Był "brextremistą", teraz zmiękł. Wolta polskiego posła w Izbie Gmin
Poseł Daniel Kawczyński opuszcza frakcję najbardziej zagorzałych zwolenników brexitu w brytyjskim parlamencie, domagających się wyjścia z UE bez umowy. Jak tłumaczy WP, zmienił zdanie pod naciskiem własnych wyborców i lokalnego biznesu. Dziś uważa, że jego byli koledzy są nieodpowiedzialni.
Jeszcze dwa tygodnie temu urodzony w Warszawie Kawczyński należał do największych "brextremistów". Opowiadał się za wyjściem z Unii Europejskiej na twardo, lekką ręką bagatelizując katastroficzne prognozy takiego scenariusza. Co więcej, w tej sprawie usilnie (choć bezskutecznie) lobbował polskie władze, domagając się, by Polska zawetowała przedłużenie brexitu.
Dziś Kawczyński nadal chce wyjścia z Unii. Ale tych, którzy podzielali jego poglądy, uważa za największą przeszkodę dla brexitu. We wtorek konserwatywny polityk ogłosił, że odchodzi z European Research Group (ERG), klubu najtwardszych zwolenników brexitu.
ZOBACZ TEŻ: Brexit. Orłowski: "Decyzja zapadła. Wycofanie się z niej Brytyjczycy odczuliby jako upokorzenie"
"Nie mogę dłużej być członkiem klubu, który uniemożliwia przegłosowanie umowy o wyjściu z UE. Najtwardszy element marzycieli śniących o jednorożcach teraz w rzeczywistości zagraża brexitowi" - oświadczył na Twitterze.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Naciski wyborców
Był to ostatni akt w "nawróceniu" pochodzącego z Polski torysa. Zaczęło się ono tuż przed pierwotną datą brexitu 29 marca, kiedy Kawczyński ogłosił, że poprze wynegocjowaną przez brytyjski rząd umowę, którą wcześniej bezlitośnie krytykował. Co sprawiło, że zmienił zdanie?
- Szybko zmieniające się nastroje w moim okręgu wyborczym - odpowiada WP polityk reprezentujący miasto Shrewsbury przy granicy z Walią. Jak przyznaje, na jego decyzję wpłynął nacisk organizacji rolniczych i lokalnych pracodawców, obawiających się gospodarczych skutków twardego brexitu. Do poparcia umowy namawiali go też lokalni politycy, którzy mają wpływ na wybór kandydatów w wyborach.
- Wszyscy uważają, że jeśli nadal będziemy naciskać na rząd, możemy w końcu sprawić, że brexitu w ogóle nie będzie. Są też zmęczeni wewnętrznymi sporami w partii - tłumaczy Kawczyński. Dodaje, że ma nadzieję, że po brexicie Wielka Brytania mogłaby współpracować z innymi państwami UE, które mają wątpliwości co do swojego członkostwa, by ostatecznie stworzyć z nimi osobny blok handlowy.
Przeczytaj również: Polski poseł pogrzebał umowę o brexicie
Twardogłowi wymiękają
Kawczyński nie jest jedynym brexiterem, który w ostatnim czasie zmiękczył swoje stanowisko. Już przed ostatnim głosowaniem, poparcie dla umowy z UE zadeklarował przywódca ERG Jacob Rees-Mogg, który wcześniej twierdził, że uczyni ona Wielką Brytanię "państwem wasalnym" Unii. Wiarę w brexit stracił m.in. jeden z najbardziej wpływowych brytyjskich publicystów, Peter Oborne z tabloidu "Daily Mail".
Wszystko to jednak wciąż za mało, by zakończyć brexitową odyseję. Przeciwko umowie z UE nadal są prominentni członkowie ERG, jak były szef MSZ Boris Johnson i Steve Baker. Przeciwko jest też północnoirlandzki koalicjant May, Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP). Przeciwko jest też proeuropejskie skrzydło Partii Konserwatywnej, które - podobnie jak opozycja - liczy na bardziej miękkie wyjście z UE, drugie referendum lub wręcz odwołanie brexitu.
Dlatego mimo kruszejącego poparcia dla opcji "no deal", wciąż nie jest ona wykluczona. Wszystko zdecyduje się podczas środowego szczytu Rady Europejskiej w Brukseli. Jeśli nie zgodzą się na kolejne odłożenie brexitu (to niewykluczone), już w piątek Wielka Brytania opuści UE bez umowy. Chyba że wcześniej Theresa May wycofa decyzję o uruchomieniu artykułu 50. A wtedy przepowiednia Kawczyńskiego się spełni: dzięki upartości najbardziej zagorzałych eurosceptyków, brexitu w ogóle nie będzie.
Przeczytaj również: Brytyjski poseł wzywa Angelę Merkel do zapłacenia reparacji Polsce
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl