12 stycznia 2021 roku przestał odbierać telefony białoruski dziennikarz Andrej Alaksandrau. Tego samego dnia zamilkł również telefon jego partnerki, Iryny Złobiny. Niedługo potem odnaleźli się w miejscu, w którym ludzi się łamie.
W sierpniu 2020 roku Mińsk kipiał protestami. Ludzie z biało-czerwono-białymi flagami maszerowali centralnymi ulicami miasta, skandując "Żywie Biełaruś!". Im więcej ich było, tym głośniej krzyczeli i tym twardszy stawał się każdy ich krok. Jak wezbrana po deszczu rzeka rwie piach z nadbrzeżnych skarp, tak oni, idąc całą szerokością prospektu Niezależnasci, zabierali wszystkich, którzy dotąd spętani strachem stali na skraju drogi. Przekraczając most na Świsłoczy, przyspieszyli.
"A WY GDZIEŚCIE SIĘ NAUCZYLI PODŁOŚCI?"
Chcieli jak najszybciej minąć Kastrycznicką płoszczę, której niczym Scylla i Charybda strzegą Pałac Republiki i administracja prezydenta. Zostawili za sobą siedzibę Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) i popiersie Feliksa Dzierżyńskiego i wciąż skandując "Żywie Biełaruś!", dotarli do kościoła pod wezwaniem świętych Szymona i Heleny. Ośmieleni brakiem reakcji milicjantów otaczających rządowe budynki recytowali fragmenty wiersza opozycyjnego polityka i poety Uładzimira Niaklajeua:
Podłym nie był nikt z nas,
A wy gdzieście nauczyli się podłości?
W odpowiedzi zaszurały twarde podeszwy służbowych butów, zagrzechotały tarcze trącone pałkami. Biało-czerwono-biały tłum nie przestraszył się i recytował dalej:
Żeby nie zdechnąć w błocie i pyle,
Sprzedawaliśmy wiersze i powieści
I tylko sumienia sprzedać nie mogliśmy,
Choć wy, bez sumienia, tego nie pojmiecie.
Znowu zagrzechotały tarcze trącone twardymi pałkami. Zaszurały podeszwy butów i zaskrzeczały megafony. A ludzie chwycili się za ręce i zaśpiewali tak głośno, jakby chcieli, żeby usłyszał ich cały świat:
Nie jesteśmy bydłem, stadem ni tchórzami.
Jesteśmy żywym narodem, Białorusinami!
Piosenka grupy Tor Band była ostatnim akordem słonecznego dnia. Nogi w butach o twardych podeszwach rozdeptały demonstrantów. Tarcze zepchnęły ich do okolicznych bram, aby z daleka od kamer i aparatów fotograficznych ręce uzbrojone w pałki mogły wypisać im na plecach mandaty za zakłócanie porządku publicznego.
Wieczorem, gdy Słońce pochylało się nad brzegiem Świsłoczy, aby umyć zakrwawioną twarz, widziało kobiety idące w stronę aresztu śledczego. Chowając się za horyzontem, słyszało głośne jęki skatowanych i cichy szloch matek, sióstr i żon. Tej nocy, a także następnej i jeszcze kolejnej, w oknach mińskich kamienic nie gasły światła. Po każdym proteście ludzie schowani w mieszkaniach rozprawiali o tym, co się wydarzyło i co się jeszcze wydarzyć może. Zasypiali dopiero nad ranem, wierząc, że nowy dzień nie okaże się gorszy od tego, który minął.
A dni bywały różne. Jedne pełne optymizmu, inne drżące z niepewności. Sierpień i wrzesień minęły pod znakiem nadziei. Jeszcze w październiku lśniące miedzią kasztany dawały złudne poczucie, że po gorącym lecie od razu wybuchnie wiosna. Jednak już w listopadzie chłodny wiatr przyniósł zmiany.
HIENY RUSZAJĄ NA ŻER
Stada hien, zwietrzywszy zapach strachu i zwątpienia, ruszyły na łowy. Najpierw ostrożnie dobierały ofiarę, snuły intrygę i powoli wciągały w zasadzkę, a gdy spadł śnieg i poczuły głód, z głośnym jazgotem rzucały się na każdego, kto stanął im na drodze. Po zmierzchu ludzie bali się wychodzić z domów. W Mińsku, Brześciu, Mohylewie i innych miastach coraz częściej przepadali działacze opozycji, niezależni dziennikarze, obrońcy praw człowieka i ci, na których padło podejrzenie o niechęć do reżimu. Zdjęcia ubranych na czarno funkcjonariuszy milicji, którzy rzucają się na demonstrantów jak wrony na gołębie, widziały miliony ludzi na całym świecie.
Choć wraz z nastaniem zimy aktywność opozycji spadła, reżim nie przestał polować na żurnalistów. Już na początku 2021 roku funkcjonariusze Komitetu Śledczego i KGB sięgnęli po sprawdzone metody prewencyjne i zatrzymali kolejnych pracowników wpływowych mediów, których oskarżyli o czyny zagrożone wysokimi karami, aby w ten sposób zastraszyć pozostałych.
12 stycznia 2021 roku nie przyszedł do pracy i przestał odbierać telefony dziennikarz Andrej Alaksandrau. Koledzy dzwonili do niego, pisali e-maile i wiadomości na komunikatorach internetowych, ale bez skutku. Tego samego dnia zamilkł również telefon jego partnerki, Iryny Złobiny. Zaniepokojony brakiem kontaktu z Andrejem dyrektor niezależnej agencji informacyjnej BiełaPAN Dzmitryj Naważyłau odczekał dobę i pojechał na milicję.
