HistoriaCelibat w chrześcijaństwie - świętość i ekonomia

Celibat w chrześcijaństwie - świętość i ekonomia

We wczesnym średniowieczu klasztory stawały się coraz zamożniejsze. Rozluźniała się też przez to mnisia dyscyplina. Otoczeni zbytkiem zakonnicy bardziej niż o rozwój duchowy dbali o zaspokajanie swoich rozlicznych pragnień, wśród których chuć nie zajmowała wcale ostatniego miejsca. Mnisi z włoskiego opactwa Farfa publicznie uznali swoje konkubiny. We Francji, niemal każdy zakonnik z klasztoru w Trosly miał żonę, a w opactwie Ruits prawie wszyscy braciszkowie utrzymywali oficjalnie swoje konkubiny i dzieci. W całej Europie działali reformatorzy, których marzeniem i zadaniem było przywrócenie życiu monastycznemu jego pierwotnej czystości, również celibatu - pisze Robert Jurszo w artykule dla WP.

Celibat w chrześcijaństwie - świętość i ekonomia
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

Chrześcijaństwo praktycznie od swego zarania podejrzliwie traktowało seks. Stosunek samego Jezusa do kwestii małżeństwa - zarówno w judaizmie, jak i w chrześcijaństwie życie seksualne było dopuszczalne tylko w ramach takiego związku - nie był jednoznaczny, choć z pewnością nie był potępiający. W swoim nauczaniu więcej uwagi poświęcał praktyce miłości bliźniego i nadchodzącemu królestwu bożemu. Sam - jeśli trzymać się litery czterech kanonicznych Ewangelii - nie miał żony.

Niebezpieczeństwo rozpusty

Ewangelia św. Mateusza przypisuje Jezusowi słowa, które stały się źródłem rozlicznych kontrowersji: "Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!" (Mt 19, 12).

Ten fragment mocno frapował pierwszych chrześcijan i teologów. Dość szybko zaczęła formować się interpretacja, zgodnie z którą życie bez więzów małżeńskich jest doskonalszą formą życia chrześcijańskiego. Zapewne wynikało to także z faktu, że w pierwszych dziesiątkach lat istnienia nowej religii, jej wyznawcy spodziewali się rychłego powtórnego nadejścia Chrystusa, które miało zakończyć okres ziemskich niedoli. Wyobraźnia chrześcijan wybiegała w przyszłość, a teraźniejszość była dla nich tylko smutnym etapem, który nieuchronnie miał do ostatecznego i definitywnego nastania królestwa bożego na ziemi.

Ton tym interpretacjom nadawały listy Pawła z Tarsu, który sam był bezżenny. W przypisywanym mu Liście do Kolosoan pisał: "Ze względu [...] na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. [...] To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu. Pragnąłbym, aby wszyscy byli, jak i ja" (I Ko. 7,2 i 6). Słowa te wyznaczały zupełnie odmienną interpretację seksualności. O ile w judaizmie, a także w innych religiach tamtych czasów, zbiorczo nazywanych dziś pogańskimi, seks był powodem do radości, a często był nawet kwalifikowany jako święty, to w perspektywie wypowiedzi Apostoła Narodów stawał się kłopotliwą uciążliwością, która powinna być trzymana w ryzach małżeństwa.

Hojne dziewice równe aniołom

Punkt widzenia Pawła z Tarsu przejął uczony, który w tym względzie najsilniej wpłynął na całą zachodnią tradycję chrześcijańską - Augustyn z Hippony. Ten urodzony w północnej Afryce płomienny myśliciel, początkowo był pod silnym wpływem manichejskiej gnozy, która potępiała wszystko, co materialne i cielesne. Później nawrócił się na chrześcijaństwo, ale w jego teologii wątki manichejskie skrzyżowały się z ideami Pawła. Dało to piorunującą, antyseksualną i mizoginistyczną mieszankę. W dziele "Przeciw Julianowi" pisał: "Zło cielesnej lubieżności jest tak wielkie, iż lepiej powstrzymać się od używania jej, niż używać jej dobrze". To już było postawienie sprawy daleko radykalniejsze od tego, które było dziełem Pawła. Seks był już nie tylko czymś gorszym od powstrzymywania się od niego, ale zagrożeniem i groźbą zła.

