni możemy mówić o mafii - twierdzą śledczy. Jeden z przesłuchiwanych stwierdził, że brać w łapę nakazywała... przyzwoitość - dodaje.
W urzędzie istniał system podziału łupów. Pieniądze odbierali celnicy kontrolerzy z tzw. pierwszej linii frontu. Dotarliśmy do jednego nich. Boi się o rodzinę, więc chce pozostać anonimowy - informuje gazeta. Gotówkę dostawaliśmy w dolarach bądź złotówkach - opowiada. Oczywiście bez polecenia od zaufanej osoby nie było interesu. To był łapówkarski kombinat. Każdy znał swoje miejsce w szeregu. Kto się wyłamywał, wypadał. 50% dziennego utargu dostawało kierownictwo. W dobry dzień wyciągałem tylko dla siebie 5 tys. zł - mówi.
Śledztwo w sprawie korupcji w gdyńskim UC trwa rok. Zaczęło się od zatrzymania cysterny z przemycanym spirytusem. Kilku celników za łagodniejsze wyroki opowiedziało o przemycie i łapownictwie. Z czasem do wątku spirytusowego (oskarżono 17 osób) doszły tekstylia (12 zatrzymanych). Jeden z nich, zwolniony po przesłuchaniu, to nasz anonimowy informator, zarazem autor, który pod pseudonimem Kamil Grand napisał książkę o gdyńskim UC pt. "Nietykalni, czyli Urząd Celny w Gdyni sp. z o.o.". Wkrótce do księgarń trafi jej pierwsza część. Autor zapowiada kolejne - podaje "Gazeta Wyborcza". (PAP)