Bytom moja miłość. Upadłe miasto? Wcale nie takie złe
Bytom da się lubić. Ba, Bytom da się kochać. Choć naukowcy wieszczą, że miasto niedługo się wyludni. Światowe media opisują, jak umiera. Ale jego dawny blask widać. Tylko zakurzony, między walącymi się kamienicami.
Wielu mieszkańców pamięta, jak ulice Bytomia tętniły życiem. Śmieją się, że mieli wtedy swoje Wall Street. Działały kopalnie, ulice były pełne neonów i kawiarni.
Młodzi widzą inny Bytom. Wyeksploatowane miasto zaczęło pustoszeć. Kawiarnie i sklepy zamykano. Niektóre kamienice remontowano, inne runęły.
Czasem robi się o Bytomiu głośno. Na przykład wtedy, gdy naukowcy obliczyli, że wyludnia się najszybciej w kraju. Albo gdy telewizja, znana i światowa, przyjechała i stwierdziła, że miasto umiera.
Wall Street w Bytomiu
Gdy Bytom trafił w granice Polski, kopalnie działały pełną parą. Mieszkańcy mówili, że mają swoje Wall Street. Nazywali tak prowadzącą do dworca ulicę. Wzdłuż niej pełno było kawiarni i zakładów rzemieślniczych, wszędzie świeciły się kolorowe neony.
Miasto żyło na ziemi i pod ziemią. Do pracy zjeżdżali ludzie z okolicznych wiosek i odległych miast. Wydobywali tony węgla, ale nie tylko. Dawną niemiecką szwalnię zagospodarowali polscy krawcy. Zaczęli szyć najwyższej jakości garnitury, doceniano je nawet za granicą.
Bytom tętnił życiem, choć bogactwo miało swoją cenę. Co i rusz miastem trzęsły tąpnięcia. Kamienice drżały, pękały w nich ściany. Bywało, że waliły się kominy, pękały rury. Gdy skończyły się tąpnięcia, miasto zaczęło zamierać.
Neony zgasły. Kopalnie zamykano, sklepy i kawiarnie też. Pustoszały kolejne mieszkania. Ludzie wyjeżdżali za granicę, po lepszy pieniądz. Albo wracali w swoje rodzinne strony. Zostawiali Bytom, w którym nie było dla nich pracy.
Okna niektórych kamienic zabijano dyktowymi płytami. Budynki niszczały, brakowało pieniędzy na remonty, więc zaczęto wyburzenia. Miasto pogrążało się w marazmie. Coraz trudniej można było zobaczyć blask, którym szczyciło się lata temu.
Ocalić od zapomnienia
Czesław patrzył, jak znikały kamienice wokół jednego z placów. Miał w ich miejscu stanąć supermarket. Pomyślał wtedy, że trzeba ten dawny obraz ocalić. Miał kilkuletniego syna. Chciał, aby on pamiętał, jak to miejsce kiedyś wyglądało.
Kupił więc kilka pocztówek, na których widać było kamienice. Pomyślał, że za kilka lat pokaże je synowi. Powie, że tak wyglądał Bytom. Potem otworzono w mieście giełdę staroci. Poszedł również tam, pytać o jeszcze starsze pocztówki.
Tak wciągnął go dawny Bytom, który lśnił. Na pocztówkach widać było bogato zdobione kamienice. Większości z nich już nie było, albo wyglądały zupełnie inaczej. Co miesiąc kupował jedną, może dwie pocztówki. I tak przez czterdzieści lat uzbierał tysiące.
Dawny blask
- Ręce mi się trzęsą, jak to wyciągam - uśmiecha się.
Trzęsą się nie z zimna, ale z emocji. Niektóre pocztówki są tak cenne, że nie wyciąga ich wcale. Leżą schowane, żeby ani cudza ręka, ani światło nie miało do nich dostępu.
Widać na nich przedwojenne budynki. Wtedy, jak opowiada, Bytom miał być wizytówką. Miasto, wówczas niemieckie, leżało na granicy. Miało pokazać, że jest tak piękne i rozwinięte, jak cały kraj.
- Wtedy tu było życie - wzdycha Czesław, gdy wyciąga kolejną pocztówkę.
