Sprawa ks. Dymera. "Przyjął mnie w prywatnym pokoju, kazał się rozebrać. Byłem sparaliżowany"
- Myliśmy się z chłopcami w grupowej łaźni. Ksiądz często tam zachodził pod pretekstem, że chce sprawdzić czy nie palimy papierosów. Przyglądał się nam. Nie powinno go tam być - opowiada w reportażu TVN24 "Najdłuższy proces Koscioła" ojciec Tarsycjusz Krasucki, który uczył się w ośrodku młodzieżowym księdza Andrzeja Dymera.
Ojciec Tarsycjusz Krasucki na początku lat 90. trafił do Ogniska św. brata Alberta w Szczecinie, ośrodka dla młodzieży, który prowadził ks. Andrzej Dymer. - Przyjął mnie pierwszego dnia w prywatnym pokoju. Kazał mi się rozebrać, mówił, że chce sprawdzić czy wszystko jest w porządku pod względem higienicznym - opowiada w emitowanym na antenie TVN24 reportażu "Najdłuższy proces Kościoła" ojciec Krasucki.
Jak tłumaczy, Dymer miał niepokoić chłopców, kiedy chodzili się myć w grupowej łaźni. - Ksiądz często tam zachodził, jego pretekstem było to, że chce sprawdzić czy nie palimy papierosów. Przyglądał się nam. Nie powinno go tam być - opowiada ojciec Tarsycjusz Krasucki.
Andrzej Dymer. "Zaczął się do mnie dobierać, byłem sparaliżowany"
Pewnego dnia nastolatek poszedł na wagary, zauważył to inny chłopiec, który zgłosił to księdzu. Andrzej Dymer kazał mu przyjść do siebie wieczorem. - Zachowywał się dziwnie, był bardzo podniecony, sięgał do mojego rozporka, chwytał za mnie za genitalia, moją rękę skierował na swoje. Byłem sparaliżowany, nie wiedziałem jak reagować - opowiada ojciec Tarsycjusz. - Po wszystkim kazał się szybko ubrać i wyjść z pokoju - dodaje.
Chłopiec opowiedział o tym radzie pedagogicznej, ale nikt mu nie uwierzył i kazał przeprosić dyrektora. - Nie przeprosiłem, bo nie kłamałem. Tego dnia położyłem się na łóżku i płakałem. Wychowawcy wyrzucili mnie za drzwi, plecak i całą resztę wyrzucili za mną. Byłem bez butów - opowiada ojciec Krasucki. Świadkiem tego był m.in. ksiądz Marcin Mogielski. Jak wyjaśnia w materiale "Czarno na białym", często pojawiały się sygnały, które świadczyły o tym, że ksiądz Andrzej Dymer mógł molestować nieletnich. Chodziło m.in. o 11-letniego chłopca Karola, który do Ogniska św. brata Albera trafił z domu dziecka.
Notatka z 1995 roku. "Sprawa wymaga natychmiastowego zbadania"
- Często nas odwiedzał, jadł u nas kolacje. Pojawiały się wtedy sytuacje, które dawały wiele do myślenia. Chłopiec błagał moją mamę, aby go adoptowała, bo nie chciał wracać do księdza - opowiada ks. Mogielski. Jak tłumaczy, pamięta, że ksiądz mówił często, że "idzie uśpić Karolka". - Było to bardzo niepokojące w kontekście tego, że Karol nie chciał od niego wracać - mówi ks. Mogielski.
Sprawa nie trafiła jednak do sądu kościelnego, ani do prokuratury. Interweniowali szczecińscy zakonnicy.
Abp Marian Przykucki stworzył notatkę w sprawie księdza Andrzeja Dymera. Napisał w niej, że "otrzymał informacje, że ksiądz Dymer deprawuje młodzież w Ognisku św. Alberta". "Sprawa wymaga natychmiastowego zbadania" - napisał. Notatka powstała w 1995 roku. Miesiąc później abp Przykucki mianował Dymera dyrektorem katolickiej szkoły podstawowej. Trzy lata później Dymer został dyrektorem katolickiego liceum ogólnokształcącego.
"Był agresywny, przytrzymywał głowę, leciały mi łzy"
W reportażu TVN24 wypowiada się też mężczyzna, który aplikował do katolickiego liceum Dymera. - Mówił, że przyjmie mnie do szkoły, kiedy dam mu coś od siebie. Powiedział, że ma jeszcze drugą szkołę, a w niej znajduje się sala komputerowa, która jest słabo zabezpieczeczona i trzeba jej pilnować. Zaprowadził mnie tam, a potem przyszedł i rozłożył śpiwór. Kazał mi się na nim położyć obok niego - opowiada mężczyzna. - Mówił, że pochodzi z rodziny, w której było mało miłości, przez co czuje się samotny. Zaczął mnie na siłę całować, wkładał mi ręce w majtki, pamiętam jego wstrętny obrzydliwy oddech. Potem wyprowadził mnie na korytarz, usiadł na fotelu, był agresywny, przytrzmywał moją głowę i zmuszał do seksu oralnego. Powiedział, że tak, jak jego zobowiązuje tajemnica spowiedzi, tak samo obowiązuje mnie. Byłem załamany, nic nie mówiłem, naciekały mi tylko łzy do oczu - dodaje.
Potem ksiądz Andrzej Dymer został przewodniczącym Rady Szkół Katolickich przy Episkopacie, członkiem europejskiego zgromadzenia generalnego Komitetu Edukacji Katolickiej w Brukseli i prezesem Fundacji Pomocy Dzieciom i Młodzieży im. Stefana Wyszyńskiego.
- Zgłosiłem się do kurii, chciałem rozmawiać z biskupem. Ksiądz mówił, że to niemożliwe, a to, co mówiłem przyjmował z sarkastycznym uśmiechem - opowiada mężczyzna.
Oświadczenie Prymasa Polski
Abp Wojciech Polak wydał oświadczenie dotyczące sprawy oskarżonego o molestowanie nieletnich ks. Andrzeja Dymera. Prymas Polski napisał w swoim oświadczeniu o opieszałości instytucji kościelnych w sprawie Dymera. "Uważam, że niesłychana przewlekłość kościelnych procedur w sprawie ks. Andrzeja Dymera oraz brak odpowiedniego traktowania osób skrzywdzonych na wielu etapach tego postępowania nie mają żadnego usprawiedliwienia" - czytamy.
Polak potwierdził, że spotka się z ofiarami księdza i stwierdził, że nie miał zbyt dużej wiedzy o sprawie. "Wcześniej wiedziałem o sprawie niewiele, opierając się jedynie na przekazach medialnych" - zaznaczył.
Abp Andrzej Dzięga odwołał kilka dni temu dyrektora Instytutu Medycznego imienia Jana Pawła II w Szczecinie. Metropolita szczecińsko-kamieński miał podjąć decyzję podczas spotkania z mężczyzną wykorzystanym seksualnie przed laty przez oskarżanego duchownego.
Źródło: TVN24