"Był szoł, nie było pieniędzy". Słynny "Makumba" opowiada o życiu w Polsce
Cała Polska od 22 lat zna go jako "Makumbę". Ludzie nadal tak na niego wołają. Mimo że teledysk Big Cyca był ogromnym hitem, a zespół sprzedał ponad 600 tysięcy płyt, Muianga nie zarobił na tym ani grosza. - Był szoł, nie było pieniędzy - mówi Wirtualnej Polsce po latach. Podkreśla, że Polska to jego dom i wybrał nasz kraj, bo wydawał mu się najbardziej egzotyczny.
Wołają jeszcze za panem "Makumba"?
Zdarza się co chwilę, zwłaszcza gdy ktoś znowu zobaczy teledysk, czy usłyszy w radiu. Big Cyc świętował rocznicę powstania zespołu i ten temat wrócił.
To jest miłe, czy jednak "Makumba" to pana przekleństwo?
Nie utożsamiam się z bohaterem piosenki. Utwór powstał na podstawie prawdziwej historii, ale nie mojej. Ja tylko zagrałem w teledysku, ale rzeczywiście za mną się to ciągnie. Są takie osoby, które nie rozumieją idei teledysku i z tego powodu miałem trochę nieprzyjemności.
Ze strony Polaków czy rodziny w Mozambiku?
Robiłem to, by ocieplić wizerunek naszej nacji. Moja rodzina zareagowała bardzo dobrze. Teledysk ich rozśmieszył. Jednak część moich ciemnoskórych znajomych potraktowała to jako żart z naszej rasy. Myśleli, że wziąłem za to ogromne pieniądze.
A wziął pan?
Nic. Nawet nie miałem możliwości podpisania umowy, bo byłem na wizie studenckiej. Poza tym, dla mnie to nie był sposób na zarobienie pieniędzy, tylko taka studencka głupota (śmiech).
Jak pan trafił do tej piosenki?
Pracowałem wtedy w klubie fitness w Trójmieście. Przyszedł tam Krzysztof Skiba. Nawet nie wiedziałem, kto to jest. Zapytał, czy chcę wystąpić w akcji edukacyjnej, która ma pomóc w walce z rasizmem w Polsce. Zgodziłem się, bo uznałem, że to ważna rzecz i jednocześnie dobra zabawa.
To był wielki hit. Big Cyc sprzedał ponad 600 tys. płyt z tą piosenką.
Był show, ale dla mnie nie było biznesu (śmiech). Trochę zaskoczyła mnie praca nad teledyskiem. Może chłopaki mieli jakiś plan, ale bardziej to wyglądało na spontan. Spotkaliśmy się na plaży. Powiedzieli, że mam biegać i skakać. Dali mi banana i powiedzieli, żebym biegał za dziećmi. Mało tego. Nagraliśmy wideo, a dopiero później usiedliśmy w dawnym "Żaku", gdzie było karaoke i tam uczyłem się słów piosenki.
Żałuje pan tego występu?
Byłem tylko zaskoczony jak to się potoczyło. W 1994 r. poleciałem na wakacje do Mozambiku. Zadzwoniła do mnie obecna żona i powiedziała, że jestem w telewizji. Nie wiedziałem o co chodzi, bo już zapomniałem o nagraniu. A ona mówi, że to hit lata w Polsce. Myślałem, że sobie jaja ze mnie robi.
Nie wiedział pan, że to będzie teledysk do piosenki?
Nie za bardzo. Wróciłem do Polski, wchodzę do akademika, a panie, które tam pracują, jakieś miłe: "dzień dobry", "proszę bardzo". Wtedy Szymon Majewski kręcił program "Mamy cię" i myślałem, że mnie wkręcają. Wychodzę na ulicę, ludzie podchodzą po autografy. Zadzwonił Skiba i zaprosił mnie do Warszawy na odbiór złotej płyty.
