"Było słychać odgłosy stosunku". Kelnerzy o seksie w salonikach dla VIP‑ów
Z materiałów ujawnionych przez Zbigniewa Stonogę wynika, że Markowi Falencie zależało na tym, aby jak najwięcej wiedzieć o skandalach obyczajowych z udziałem polityków i biznesmenów - m.in. o ich spotkaniach z prostytutkami. Jak wynika z zeznań kelnerów, podsłuchy założone na jego zlecenie zarejestrowały seks w saloniku dla VIP-ów u "Sowy i Przyjaciół". Co dokładnie zeznali na ten temat podejrzani w aferze taśmowej?
Kelnerzy szeroko opowiedzieli prokuratorom o motywach działalności podsłuchowej Marka Falenty w warszawskich restauracjach. Jeden z nich zeznał, że początkowo Falencie chodziło tylko o informacje biznesowe, ale potem zainteresowania przedsiębiorcy poszerzyły się o kwestie obyczajowe. Zaczął dopytywać o to, czy politycy bywają w restauracji z prostytutkami.
Jak dowiadujemy się z zeznań kelnerów, na podsłuchach zarejestrowano seks w saloniku dla VIP-ów u Sowy i Przyjaciół. Uwieczniono na nich niedwuznaczne sytuacje, których bohaterami byli między innymi znany minister, lobbysta i bizneswoman. Z zeznań dowiadujemy się też, że w salonikach dla gości pojawiały się prostytutki. Schadzki odbywały się w pomieszczeniach, które miały specjalne, dyskretne wejścia od podwórka restauracji.
Jeden z kelnerów Łukasz N. opowiadał o spotkaniu znanego ministra z "jakąś koleżanką". "Było słychać odgłosy całowania. Tyle. Nic więcej" - zdradzał. Twierdził, że nie wsłuchiwał się w rozmowę pary. "Słyszałem odgłosy całowania, to było wyraźnie słychać. Ja to przesłuchałem pobieżnie pod kątem informacji biznesowych" - mówił. Łukasz N. utrzymywał, że nie rozmawiał z Falentą na temat tego nagrania.
Opisywał też inne spotkanie, w którym uczestniczyli znany biznesmen, urzędnik i senator PO. Do mężczyzn przyłączyły się prostytutki. "Nie jestem w stanie stwierdzić, o czym rozmawiali. W pewnym momencie dołączyły dwie panie" - relacjonował podejrzany w aferze podsłuchowej. Skąd wiedział, że kobiety świadczyły usługi seksualne? "Ja wiem, że to były prostytutki, bo po jakimś czasie była u mnie jedna z tych pań i stąd wiem, że to była prostytutka. Ona powiedziała mi, że świadczy takie usługi" - tłumaczył.
Po tym, jak dołączyły panie, spotkanie opuścił polityk PO. "I zostali dwaj panowie. (...) Odbyła się impreza, była puszczana głośno muzyka. I w pewnym momencie było słychać, jak ktoś uprawia stosunek seksualny. Ja nie jestem w stanie powiedzieć, kto uprawiał stosunek. Ja nie słuchałem dokładnie. Do nas nikt z tego pokoju nie wychodził, ale z tego pokoju da się też wejść do toalety. Nie wiem, ile osób miało stosunek seksualny" - czytamy w aktach.
Kelner opowiada też o spotkaniu znanego lobbysty i bizneswoman. "Tam było słychać odgłosy uprawiania stosunku. Oni potem razem wyszli. Oni chyba, krótko po stosunku opuścili pokój" - zeznawał.
Łukasz N. wspominał również o jeszcze jednym nagraniu z udziałem jednego z najbogatszych Polaków. "Na nim słychać odgłosy uprawianego stosunku" - zeznaje Łukasz N. Kelnerzy twierdzą w swoich zeznaniach, że nie wiedzą, co Falenta dalej robił z przekazanymi mu nagraniami, które obyczajowo kompromitowały nagrane osoby.
Tymczasem w sobotę Robert Sowa, właściciel restauracji, której kelnerzy podsłuchiwali polityków poinformował, że zamyka restaurację "Sowa i Przyjaciele".
Już od dłuższego czasu w środowisku warszawskich restauratorów krążyła plotka, że Robert Sowa, który poniósł poważne straty wizerunkowe w wyniku afery podsłuchowej, zamierza zamknąć restaurację "Sowa i Przyjaciele". - Na wakacje na pewno - przyznał Sowa w krótkiej rozmowie z portalem gazeta.pl.
- Została wyrządzona mi ogromna krzywda. Jestem, podobnie jak wielu podsłuchiwanych ministrów, w grupie pokrzywdzonych - mówił restaurator pod koniec ubiegłego roku.
Przypomnijmy. Afera podsłuchowa wybuchła 14 czerwca 2014 r. po opublikowaniu w tygodniku "Wprost" stenogramów z podsłuchanych rozmów polityków. Rozmowy były nagrywane od lipca 2013 do czerwca 2014 r. w restauracjach "Sowa i Przyjaciele" i Amber Room.
Sowa wspominał w "Newsweeku", że po wybuchu afery podsłuchowej goście przychodzili do jego restauracji przez pierwszy miesiąc jak do "muzeum osobliwości". A później w restauracji zrobiło się pusto.