Bush: nie pozwolimy, by Afryka była bazą terrorystów
Prezydent USA George W. Bush zakończył w stolicy Nigerii, Abudży, pięciodniową podróż do pięciu krajów afrykańskich ostrzeżeniem, że Stany Zjednoczone nie dopuszczą do tego, aby Afryka była bazą terrorystów.
Prezydent USA pożegnał Afrykę, gdzie blisko 30 mln ludzi choruje na AIDS, wypowiadając słowa nadziei dla tego kontynentu: "Postęp, który obserwujemy w zwalczaniu AIDS w niektórych częściach Afryki pokazuje, że ta choroba może być pokonana".
Bush miał na myśli głównie Ugandę, której autorytarny rząd, rozdając co roku 80 mln prezerwatyw wśród 22-milionowej ludności i propagując stosowanie środków antykoncepcyjnych, zdołał zmniejszyć liczbę osób zarażonych wirusem HIV z ok. 30% w 1992 r. do nieco ponad 11% w 2000 r.
Bush obiecuje pomoc
Podczas spotkania z prezydentem Nigerii, Olusegunem Obasanjo, Bush obiecał, że Amerykanie "będą aktywni" w Liberii pogrążonej w wojnie domowej, ale nie powiedział, kiedy zrealizują zapowiedź wysłania tam swych "sił pokojowych".
Bush i Obasanjo omawiali kwestię azylu dla prezydenta Liberii, Charlesa Taylora, który oskarżony jest przed trybunałem międzynarodowym o udział w zbrodniach wojennych w sąsiednim Sierra Leone.
Taylor, pod naciskiem Busha, gotów jest oddać władzę i opuścić kraj, ale w obawie, że zostanie zabity przez siły zbrojne opozycji oblegające stolicę Liberii, Monrovię, nie chce tego uczynić, dopóki do Liberii nie przybędą amerykańscy żołnierze.
Z kolei Bush jest zainteresowany tym, aby ustąpienie Taylora zanim przybędą Amerykanie nie spowodowało powstania "próżni władzy" i nie pogrążyło Liberii w chaosie. W rozmowach z prezydentem USA Obasanjo przekonywał go o konieczności jak najszybszego wysłania amerykańskich oddziałów do Liberii.
Obasanjo chce się umocnić?
Jak podkreślają w swych depeszach z Abudży agencje światowe, Obasanjo zabiega o zacieśnienie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi m.in. dla umocnienia własnej słabej pozycji w kraju, ponieważ opozycja atakuje go coraz mocniej za sfałszowanie tegorocznych wyborów, dzięki czemu utrzymał się na stanowisku prezydenta.
Obasanjo stoi również w obliczu rosnącego niezadowolenia z powodu coraz większej pauperyzacji ludności i szalejącej korupcji jego urzędników. Niektóre agencje jako ważny klucz do zrozumienia celów podróży Busha na Czarny Kontynent wskazują względy bezpieczeństwa USA i nigeryjską naftę.
Waszyngton obawia się, że "przepuszczalność" granic państw afrykańskich i słabe egzekwowania przez nie prawa, czyni z Afryki doskonałą bazę wypadową dla działalności Al-Kaidy.
Co się tyczy ropy naftowej, amerykański import z Afryki ma zmniejszyć zależność USA od wielkich producentów bliskowschodnich. Amerykański import ropy z Afryki, głównie z Nigerii, stanowi już 17% całego importu do USA, a według niektórych analityków rynkowych udział ten może wzrosnąć do 25%.