Bydgoszcz. Lekarz obrzucił jajkami baner anty-LGBT. Został ukarany
Bydgoszcz. Lekarz ginekolog i położnik Maciej Socha obrzucał jajkami homofobiczny baner. Mężczyzna został za to wylegitymowany przez policję i ukarany mandatem w wysokości 850 złotych. Medyk dodał, że jest "zbudowany poparciem" ludzi, którzy byli świadkami tego wydarzenia.
Maciej Socha to nie tylko lekarz, ale także nauczyciel akademicki. Jest on kierownikiem Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy i ordynatorem oddziału położniczo-ginekologicznego w Szpitalu św. Wojciecha w Gdańsku.
Jak poinformował portal bydgoszcz.wyborcza.pl, lekarz nie kryje się ze swoją orientacją seksualną. W sobotę 16 stycznia Socha podróżował samochodem razem ze swoim narzeczonym Mateuszem. Przejechali oni przez rondo Grunwaldzkie w Bydgoszczy.
Zgromadzili się przy nim aktywiści ruchu antyaborcyjnego. Mieli oni ze sobą plakaty. – Na jednym z banerów rozkawałkowany płód, na drugim bzdury pod hasłem "Czego lobby LGBT chce uczyć dzieci", w tle z głośników jakiś głos opowiada o "aborcji eugenicznej". Był m.in. napis "Stop pedofilii", mam wrażenie, że niektórym słowo "pedofil" myli się z "pedałem" – powiedział w rozmowie z bydgoską "GW" lekarz.
Bydgoszcz. Lekarz ukarany za obrzucanie jajkami homofobicznego plakatu
Socha postanowił kupić w pobliskim sklepie jajka i wrócić na rondo. Ginekolog wyszedł z samochodu i obrzucał homofobiczny transparent. Przekazał także, że to był jego "obywatelski obowiązek".
Jak zrelacjonował Socha, jeden z protestujących zaatakował go. Wtedy ludzie zaczęli krzyczeć "precz z łapami". Jedna z kobiet podeszła i powiedziała, że wszystko nagrała i może zeznawać. Lekarz dodał, że reakcja mieszkańców jest bliska jego sercu.
Zobacz także: Kaja Godek obrzucona śnieżkami. Sprawę bada policja
Gdy lekarz chciał odjechać, pojawiła się policja. Socha zapytał mundurowych o to, dlaczego ochraniają "ludzi szerzących nienawiść". Funkcjonariusze mu odpowiedzieli, że jest to nielegalne zgromadzenie.
Socha przekazał także, że policjanci byli "nad wyraz gorliwi". Jeden z nich chciał go ukarać za nieświęcącą żarówkę przy tablicy rejestracyjnej. Okazało się później, że była ona zabrudzona, ale sprawna.
Jak przekazał lekarz, został on ukarany za swoje czyny. - 300 zł kary za tamowanie ruchu, 50 zł za oddalenie się od pojazdu, choć mój narzeczony czekał w środku, 500 zł za zaśmiecanie - powiedział "GW" i dodał, że nie przyjął mandatu. 22 stycznia ma mieć przesłuchanie.