Były oficer CBA: jest więcej sekstaśm ze znanymi politykami
Jak ustaliła Wirtualna Polska, były agent CBA w zawiadomieniu do prokuratury dotyczącym niedopełnienia obowiązków przez szefa Biura Ernesta Bejdę ujawnia, że w aferę obyczajową na Podkarpaciu może być zamieszanych więcej polityków PiS. Nagrania z ich udziałem miałyby być zdeponowane na Ukrainie.
Wirtualna Polska poznała treść zawiadomienia oficera CBA Wojciecha J. do prokuratury, w sprawie niedopełnienia obowiązków przez szefa CBA Ernesta Bejdę. Zawiadomienie trafiło do prokuratury regionalnej w Rzeszowie. Były oficer CBA sprawą próbował zainteresować również Kancelarię Premiera i Mateusza Morawieckiego, ale - jak ujawniło Radio Zet – jego raport nie został przekazany do KPRM przez szefa CBA Ernesta Bejdę.
W zawiadomieniu, Wojciech J. powołuje się na kilka raportów, które składał szefowi Biura w związku z "nieuprawnionym dostępem do jego szafy pancernej podczas jego nieobecności”. To z tego sejfu miała zaginąć płyta z nagraniem z agencji towarzyskich na Podkarpaciu. Na nagraniu jeden z czołowych polityków PiS miał uprawiać seks z nieletnią Ukrainką. Ale – według byłego oficera CBA – takich nagrań było więcej.
Oto fragment zawiadomienia do prokuratury, w którym opisywana jest ta kwestia.
- Mając szerokie uprawnienia Wojciech J. w okresie od stycznia do sierpnia 2017 roku, intensywnie realizował czynności operacyjne związane z tzw. aferą podkarpacką. W sierpniu 2017 r. otrzymał od swojego Osobowego Źródła Informacji (OZI) informację, iż w jednym z trzech podkarpackich domów publicznych ochranianych przez byłego funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego Policji Daniela Ś. Została w 2014 roku zarejestrowana wizyta jednego z najwyższych polityków PiS. Polityk ten miał dopuszczać się czynności seksualnych z nieletnią prostytutką narodowości ukraińskiej o imieniu Rusłana. Nagranie to zostało przekazane z domu publicznego przez OZI Wojciechowi J. - czytamy w dokumencie.
- W trakcie prowadzonych czynności operacyjnych Wojciech J. uzyskał dodatkowe informacje, iż nagrań tego typu jest dużo więcej, a zarejestrowani na nich są przede wszystkim politycy PiS oraz powiązani z nimi biznesmeni z Podkarpacia. Według informacji operacyjnych uzyskanych przez Wojciecha J., Daniel Ś, który poza ochroną agencji towarzyskich miał zajmować się sprowadzaniem prostytutek (głównie z Ukrainy), zabezpieczył kopię wszystkich kompromitujących nagrań i zdeponował w nieznanym miejscu na terenie Ukrainy - czytamy w zawiadomieniu skierowanym do prokuratury.
W podobnym tonie Wojciech J. wypowiadał się w rozmowie z "Faktem" 19 marca.
- Wszyscy wiedzieli, że Daniel Ś. nagrywał osoby w domach publicznych: polityków, funkcjonariuszy. Ustaliłem, że co jakiś czas wyjeżdżał na Ukrainę. Wywoził pieniądze, żeby je zdeponować w banku na Ukrainie (...) Ale nie tylko pieniądze. Oprócz tego woził nagrania. Szef CBA Ernest Bejda mi przekazał, żeby to zweryfikować. Chciał wiedzieć, gdzie są nagrania, bo o tym, że one są wiedzieli wszyscy. To nie była żadna tajemnica. Chodziło o zlokalizowanie miejsca – mówił agent CBA.
Kierownictwo CBA zaprzecza
Przypomnijmy, że po wybuchu afery CBA odcięło się od informacji przekazywanych przez swojego byłego funkcjonariusza. - Autorem wskazanego dokumentu jest funkcjonariusz, który w maju ubiegłego roku został zwolniony z CBA. Wcześniej wobec funkcjonariusza prowadzone było kontrolne postępowanie sprawdzające, tym samym był odsunięty od informacji niejawnych. Tezy, o których mówi wskazane na wstępie pismo, były weryfikowane przez CBA. Nie potwierdzono opisywanych przez b. funkcjonariusza wydarzeń – informował rzecznik Biura Temistokles Brodowski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl