Butungu chce odwołać swoje zeznania? Jego nowy adwokat kwestionuje "legalność" przesłuchania
- Nie pozwolono mi porozmawiać z oskarżonym oraz z drugim obrońcą. Odmówiono mi także dostępu do akt sprawy - powiedział w rozmowie z lokalnym włoskim portalem Francesco Zacheo, nowy adwokat Kongijczyka Guerlina Butungu. Mecenas zakwestionował "legalność" przesłuchania, podczas którego 20-latek przyznał się do m.in. gwałtu na Polce w Rimini.
28.09.2017 | aktual.: 30.03.2022 10:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Guerlina Butungu w czwartek zrezygnował z przydzielonego mu z urzędu prawnika. Na jego miejsce powołano adwokata i jednocześnie doradcę ambasady Demokratycznej Republiki Konga we Włoszech Francesco Zacheo, informuje Agencja Informacyjna Polska Press, powołując się na lokalne włoskie media.
Nowy mecenas Butungu ma zastrzeżenia do przesłuchania, które miało miejsce w środę. - Nie pozwolono mi porozmawiać ani z oskarżonym oraz z drugim obrońcą. Odmówiono mi także dostępu do akt sprawy. W tej sytuacji legalność przesłuchania jest wątpliwa - powiedział w rozmowie z dziennikarzem lokalnego włoskiego portalu ilrestodelcarlino.pl.
Podczas zakwestionowanego przesłuchania Butungu przyznał się do napadu i gwałtu na parę z Polski oraz transseksualisty z Peru i wyraził skruchę. Zeznał też, że kilkanaście dni wcześniej napadł na parę włoskich turystów oraz wziął udział w innym rozboju. Kongijczyk zaprzeczył natomiast, jakoby był szefem gangu.
Według mediów zmiana strategii przez Kongijczyka i przyznanie się do winy były najprawdopodobniej podyktowane nadzieją oskarżonego na poprawę sytuacji procesowej i na szansę skorzystania z okoliczności łagodzących.
Sprawcy napaści to nieletni trzej Marokańczycy i Nigeryjczyk (w wieku od 15 do 17 lat) oraz 20-letni Butungu. Wszyscy przebywają w areszcie. Prokuratura postawiła im zarzuty ciężkiego rozboju, zbiorowej przemocy seksualnej i spowodowania obrażeń ciała.
Zaatakowali Polaków, potem transseksualistę
26-letnia Polka i jej mąż na plaży w Rimini zostali zaatakowani przez czterech mężczyzn pochodzących z północnej Afryki. Napastnicy zbiorowo zgwałcili kobietę, wcześniej dotkliwie pobili jej partnera. Śledztwo w tej sprawie prowadzi włoska prokuratura, a szef lokalnej policji deklarował osobiste zaangażowanie.
- Piliśmy wódkę, piwo, paliliśmy skręty. Przesadziłem z używkami, nie miałem pojęcia, co się dzieje - miał zeznać w prokuraturze 17-letni Marokańczyk.
Nazywany przywódca bandy Butungu przebywa we Włoszech legalnie. Otrzymał prawo pobytu z powodów humanitarnych po tym, gdy w 2015 roku przypłynął z Afryki na Lampedusę. Złożył też wniosek o azyl. Przebywał w ośrodku dla azylantów i uchodźców, który opuścił ok. dwa miesiące temu. Po przesłuchaniu Kongijczyk został umieszczony w więzieniu w Rimini, a trójka nastolatków - w zakładzie poprawczym w Bolonii.
To były "bestie"
- Od dłuższego czasu zajmuję się tego typu przestępstwami, uczestniczę w licznych dochodzeniach w sprawie przemocy. Ale jestem poruszona okrucieństwem tych chłopców - stwierdziła w wywiadzie dla dziennika "Corriere della Sera" włoska policjantka Francesca Capaldo, która prowadziła poszukiwania sprawców zgwałcenia Polki i transseksualnego Peruwiańczyka.
- Kobieta nie była w stanie mówić. Nigdy nie widziałam ludzi tak straumatyzowanych - powiedziała włoskiemu dziennikowi "Il Resto del Carlino" prostytutka, która pomogła polskiemu małżeństwu w Rimini.
Kobieta zobaczyła parę bezpośrednio po ataku i gwałcie. - Ledwo trzymali się na nogach, najpierw myślałam, że są pijani. Zawołali mnie, prosili o pomoc. Zbliżyłam się do nich, zobaczyłam, że są przerażeni, płakali. Kobieta miała okropny wyraz twarzy. Mężczyzna miał na sobie tylko slipy, ponieważ swoim ubraniem okrył kobietę - powiedziała kobieta.
Polacy powiedzieli jej, że zostali napadnięci przez "czterech mężczyzn, którzy wyglądali na przybyszów z Afryki Północnej i kobieta została zgwałcona". - Chwyciłam za telefon, zadzwoniłam na policję i po pogotowie - mówi kobieta. Dodała też, że "napastnicy są bestiami - bo nawet trudno ich nazwać zwierzętami - i braknie słów, by opisać, co zrobili".
Źródło: Agencja Informacyjna Polska Press, WP, PAP