Była w Darłówku, gdy rozgrywał się dramat. "Widziałam pracę ratowników. Jak tak można?!"

Gdy fale Bałtyku porwały w Darłówku trójkę małych dzieci, też była akurat nad morzem. Obserwowała nieodpowiedzialność turystów i była pod wrażeniem zaangażowania ratowników. Gdy dwa dni temu usłyszała, że rodzice składają zawiadomienie do prokuratury przeciwko ratownikom, była w szoku.

Była w Darłówku, gdy rozgrywał się dramat. "Widziałam pracę ratowników. Jak tak można?!"
Źródło zdjęć: © WP.PL
Patryk Osowski

Rodzina z Sulmierzyc spędza urlop w Darłówku nad Bałtykiem. Matka Anna K. odchodzi od wody z dwuletnim Adasiem, a w tym czasie Kacpra (14 lat), Kamila (13 lat) i Zuzię (11 lat) porywają silne fale. Dzieci giną.

Polacy współczują rodzinie, ale po kilku dniach... konsternacja. Nagle media obiega informacja, że adwokat rodziców składa zawiadomienie do prokuratury. Przeciwko ratownikom, którzy jego zdaniem mogli nie dopełnić swoich obowiązków. Przecież w miejscu gdzie utonęły dzieci, wywieszona była czerwona flaga.

Patryk Osowski, Wirtualna Polska: Była pani w tamtych dniach nad Bałtykiem. Też uważa pani, że winni tragedii mogą być ratownicy?

Ilona Jakubanis, 40-latka z Wałbrzycha: Moim zdaniem obwinianie ich jest bardzo nie w porządku. Jak tak można? Może to wynik szoku, żalu i rozgoryczenia rodziców, ale nie powinno mieć miejsca.

Dlaczego?

Byliśmy na wakacjach w Dąbkach, ale często jeździliśmy i spacerowaliśmy do Darłówka. Osobiście widziałam, jak mimo czerwonej flagi, jakiś chłopak kąpał się któregoś dnia na niestrzeżonej plaży. Młoda ratowniczka, blondyneczka około 30 lat, biegła do niego, gwizdała i kategorycznie mówiła, żeby wyszedł z wody. Był na niestrzeżonej części, więc nawet nie musiała tego robić.

Aż się zdziwiłam, że ratownicy tak monitorują, strzegą i widzą wszystko. Nawet tam, gdzie nie muszą. Mąż stwierdził, że mają lornetki, to może widzą nawet tak daleko.

Byliście akurat w miejscu tragedii, gdy to się stało?

W tym miejscu byliśmy dzień wcześniej. Staliśmy na tym falochronie. Wiatr i fale naprawdę były bardzo silne i niebezpieczne. Wtedy też wywieszona była czerwona flaga.

Obraz
© WP.PL

Mimo to ludzie się kąpali?

Tak. To mnie bardzo dziwi, bo świadczy o ogromnej nieodpowiedzialności. W Dąbkach widziałam dorosłego mężczyznę, który przez silne fale nie mógł utrzymać się na nogach, więc zrezygnował i wyszedł z wody. A co dopiero takie małe dziecko? Ono nie ma szans w tak zburzonej wodzie.

Długo byliście nad morzem?

Od 6 do 17 sierpnia. I w Dąbkach i w Darłówku często widzieliśmy w tym czasie ratowników, którzy chodzą kawał drogi, upominają i proszą, żeby nie kąpać się, gdy jest niebezpiecznie. Zwracali uwagę nawet tym na odcinkach niestrzeżonych.

To trudna i odpowiedzialna praca, a wiele osób ich lekceważy. Powinniśmy być im wdzięczni. Gdy wiatr ustawał, a morze się uspokajało, wtedy wywieszali białą flagę. Wtedy my też wchodziliśmy do wody.

Byli państwo z 11-letnim synem. Łatwo upilnować dziecko nad morzem?

Dzieci mają zaskakujące pomysły, chcą nurkować i się wygłupiać. Trzeba na nie ciągle uważać. My na przykład nie pozwalaliśmy wchodzić synowi do wody dalej niż do pasa. Wydaje mi się, że to znacznie zmniejsza ryzyko.

A upilnować czwórkę dzieci? Do tego na pewno niezbędne są dwie osoby. Ale gdzie był ojciec tych dzieci, gdy to wszystko się działo. Tego chyba jeszcze publicznie nie podano.

Obraz
© PAP

Pani Ilona skontaktowała się z nami poprzez platformę dziejesie.wp.pl Jeśli również widziałeś coś ciekawego i chcesz nam o tym opowiedzieć, napisz.

Poniżej przypominamy najważniejsze informacje dotyczące utonięcia Kacpra, Kamila i Zuzi:

Sprawę bada prokuratura

- Jadę do prokuratury do Koszalina, by złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa - powiedział PAP w piątek mecenas Paweł Zacharzewski, prawnik reprezentujący rodzinę.

- Zawiadomienie to dotyczy narażenia na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia i życia, a w konsekwencji nieumyślne spowodowanie śmierci dzieci przez osoby, które pełniły dyżur ratowniczy w tym momencie na tym kąpielisku - dodał.

Ratownicy nie kryją zaskoczenia. - Dzieci wpadły do wody poza terenem naszej jurysdykcji. Mimo ostrzegawczej tablicy i zakazu kąpało się tam sporo osób. Nikt nie pomyśli, że skoro jest zakaz, to jest to niebezpieczne miejsce - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Sylwester Kowalski, szef ratowników w Darłówku.

Mieszkańcy Sulmierzyc są w szoku

Do tragedii doszło we wtorek w Darłówku. Gdy matka zaalarmowała, że nie widzi dzieci, na poszukiwania w morzu ruszyli ratownicy i wielu obecnych na miejscu turystów. Znaleźć udało się tylko najstarszego syna Kacpra, ale mimo szybkiej reanimacji, dziecko zmarło.

Poszukiwania pozostałej dwójki trwały kilka dni. Ciała w wodzie znaleziono dopiero w sobotę.

Według statystyk policji przedstawionych niedawno przez ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji, w Polsce topi się w ostatnich latach około 500 osób rocznie.

- To były wspaniałe dzieci. Kochane i zaangażowane - mówi WP Beata Koprowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej im. Sebastiana Fabiana Klonowicza w Sulmierzycach, gdzie uczyła się cała trójka. Więcej na ten temat TUTAJ.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2376)