Cała sprawa zaczęła się we wrześniu 2019 roku. Wówczas posłanka ujawniła treść wiadomości jaką otrzymała redakcja TVN, gdy Katarzyna Lubnauer pojawiła się na ekranie. Wiadomość ociekała wulgarnością i zawierała groźby karalne. "Trzeba cię zabić jak tego złodzieja Adamowicza" - kończył swoją wypowiedź anonimowy internauta.
Szybko okazało się, że mężczyzna pracuje w Straży Marszałkowskiej i to od 19 lat. Tym samym możemy założyć, że często mijał adresatkę swojej wiadomości na sejmowym korytarzu. Mężczyzna natychmiast został dyscyplinarnie zwolniony z pracy.
Wkrótce po zwolnieniu do mężczyzny dotarł dziennik "Fakt". Ten tłumacząc całe zajście odpowiedział, że "nie znał pani Lubnauer", a wiadomość napisał "bo miał chwilę słabości". Zaznaczył jednak, że nie chce i nie będzie przepraszać posłanki.
Teraz mężczyzna zmienił zdanie. Na jego decyzję mógł wpłynąć wyrok Sąd Okręgowy w Warszawie, który uznał mężczyznę winnym. Wyrok to pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, 500 złotych grzywny i obowiązek przeproszenia pokrzywdzonej poprzez zamieszczenie jednorazowego ogłoszenia w papierowym wydaniu gazety stołecznej, w terminie 30 dni od daty uprawomocnienia się wyroku.
Treść przeprosin jest już przygotowana: - W.Dej przeprasza P.K. Lubnauer za słowa użyte w korespondencji mailowej przesłanej do redakcji tvn24 - czytamy