Były kucharz ujawnił sekrety z przeszłości Kim Dzong Una
Choć Kim Dzong Un rządzi Koreą Północną od 2011 r., nadal niewiele o nim wiadomo. Nawet wiek człowieka numer jeden komunistycznego reżimu podawany jest w przybliżeniu. Jednak nieco światła na przeszłość północnokoreańskiego przywódcy rzucił niedawno w rozmowie z "Daily Mail" Kenji Fujimoto - były kucharz ojca Kim Dzong Una, który był również... nianią obecnego dyktatora.
25.02.2014 | aktual.: 25.02.2014 08:52
Japończyk Kenji Fujimoto uciekł z Korei Północnej w 2001 r., po dekadzie przyrządzania wykwintnych potraw dla Kim Dzong Ila, stojącego wówczas na czele reżimu. Wkrótce wydał książkę, w której zdradził część sekretów swojego byłego pracodawcy. Później przez lata żył w strachu, przekonany, że w końcu dosięgnie go zemsta rozwścieczonego dyktatora (Fujimoto nie jest nawet prawdziwym nazwiskiem, którego nigdy nie ujawnił). Ale tak się nie stało. Do Pjongjangu wrócił tylko raz, w 2012 r., już po śmierci Kim Dzong Ila i to na zaproszenie jego syna, Kim Dzong Una. "Zdrada" została mu przebaczona.
Fujimoto znał Kim Dzong Una, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Twierdzi, że był jego towarzyszem zabaw, a nawet kimś więcej. - Powiedziałbym, że byłem najbliższą mu osobą, gdy był młody. Czułem, jakby był moim własnym synem - zdradził Japończyk w rozmowie z "Daily Mail". Dawny kucharz odsłonił teraz rąbka tajemnicy o kolejnym przywódcy północnokoreańskiej dynastii.
Mercedes dla siedmiolatka
Japończyk wyjawia m.in., jak Kim Dzong Un pierwszy raz prowadził samochód w wieku siedmiu lat - by sięgnął pedałów, podłożono mu pod nogi pudełka. Mały syn przywódcy reżimu zażyczył sobie wówczas jazdy mercedesem i ponoć do dziś lubi tę markę. - Ma ich teraz, powiedziałbym, ponad dziesięć - wszystkie kuloodporne - zdradził Fujimoto.
Były kucharz opisał także, jak wyglądał pałac przywódcy Korei Północnej z ogromnym basenem, własną salą kinową, siłownią i pokojem zabaw dla dzieci, w którym niczego nie brakowało. Wszystko w czasie gdy wielu mieszkańców kraju przymierało głodem.
Młody Kim Dzong Un miał lubić grać w Super Mario i Tetrisa, ale najbardziej fascynował się koszykówką. Ta miłość najwyraźniej przetrwała do dzisiaj, ponieważ kilkakrotnie gościł już u siebie byłą gwiazdę NBA - Dennisa Rodmana. Amerykanin był zresztą mocno krytykowany za wizyty w Korei Północnej.
Fujimoto ujawnił także, że 14-letni Kim Dzong Un wpadł w nałogi. "Potrafił wypić całą butelkę wódki i palił jak smok" - opisuje "Daily Mail".
Gdy przyszły przywódca kraju miał 15 lat, został wysłany do szkoły w Szwajcarii, gdzie uczył się pod przybranym nazwiskiem przez kolejne trzy lata. Do ojczyzny wrócił z kolejną pasją - jazdą na nartach. Pod koniec 2013 r. Kim Dzong Un uroczyście otworzył nawet pierwszy kurort narciarski w Korei Północnej.
Namaszczony na następcę
Według Fujimoto, Kim Dzong Il od dawna widział w najmłodszym synu swojego następcę - najstarszy, Kim Dzong Nam popadł w niełaskę, gdy próbował wyjechać do Japonii z fałszywym paszportem, tłumacząc się, że chciał zwiedzić Disneyland; drugi, Kim Dzong Czol był uważany przez dyktatora za "zniewieściałego". Tymczasem Kim Dzong Un miał być po prostu podobny do ojca z charakteru. Podzielali m.in. zamiłowanie do luksusu. Dawny kucharz wyjawia, że Dzong Un uwielbiał ubrania od Yves Saint Laurenta i spędzać czas na jachcie podarowanym przez ojca.
Ale nie we wszystkim syn i ojciec się zgadzali. Według Japończyka, młody Kim nie pochwalała "brygad rozkoszy" - grup młodych kobiet, które miały spełniać każde życzenie Kim Dzon Ila. Fujimoto spekuluje nawet, że to mogła być przyczyna wydania wyroku śmierci w grudniu ubiegłego roku na Dzang Song Thaeka, wuja Kim Dzong Una. To właśnie on był odpowiedzialny za "nabór" do "brygad rozkoszy", gdzie często trafiały sieroty czy też porwane dziewczyny - zdradza "Daily Mail".
Raport o zbrodniach
W niedawnym raporcie komisja ONZ oskarżyła najwyższych przedstawicieli Korei Północnej o liczne przypadki zbrodni przeciwko ludzkości. Zasugerowano, że odpowiedzialni za łamanie praw człowieka, w tym Kim Dzong Un, powinni stanąć przed międzynarodowym trybunałem.
Źródła: "Daily Mail", WP.PL.