Wszystko to sprawiło, że wśród pierwszych chrześcijan wielkim szacunkiem cieszyło się życie w celibacie, które unikało zaspokajania potrzeb seksualnych. "Chrześcijańska rewolucja seksualna wynosiła zachowujących dziewictwo mężczyzn i kobiety na wyższy poziom moralny i kulturowy" - pisała Elizabeth Abbott w "Historii celibatu". Cyprian, pierwszy afrykański biskup, entuzjazmował się bezżennością na kartach jednego ze swoich traktatów: "Kiedy pozostajecie czyści i nietknięci, jesteście równi aniołom Boga". Inny chrześcijański pisarz - Ambroży, podjął ten wątek i pouczał: "Albowiem cnotliwość uczyniła nawet z ludzi aniołów. Ten, który zachował ją, jest aniołem, a ten, który zagubił, jest diabłem".

Nie można jednak kryć tego, że czystość niektórych wiernych przynosiła wczesnemu Kościołowi również dobra materialne. Owszem, znaczna część dziewic i wdów była uboga. Jednak były wśród nich takie, które dysponowały pokaźnymi majątkami. Gdy wstępowały do wspólnot zakonnych - które do III wieku były w większości żeńskie - często przekazywały swoje dobra Kościołowi. Powodowało to oczywiście proces stosunkowo szybkiego bogacenia się kościołów, które na swoje cele mogły rozporządzać środkami, które otrzymały za darmo. "Idealizując dziewictwo i zniechęcając wdowy do kolejnego małżeństwa Kościół stopniowo stawał się siłą nie mającą sobie równej w wyścigu do dziedziczenia" - pisała w książce "Pagans and Christians" Robin Lane Fox.

Był to jeden z istotnych czynników budujących materialną potęgę Kościoła, która całym swoim blaskiem miała zajaśnieć kilkaset lat później - w dobie średniowiecza, złotej epoce chrześcijaństwa w Europie.

Lubieżni mnisi

Oczekiwanie na powtórne nadejście Chrystusa wydłużało się, a Kościół się bogacił. We wczesnym średniowieczu liczne klasztory stawały się coraz zamożniejsze - posiadały nie tylko środki finansowe, ale również całkiem spore posiadłości ziemskie. Rozluźniała się też przez to mnisia dyscyplina. Otoczeni zbytkiem zakonnicy bardziej niż o rozwój duchowy dbali o zaspokajanie swoich rozlicznych pragnień, wśród których chuć nie zajmowała wcale ostatniego miejsca. Mnisi z włoskiego opactwa Farfa publicznie uznali swoje konkubiny. We Francji, niemal każdy zakonnik z klasztoru w Trosly miał żonę, a w opactwie Ruits prawie wszyscy braciszkowie utrzymywali oficjalnie swoje konkubiny i dzieci, o czym w listach donosił zgorszony filozof i teolog Piotr Abelard.

Mnisi nie gardzili również męskimi wdziękami - homoseksualizm w klasztorach nie był rzadkością. Niektórzy zakonnicy łasym okiem spoglądali na swoich współbraci i młodych chłopców. W jedynym z apokryfów Bernard z Clairvaux - słynny zachodni święty, znany ze swej odporności na cielesne pokusy - został poproszony przez burgundzkiego markiza o uleczenie syna. Mnich zgodził się, zalecił by pozwolono mu zostać z chłopcem sam na sam, po czym położył się na nim, co rzekomo spowodowało cudowne uleczenie dziecka. Ile w tym prawdy - nie wiadomo. Ale współczesnych bardziej interesowało to, jak udało się świętemu przywrzeć ciałem do dziecka i nie mieć... erekcji. "Był naprawdę najnieszczęśliwszym z mnichów - żartował sobie z zakonnika poeta Walter Mapes - nigdy bowiem nie słyszałem o mnichu, który by leżał na chłopcu i natychmiast nie miał wzwodu z tego powodu".

Jak trafnie ujęła to Abbott, "w klasztorach [...] celibat był w najlepszym razie migoczącym światełkiem, a w najgorszym wygasłym knotem".

Światło z Cluny

Nie wszyscy pasterze Kościoła patrzyli na to wszystko pobłażliwym okiem. W 813 roku w Tours zebrał się synod biskupów zatroskanych fatalnym stanem moralnym i duchowym większości klasztorów. Praktycznie w całej Europie działali reformatorzy, których marzeniem i zadaniem było przywrócenie życiu monastycznemu jego pierwotnej czystości, również celibatu. Wszystko to jednak - w obliczu oczywistej niechęci zakonnych wspólnot - szło dość opornie.

