"Bzdura! Nie przyznałem się do tego". Sędzie Lech Morawski o wypadku, który miał spowodować
Choć w 2015 roku na polskich drogach doszło do 33 tysięcy wypadków drogowych, tylko ta sprawa ciągnie się już 2 lata. Dlaczego jak większość nie zakończyła się po kilku miesiącach? Bo w wypadku uczestniczył sędziego Trybunału Konstytucyjnego prof. Lech Morawski.
06.06.2017 | aktual.: 06.06.2017 14:38
Wraca sprawa niewyjaśnionego wypadku drogowego z udziałem profesora Lecha Morawskiego, o czym informował materiał programu "Czarno na białym".
W marcu 2017 roku prokuratura w Gdańsku poinformowała, że dostała nową ekspertyzę biegłych, która - tak jak poprzednia - podważa wersję profesora Lecha Morawskiego. - Do zdarzenia doszło w wyniku najechania na tył samochodu pokrzywdzonego, który w tym czasie poruszał się prawym pasem jezdni. Jest to zgodne z relacją pokrzywdzonego - wyjaśniła Tatiana Paszkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Zdaniem kolejnych biegłych, Morawski jechał lewym pasem, a przedsiębiorca prawym. Profesor zjechał nagle na sąsiedni pas i uderzył w jadący przepisowo samochód.
Koniecznie zobacz wystąpienie sędziego Lecha Morawskiego w Oxfordzie
Sprawa sprzed dwóch lat
Przypomnijmy sobie bieg zdarzeń. 18 czerwca 2015 roku o godzinie 14.50, na 34. kilometrze autostrady A1 z Gdańska do Łodzi zderzył się samochód osobowy Mercedes z samochodem dostawczym Peugeot Boxer. To jedyna rzecz jaką potwierdzają kierowcy pojazdów. To co wydarzyło się tamtego popołudnia opisują całkowicie odmiennie.
Według relacji przedsiębiorcy Andrzeja Perugi wynika, że jechał prawym pasem po niemal pustej drodze z prędkościa 90 km/h, kiedy nagle, został uderzony w tył przez mercedesa. Dostawczak stracił stabilność i przewrócił się, uderzając w barierki po lewej stronie szosy.
Morawski twierdził, że na zatłoczonej autostradzie postanowił wyprzedzić kolumnę samochodów, zjechał na lewy pas i uderzył w auto, które zajechało mu drogę. - Po kilku sekundach poczułem potworne uderzenie - mówił reporterowi TVN Lech Morawski. - No więc co się mogło zdarzyć? Nie było żadnego wypadku na prawym pasie, na pustej autostradzie. No ktoś zwariował!
Winny jest Lech Morawski
Z notatek policji ze Starogardu Gdańskiego, która była na miejscu wypadku wynika, że winny jest Lech Morawski. Co więcej, profesor Morawski miał przedstawić swoją legitymację sędziowską i dać w ten sposób do zrozumienia policjantom, że chroni go immunitet.
- Bzdura! - oburzał się sędzia. - Nie przyznałem się do tego. Byłem wtedy sędzią Trybunału Stanu. W życiu się nie przyznałem! Nie pokazałem legitymacji, nic!
Cztery dni po wypadku sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Starogardzie Gdańskim. Pół roku później Lech Morawski został pozytywnie zaopiniowany na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Kandydaturę wysunął PiS, referował poseł Andrzej Matusiewicz, który jednak nic o wypadku nie wiedział. Na początku grudniu 2015 roku Lech Morawski został sędzią Trybunału Konstytucyjnego. W marcu 2016 roku sprawę przejęła Prokuratora Okręgowa w Gdańsku.
Prokuratura Krajowa w sprawie sędziego
- Chodziło między innymi o charakter tego zdarzenia, przede wszystkim o zainteresowanie medialne tą sprawą - mówiła 19 stycznia 2017 roku Tatiana Paszkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Powołano nowych biegłych i próbowano dotrzeć do świadków wypadku. Tych jednak, nie udało się namierzyć.
W czerwcu 2016 roku prokurator Prokuratury Okręgowej w Gdańsku wysłał do Prokuratury Krajowej wykaz spraw, które ta mogłaby przejąć. Wśród nich była sprawa wypadku na autostradzie A1. Prokuratura Krajowa odmówiła jednak przejęcia śledztwa uzasadniając, że nie jest to sytuacja nietypowa. Cztery miesiące później zmieniła jednak zdanie i zwróciła się do prokuratury w Gdańsku o udostępnienie akt. W listopadzie 2016 roku zlecono powołanie kolejnych biegłych w sprawie.
Ewentualna odpowiedzialność Morawskiego w tym wypadku nie zablokowałaby mu jednak drogi do Trybunału Konstytucyjnego. By się tak stało, musiałby być skazany za przestępstwo umyślne, a wypadek drogowy takim nie jest.
Źródło: TVN24