- Mówię, że chcę złożyć zawiadomienie o zaginięciu człowieka, a oni, że nie zaginął, tylko jest u nich i właśnie go sprawdzają - wspomina Naważyłau.
Przyjaciele Andreja nie wiedzieli, czy się cieszyć, czy martwić. Z jednej strony dziennikarz znalazł się cały i zdrów, ale z drugiej – jak pokazywały doświadczenia ostatnich miesięcy – w areszcie nic dobrego go nie czekało. Kilkanaście godzin później okazało się, że Alaksandrau został zatrzymany za organizację działań naruszających porządek publiczny.
KATOWNIA ŁUKASZENKI
Alaksandrau i Złobina zostali zamknięci w areszcie śledczym w Zamku Piszczałowskim przy ulicy Waładarskaha. Z opowieści byłych więźniów Waładarki wynika, że to katownia, jak za czasów NKWD, gdzie łamie się ludzi, wykorzystując najokrutniejsze metody. Więzienie nie było remontowane od co najmniej stu lat. Ściany cel pokrywa pleśń, okna są nieszczelne, instalacja elektryczna iskrzy, a z popsutej kanalizacji wybijają nieczystości.
Zimą ziąb i smród są nie do wytrzymania, a latem po ścianach płyną strugi potu – relacjonują osoby, które przeszły przez areszt. Ci, którzy trafili tam na dłużej, szybko tracą na wadze i zaczynają chorować, bo codzienne posiłki są tak skąpe, że można je uznać za jeszcze jeden element represji.
Ale ponieważ każdy kontakt z "pensjonariuszami" Waładarki jest cenzurowany, dopóki człowiek nie wyjdzie na wolność, nie wiadomo, w jakim jest stanie. W to, co opowiadają więźniowie, gdy stają przed kamerami obsługiwanymi przez funkcjonariuszy KGB, nikt nie wierzy. Torturami można wymusić każde zeznanie.
Gdy zatrzymano Andreja Alaksandraua, Dzmitryj Naważyłau podał się do dymisji, a ciężar kierowania redakcją spadł na barki Iryny Leuszyny. Zadzwoniłem do niej w maju 2021 roku. Opowiedziałem, że grupa polskich dziennikarzy chce napisać książkę o represjonowanych kolegach z Białorusi.
"MAM ZŁE WIADOMOŚCI"
30 czerwca wieczorem Iryna napisała do mnie na Telegramie:
"Maciej, mam złe wiadomości. To trzeba koniecznie dodać do opowieści o Andreju…".
Dołączyła link do depeszy agencji BiełaPAN, z której wynikało, że reżim oskarżył Alaksandraua o zdradę państwa. Dziennikarzowi grozi od siedmiu do piętnastu lat pozbawienia wolności.
- Od 12 stycznia 2021 roku siedzi za kratami. Razem z nim w charakterze zakładniczki siedzi jego partnerka. Możemy sobie tylko wyobrazić, co tam przeżywa. A jednak jego listy pisane z więzienia są pełne optymizmu, wiary i właściwego dla niego poczucia humoru
- dodaje Leuszyna.
"Jestem w wiosennym nastroju. I gdy słońce chyli się nad horyzontem, zalewając ostrym światłem baszty naszego zamku, chciałem napisać 'gdybyś to widziała…'. Jednak lepiej nie. Lepiej uwierz mi na słowo" - pisał w jednym z nich.
Ja teraz już na pewno wiem: dobra i samego życia nie należy odkładać na później. Nie ma żadnych lepszych czasów od tych, które są. A to oznacza, że wszyscy jesteśmy szczęśliwymi ludźmi
Na temat "lepszych czasów" Iryna Leuszyna ma inne zdanie. W odpowiedzi na jego list napisała:
"Nie zgodzę się. Lepsze czasy bywają i na pewno będą. Dlatego że szczęśliwi ludzie powinni być wolni"
Tekst jest częścią rozdziału książki "Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki" pod redakcją Arlety Bojke i Michała Potockiego, wydanej nakładem Wydawnictwa Adam Marszałek. Od chwili oddania jej do druku białoruskie władze zatrzymały także Irynę Leuszynę i Dzmitryja Naważyłaua. Wszystkie dochody z książki, której autorami jest 29 dziennikarzy z różnych polskich mediów, zostaną przeznaczone na pomoc białoruskim mediom niezależnym. Skróty, tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
CZYTAJ WIĘCEJ O => PROJEKCIE "PARTYZANCI"
Maciej Jastrzębski – korespondent wojenny i zagraniczny Polskiego Radia. Relacjonował między innymi konflikty zbrojne i przewroty w Rosji, krajach byłej Jugosławii, Czeczenii, Iraku, Afganistanie, Gruzji, Górskim Karabachu i na Ukrainie. Od 2007 roku jest specjalnym wysłannikiem Polskiego Radia na Kaukaz. Przez trzy lata pracował w Mińsku, a od 2010 roku pracuje w Moskwie.
Andrej Alaksandrau – ur. 27 stycznia 1978 roku w Niżnym Tagile, dziennikarz i menedżer współpracujący z niezależną agencją informacyjną BiełaPAN. Zatrzymany 12 stycznia 2021 roku. Według białoruskich służb miał pomagać znajomym w spłacaniu grzywien orzeczonych za udział w demonstracjach. Oskarżony o zdradę państwa.