Na przedwojennym obrazku widać strzelistą wieżę ratuszową. Teraz stoi w jej miejscu kanciasta kamienica. Nie ma już ani konnych powozów, ani otaczających rynek sklepowych markiz. Nie ma też kupców, którzy rozstawiali swoje kramy.
- Najbliższe dorożki są w Krakowie - śmieje się Czesław.
Najstarsze dzieje
Czesław wyciąga kolejną pocztówkę. Wyjaśnia, że to litografia. Ręcznie robiona, bardzo cenna. Mało się już takich uchowało, bo przecież ile musiały przetrwać. Jedną wojnę, potem drugą, do tego całą drogę, którą przebyły. A to tylko kawałek papieru.
- Ludzi, którzy pisali i odbierali te kartki, od dawna na tym świecie nie ma - opowiada.
Zostały po nich pojedyncze słowa, zwykle banalne. Ktoś za kimś tęskni, ktoś komuś mówi, że wszystko u niego w porządku, dojechał szczęśliwie. Są pytania, dlaczego bliscy nie przyjeżdżają w odwiedziny.
Przedwojenne kartki zwykle są po niemiecku, mieszkańcy nadawali je do Berlina. Ówczesnej poczcie wystarczał dzień, aby dostarczyć je do stolicy. Są też po francusku. Szczególnie z czasów, gdy w mieście stacjonowali francuscy żołnierze.
- Jak człowiek coś takiego bierze do ręki, to się z szacunkiem odnosi - mówi Czesław.
Widać też na pocztówkach żydowską przeszłość miasta. Na wielu jest okazała, bogato zdobiona synagoga. Duma dawnego Bytomia. Tyle że spalono ją jeszcze przed wojną. Dziś został po niej pamiątkowy kamień.
Co to hala targowa?
Ten blask Czesław pokazuje czasem w szkołach. Dzieci oglądają zachwycone, patrzą na miasto, które wygląda zupełnie inaczej. Raz opowiadał im o domu towarowym. Jeden z uczniów podniósł wtedy rękę. Zapytał, co to jest dom towarowy.
- Jakbym market powiedział, to by wiedziały. Ale dom towarowy to dla nich abstrakcja - śmieje się. - Młodzi też mają żal, że nie jest tak ładnie.
Bo młodzi nie wychowali się już w Bytomiu, który miał być wizytówką. Ani w tym, który żył z kopalń i tętnił życiem. Raczej w takim, w którym widać odrapane kamienice, okna zabite dyktowymi płytami.
Choć miasto wolałoby, żeby patrzeć na blask, który gdzieniegdzie wciąż widać. Pomiędzy walącymi się kamienicami, stoją te odnowione. Dumą miasta jest opera, jej okazały gmach.
Warszawa to moloch
Wokół rynku nie ma kupieckich kramów, ale jest kilka knajp. Spokojna kawiarnia, obok bar z tanią wódką, lanym piwem za kilka złotych. Wewnątrz siedzi parę osób, w oczy rzuca się samotny facet w skórzanej kurtce. Przed sobą ma szklankę z piwem.
Nad barem wiszą portrety Gomułki, Jaruzelskiego i Gierka. Przerobione nieco, bo Gierek śmieje się z wystawionym językiem, Jaruzelski patrzy wytrzeszczonymi oczami, a Gomułka szczerzy zęby. Kawałek dalej przyklejono ogłoszenie o studenckiej promocji.
- Nie idzie się tu tak dobrze rozwijać - krzywi się młoda barmanka. - Ale też nie tak łatwo wyjechać, gdy się wsiąknie.
Niektórzy młodzi mówią, że tu udało im się znaleźć lepszą pracę, niż w innych miastach. Nawet tych większych. Powtarzają, że jeśli się chce, to można. Tylko wielu ich znajomych wyjechało. Bo studiować tu ciężko, a praca jest, tylko to nie praca marzeń.
- Jak człowiek młody, to go zawsze gdzieś ciągnie. Teraz bym nigdzie nie wyjechała - stwierdza młoda kobieta. - Każdy każdemu tutaj pomaga. Miasto jest ciepłe, takie przyjazne. Warszawa? - Zamyśla się. - To moloch.
Bo choć Bytom nie lśni już tak, jak dawniej, to jednak są ludzie, którzy nie zamienią go na nic innego.