"Burza z piorunami". Duda był zszokowany działaniami Macierewicza

Na jaw wychodzą kulisy relacji prezydenta Andrzeja Dudy z byłym ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem. Politycy byli niemal w stanie wojny z sobą. Po jednej z akcji Macierewicza miała rozpętać się "burza z piorunami". - Prezydent był zszokowany tym, co służby Macierewicza zrobiły - mówi jeden z rozmówców Edyty Żemły w książce "Armia w ruinie".

Andrzej Duda i Antoni Macierewicz
Andrzej Duda i Antoni Macierewicz
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Olkusnik
Adam Zygiel

Dziennikarka Onetu Edyta Żemła w książce "Armia w ruinie" opisuje kulisy polityki wokół polskiej armii w latach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Przypomina w niej, że nominacja Antoniego Macierewicza na ministra obrony narodowej w 2015 była mocno kontrowersyjna. Zwłaszcza, że wcześniej pojawiały się informacje, że stanowisko przejmie Jarosław Gowin. Polityk PiS związany z Jarosławem Kaczyńskim wspomina, że prezes PiS także nie chciał Macierewicza w rządzie.

- Jakby premierem został wtedy Jarosław Kaczyński, to myślę, że nie wziąłby Macierewicza do swojego rządu, a że był to rząd Beaty Szydło, to prezes wyszedł z założenia, że niech się Beata z nim szarpie, ale lepiej mieć go pod kontrolą. Do tego doszedł Smoleńsk, którym Antoni zajmował się od czasu katastrofy. Naobiecywał prezesowi, że jak będzie w MON-ie, to będzie miał większe możliwości dotarcia do dokumentów wojskowych i wszystko wyjaśni - mówił rozmówca Edyty Żemły.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Operacja Macierewicza przeciw prezydentowi

Andrzej Duda i Antoni Macierewicz nie mieli dobrych relacji, zwłaszcza, że minister obrony narodowej często wykazywał "lekceważący stosunek" do prezydenta. Doszły do tego też kwestie kompetencyjne.

Jak wspomina urzędnik z Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Macierewicz chciał, by minister obrony kierował obroną państwa w czasie wojny. - W wyobraźni zapewne widział siebie odpierającego nawałę rosyjską jak marszałek Piłsudski w 1920 roku - śmieje się polityk powiązany z Pałacem Prezydenckim.

Macierewicz w tym czasie spotykał się regularnie z szefem BBN-u Pawłem Solochem. Ten torpedował plany Macierewicza, twierdząc, że szef sztabu generalnego powinien być podporządkowany prezydentowi.

W MON zaczęto więc planować, jak odciągnąć zainteresowania Andrzeja Dudy od wojska, by ten jednak zgodził się na pomysł Macierewicza.

- W ścisłym gronie MON-u zapadła decyzja, że najszybciej i najprościej będzie uwalić gen. (Jarosława) Kraszewskiego, bo ich zdaniem to on tak podpowiadał Solochowi, że ten torpedował pomysły ministra. Gen. Kraszewski został dyrektorem departamentu zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi w BBN-ie. Zęby zjadł na wojsku i był niesamowitą podporą dla Solocha, ale też dla prezydenta. Obaj bardzo mu ufali. Liczyli się z jego zdaniem na temat wojska - mówi polityk PiS związany z Pałacem.

- Pewnego ranka do dyrektora Kraszewskiego przyszedł nasz pełnomocnik do spraw ochrony informacji niejawnych. Przyniósł mu kwit z SKW i powiedział: "Jarek, muszę ci zabrać komputery". Generał chyba nie od razu zatrybił, o co chodzi. Zapytał, mocno zdziwiony, co jest grane. Pełnomocnik wyjaśnił mu, że służba kontrwywiadu wszczęła wobec niego postępowanie kontrolne. To oznacza, że zabrali mu certyfikat dostępu do informacji niejawnych, czyli de facto wyeliminowali z gry - mówi urzędnik z BBN.

Duda się wściekł

Po akcji "rozpętała się burza z piorunami". - Strasznie się wtedy Andrzej Duda zdenerwował. Zresztą wszyscy oniemieliśmy. Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z takimi metodami, które później prezydent określił jako ubeckie. Zdziwienie było tym większe, że generał całkiem niedawno był jeszcze szefem wojsk rakietowych i artylerii i służby go sprawdzały - mówi urzędnik BBN.

- Prezydent był zszokowany tym, co służby Macierewicza zrobiły z gen. Kraszewskim. Naszym zdaniem kulisy były takie, że nie chodziło o generała, chodziło o walnięcie w prezydenta - mówi urzędnik z Pałacu Prezydenckiego.

Duda nie miał ochoty ustępować Macierewiczowi. Odmówił wówczas podpisania nominacji generalskich. - Zamiast tego wygłosił mowę, że armia nie jest niczyją prywatną własnością. Mówił to ewidentnie do Macierewicza. Obok niego stał wtedy gen. Kraszewski. To była demonstracja poparcia prezydenta dla generała - wspomina jeden z urzędników.

Jak wspominają rozmówcy Żemły, Duda w końcu wymógł na Kaczyńskim dymisję Macierewicza. - Najzabawniejsze było to, że Antoni jechał do pałacu i nie wiedział, że tę dymisję dostanie. Dowiedział się na miejscu. Duda miał satysfakcję. Nieźle się Antoniemu odwinął za wszystkie dyshonory - mówi jeden z nich.

Czytaj więcej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (424)