"Cała rodzina znała piosenki Wodeckiego". On łączył pokolenia
Każde dziecko w Polsce zna na pamięć "Pszczółkę Maję". Czy to jedyna piosenka Zbigniewa Wodeckiego, którą kojarzą dzisiejsi 20- i 30- latkowie?
- Halo, panie Zbigniewie, potrzebuję pana krótką wypowiedź. Czy znajdzie pan dla mnie chwilę? - zapytałam przez telefon Zbigniewa Wodeckiego, który zaprosił mnie na nagranie na Uniwersytet Muzyczny, gdzie tego dnia prowadził zajęcia dla studentów. Przyjechałam i już od samego wejścia wiedziałam, że łatwo z nagraniem nie będzie. Wtedy jeszcze pracowałam w Polskim Radiu, więc jakość dźwięku musiała być idealna, a w szkole muzycznej, jak to w szkole muzycznej, kakofonia dźwięków była przerażająca.
- Czy jest szansa na jakieś ciche miejsce, panie Zbigniewie? - zapytałam. - Ciche miejsce, ciche miejsce? - zaczął się głośno zastanawiać. Nie był przy tym ani trochę zmartwiony, z uśmiechem i energicznie zaczął się rozglądać i nagle zawołał: - Wiem! Poszedł do kanciapy ochroniarza, w której był dodatkowy schowek na szczotki, ścierki, wiadra i środki czystości, wyperswadował dyżurnemu, że musi do niego wejść i odpowiedzieć dziennikarce na parę pytań.
Mało jest tak wyluzowanych ludzi - a tym bardziej gwiazd - którzy mają tyle dystansu do siebie i nie przeszkadza im, że rozmawiają niemal po ciemku, w ciasnym schowku, wśród środków czyszczących. Świetny człowiek - pomyślałam wtedy i szczerze mi zaimponował.
Zbigniew Wodecki opowiada dowcip o samym sobie
Pszczółka Maja
Nie ma chyba 20-, 30- latka, który nie znałby Pszczółki Mai. - To moje dzieciństwo, choć kiedy nuciłam tę piosenkę w czasie dobranocki, nie miałam pojęcia kto ją śpiewa i kim w ogóle jest Zbigniew Wodecki - mówi Dominika. - Teraz, kiedy mam 32 lata, myślę sobie, że był jedną z ostatnich osób, które łączyły w sobie klasę, elegancję i niezależność. Według mnie był człowiekiem, który choć obecny w showbiznesie, nie musiał głośno krzyczeć, ani uciekać się do mniej lub bardziej strawnych skandali, żeby być zauważonym, co świadczy o jego wielkim talencie.
- I nie jest chyba prawdą, że moje pokolenie zna wyłącznie jego wykonanie "Pszczółki Mai" - dodaje Dominika. - Pamiętam, jak w wieku 8 czy 9 lat usłyszałam na kasetach magnetofonowych moich rodziców "Chałupy welcome to". Wydawały mi się wtedy bardzo nieprzyzwoite, podobnie jak teledysk, który zobaczyłam w telewizji, ale jednocześnie bardzo mi się podobała ta piosenka. A potem polubiłam też jego bardziej liryczne utwory i nuciłam "Zacznij od Bacha".
Wodecki łączył pokolenia
- W dorosłym życiu ponownie odkryłam takie utwory, jak "Chałupy welcome to". Od paru dni ciągle je śpiewam - opowiada Magda. - Długo był dla mnie panem "od pszczółki". Dopiero z wiekiem przyszła refleksja i zobaczyłam coś więcej. Faceta z klasą, mądrze mówiącego, zarażającego optymizmem. Strasznie szkoda, że go już z nami nie ma.
- Jego piosenka, którą nagrał razem z zespołem Mitch & Mitch "Rzuć to wszystko co złe" zagrała w dniu mojego ślubu, kiedy wychodziliśmy z Urzędu Stanu Cywilnego - wspomina Anna. - Cała ta płyta z Mitchami towarzyszyła nam nieustannie od dwóch lat. Słuchaliśmy jej z narzeczonym w czasie wakacyjnych, samochodowych wojaży, a potem sprezentowaliśmy ją naszym rodzicom. Cała rodzina znała piosenki Wodeckiego, on nas łączył pokoleniowo.
Informcja o smierci Zbigniewa Wodeckiego