W 1073 roku na papieski tron wstąpił benedyktyn Hildebrand i przyjął imię Grzegorz VII. Miał opinię cnotliwego i pobożnego zakonnika, przejętego kondycją moralną europejskich klasztorów. Pochodził z podlegającego samemu papieżowi i rygorystycznie przestrzegającego benedyktyńskiej reguły klasztoru w Cluny. Kluniacka idea głosiła, że bycie wspólnotą chrześcijańską oznacza nie tyle wyrzeczenie się świata doczesnego, ale przyjęcie przez wszystkich wyznawców Chrystusa ideałów monastycznych. Ten radykalizm przyciągał wielu, którzy chcieli wydostać się z pułapki rozpustnych klasztorów. To sprawiło, że Cluny szybko się rozwijało i w pewnym momencie stało się nawet najważniejszą instytucją religijną Zachodu. Kluniacy chcieli Kościoła, w którym wszystkich duchownych obowiązywał ścisły celibat.

Jak można się było spodziewać, nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu. Reformy Grzegorza VII nie przyjęły się we wszystkich wspólnotach zakonnych. Co bardziej pobożni mnisi wycofali się głównie do klasztorów cysterskich, by tam praktykować surową ascezę. Nie był to pełen sukces, ale Grzegorz VII niewątpliwie poprawił nadszarpniętą reputację życia zakonnego.

Wątpliwe zwycięstwo

Stawką w walce o celibat w średniowieczu były nie tylko dusze zakonników, ale również kleru. Pierwsze pomysły, by uczynić księży bezżennymi pojawiły się już w IV w. Najczęściej nie były przyjmowane z wielkim entuzjazmem przez samych duchownych. Większość z nich nie chciała rezygnować niewątpliwych uroków życia małżeńskiego. Jednym z tych, którzy protestowali najgłośniej, był Synezjusz, biskup Ptolemeis. Otwarcie deklarował, że nie zamierza rezygnować z tego, co otrzymał w darze od Boga. Za niegodne kapłana uznawał również składanie fałszywych ślubów czystości, by później - pod osłoną nocy - wślizgiwać się do łóżka oddalonej małżonki, a po wszystkim modlić się, by nie zaszła ona w ciążę, bo dzieci zniszczyłyby mu reputację.

Wszystkim tym, którzy zabiegali o przymuszenie kapłanów do celibatu przyświecały dwie idee. Pierwsza, którą można było odnaleźć jeszcze w listach apostolskich, była oczywista: bezżenny kapłan może całkowicie skupić się na potrzebach wiernych, bo nie musi troszczyć się o żonę i dzieci. Druga miała już charakter nie tyle religijny, co ekonomiczny. Władze kościelne miały świadomość tego, że żonaci pozostawiają dzieci, pomiędzy które trzeba podzielić majątek. A to oznacza uszczuplenie stanu kościelnego posiadania. Z punktu widzenia Kościoła było to oczywiście nad wyraz niekorzystne.

Batalia o objęcie kapłanów celibatem zakończyła się w XIII wieku. "Była to trudna walka - pisze Abbott - skierowana najpierw przeciwko najwyższym dostojnikom Kościoła, powoli zataczała coraz szersze kręgi, aż został nią objęty nawet najniższy rangą kapłan".

Trzy stulecia później, ważną zmianę w tej sprawie przyniosła Reformacja. Marcin Luter, sam były zakonnik, który wziął za żonę byłą mniszkę Katarzynę von Bora, uważał celibat za rzecz nienaturalną, bo tłumiącą funkcje seksualne, które przecież dał ludziom sam Bóg. Zresztą protestantyzm nie tylko zezwolił duchownym na ożenek, ale również dokonał kasaty zakonów, niszcząc w zasadzie życie monastyczne na terenach, na których zwyciężył. Katolicka kontrreformacja zareagowała ostro i usztywniła swój kurs w sprawie bezżenności duchownych. Wątpliwości co do zasadności celibatu wśród katolickiego kleru miały powrócić w łonie tego Kościoła dopiero pięć wieków później.

Robert Jurszo dla Wirtualnej Polski

Podczas pisania korzystałem m.in. z następujących książek: "Historia celibatu" Elizabeth Abbott i "Pagans and Christians" Robin Lane Fox.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)