Dostał pan nawet legitymację ówczesnej prawicowej partii KPN.
To fakt. Krzysztof Król z KPN-u wręczył mi legitymację, bo w piosence Big Cyc śpiewa, że z powodu koloru skóry "Makumby" nie chcieli przyjąć do tej partii. Może gdzieś tam jeszcze leży w kącie. Poznałem wiele ciekawych postaci politycznych, ale stwierdziłem, że to nie moja bajka. Nie chciałem się mieszać w politykę. Byłem wtedy skupiony na studiach.
Miał pan propozycje, by startować w wyborach?
Było kilka, ale odmawiałem. To nie dla mnie.
Chodzi pan na wybory?
Oczywiście. Mam polskie obywatelstwo od kilkunastu lat. Chodzimy z całą rodziną, ale nie pamiętam, na kogo głosuję (śmiech).
Gdy "Makumba" stał się hitem, Skiba mówił, że powinien pan zostać prezydentem. Polska jest gotowa na czarnoskórego przywódcę?
A czy ktoś jeszcze kilka lat temu pomyślałby, że w Stanach Zjednoczonych będzie czarnoskóry prezydent? W Polsce osoby czarnoskóre są wybierane choćby do Sejmu. Działania ludzi są nieprzewidywalne. Ludzie robią coś niby dla jaj, a wychodzi z tego coś sensownego. Ani ja ani moja rodzina nie mamy większych problemów z tym, że jesteśmy inni. Dobrze nam się tu żyje. Polska to nasz dom. Myślę, że Polacy mogliby zagłosować na osobę czarnoskórą.
Jak to się stało, że trafił pan akurat do Polski?
W Mozambiku pracowałem na uniwersytecie w departamencie wychowania fizycznego. Żeby dalej pełnić to stanowisko, musiałem ukończyć studia wyższe. W kraju nie było wtedy takiej możliwości. Otrzymałem możliwość wyjazdu na stypendium zagraniczne. Do wyboru były głównie kraje postkomunistyczne. Wybrałem Polskę.
Dlaczego?
Wydawała mi się najbardziej egzotyczna. Lubię adrenalinę, a Polska wydawała mi się ciekawym krajem. Przyjechałem tu w 1990 roku.
Wiedział pan wtedy cokolwiek o Polsce?
Nie za bardzo, ale na dokonanie wyboru miałem tylko dwa tygodnie. Przekonały mnie najbardziej korzystne warunki stypendium. W Polsce miałem zapewnione zakwaterowanie i to przesądziło o moim wyborze. Gdyby nie to, wybrałbym kraj, gdzie byłby dla mnie bardziej przystępny język. Mozambik był portugalską kolonią, więc w takie rejony bym celował.
Pana oczekiwania po przylocie się spełniły? Była egzotyka, adrenalina?
Była. Wszędzie jasna karnacja. Kilometrami trzeba było iść, żeby spotkać czarnoskórą osobę. W Mozambiku wtedy było większe zróżnicowanie pod kątem koloru skóry niż w Polsce. Pomyślałem, że to będzie duża przygoda.
Kiedy zobaczył pan pierwszą czarnoskórą osobę?
Pewnie musiałbym bardzo długo czekać, gdyby nie to, że na studia przyleciało jeszcze kilka osób z Mozambiku i spotkaliśmy się w akademiku (śmiech). Mieliśmy też starszych kolegów w Warszawie na studiach. Jeden z nich przyjechał do mnie i w ramach żartu powiedział, że tu wcale nie jest tak łatwo zobaczyć więcej takich czarnych oczu, jakie my mamy. Witał mnie na lotnisku i już tam przeżyłem pierwszy szok.
Dlaczego?
W Mozambiku profesor uniwersytetu był wożony dużym samochodem. W Polsce na lotnisko przyjechał po mnie polski profesor takim malutkim samochodzikiem. Ledwo się tam mieścił. Sam też miałem z tym problem. Nie mogłem uwierzyć, że tacy wielcy ludzie mieszczą się w tych malutkich samochodach. Śmiesznie to wyglądało. W Mozambiku samochody nie były takie małe, raczej normalne, tylko starsze wersje.
Pogoda panu nie przeszkadzała?
Przyjechałem w dobrym momencie. Był wrzesień, więc jeszcze było ciepło. Wkrótce jednak poczułem co to zima i śnieg. Już się jednak przyzwyczaiłem. Na początku nie byłem świadomy, że to aż taka różnica w pogodzie i musiałem się szybko nauczyć, że trzeba założyć kilka warstw ubrań.
Znał pan jakiekolwiek słowo po polsku, gdy tu przyleciał?
Nie za bardzo. Polskiego uczyłem się w Łodzi. Tam na dwa semestry skierowała mnie uczelnia. Najbardziej zapamiętałem zajęcia dotyczące stopnia zanieczyszczenia środowiska w Polsce. Wykładowca uświadomił nam, że przy wyborze miasta, w którym będziemy dalej studiować, warto się kierować tym. Skoro mamy spędzić w Polsce kilka lat to lepiej w zdrowszym miejscu. Gdy zobaczyłem wizualizację i dane dotyczące zachorowalności na raka płuc w Katowicach szybko wybrałem Gdańsk. Przeważyło też to, że leży nad morzem, tak jak stolica Mozambiku.
Po przylocie do Polski miał nieprzyjemne sytuacje związane z kolorem skóry?
Były takie sytuacje. Jednak gdy robię podsumowanie dobrych i złych rzeczy, przeważają dobre. Bardzo dużo pracuję z ludźmi. Jeśli wśród kilkuset pojawi się jeden głupek to nie jest powód, by generalizować. Staram się myśleć pozytywnie i nie ma powodów, by powiedzieć, że jest mi w Polsce źle. Tu bardziej jest mój dom niż gdziekolwiek indziej. Poza tym, przyjeżdżając do Polski liczyłem się z tym, że mój kolor skóry może wzbudzać różne reakcje, gdy wszędzie dookoła jest biało. Gorzej poczułem się, gdy po pięciu latach poleciałem na wakacje do Mozambiku.
Dlaczego?
Celnicy na lotnisku zapytali, skąd jestem. Gdy mówiłem, że z Mozambiku, pytali, gdzie kupiłem paszport i od kogo. Później na ulicach czy w sklepach też mnie pytano skąd jestem. Zrozumiałbym to może w małym mieście, ale to była stolica Mozambiku.
Z jakiego powodu tak reagowali?
Może to inna fryzura, bardziej charakterystyczna dla Europy? Inne ubranie, inny sposób zachowania i mówienia. Na początku to było śmieszne, ale z drugiej strony – to był dla mnie cios, że w moim rodzinnym kraju jestem odbierany jak obcy.
Po studiach miał pan wrócić do Mozambiku, ale coś pokrzyżowało panu plany.
Na studiach miałem polską koleżankę. Różniło nas bardzo wiele: kultura, kolor skóry. Były obawy ze strony jej rodziców, co jest zrozumiałe. Robiłem wszystko, by stać się dla nich wiarygodny. Po długim czasie mnie zaakceptowali. Nawet z teściową nie miałem problemów i traktowałem ich jak własną rodzinę.
Gdzie teraz jest pana dom?
Jestem Polakiem i tu jest mój dom. Pracuję w szkole już prawie 18 lat. Mam kontakt z młodzieżą, z dziećmi i ich rodzicami. Mamy świetne relacje. Może są czasem problemy, o jakie pani pytała, dotyczące koloru skóry, ale funkcjonuję w miarę normalnie. Nikt nie powiedział, że wszędzie, gdzie człowiek będzie chodził, będą go nosić na rękach.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz także: Ciało bez krwi. Makabryczne rozwiązanie zagadki.