Brytyjczycy o Donaldzie Tusku. Zwolennicy brexitu go nienawidzą, inni będą tęsknić
Wielki przyjaciel Brytyjczyków, czy symbol aroganckiego eurokraty? Tak jak w przypadku brexitu, Wielka Brytania jest podzielona w ocenach odchodzącego szefa Rady Europejskiej. Nie ulega wątpliwości, że Donald Tusk był jedną z głównych postaci w niekończącym się dramacie.
W swoim pożegnalnym przemówieniu w Kolegium Europejskim w Brugii, Donald Tusk porzucił dyplomatyczny ton i zahamowania. Szpile wbijał Niemcom, dostało się też Emmanuelowi Macronowi i "arogancji" państw starej Unii. Ale być może najbardziej brutalne słowa Tusk zachował dla Brytyjczyków.
- Wszędzie słyszałem to samo, czy to w Indiach, Nowej Zelandii, Australii, Kanadzie i Południowej Afryce: to, że po wyjściu z Unii, Zjednoczone Królestwo stanie się outsiderem, drugorzędnym graczem, podczas gdy główne pole bitwy będzie zajęte przez Chiny, USA i Unię Europejską (...) Jeden z moich angielskich przyjaciół zapewne ma rację, kiedy mówi z melancholią, że brexit jest prawdziwym końcem Imperium Brytyjskiego - powiedział Tusk.
Na koniec Polak uderzył jednak w bardziej pozytywny ton, choć jego wypowiedź była tu nie mniej kontrowersyjna. Tusk stwierdził, że nie wszystko jeszcze jest dla Brytyjczyków stracone. A wszystko zależeć będzie od grudniowych wyborów.
- Nie poddawajcie się. W tym meczu mieliśmy już doliczony czas, mamy dogrywkę, a może będą jeszcze rzuty karne? - mówił były premier.
Słowa Tuska wywołały lawinę komentarzy na Wyspach. Ale nie po raz pierwszy. Tusk na temat brexitu wypowiadał się wielokrotnie, niemal zawsze w ambiwalentnym tonie. Wyrażał żal z powodu decyzji Brytyjczyków, a nawet strofując liderów w Londynie (do historii przejdą jego słowa o "specjalnym miejscu w piekle" dla architektów brexitu), jednocześnie do końca podtrzymując nadzieję na odwołanie wyjścia z UE.
Przeczytaj również: Tusk i "specjalne miejsce w piekle". Szczera frustracja czy celowy zabieg?
Arogancki wróg czy wielki przyjaciel
Dlatego być może w żadnym innym kraju poza Polską szef Rady Europejskiej nie budził takich emocji. Często skrajnych.
- Jego otwarta ingerencja w nasze wybory łamie wszystkie dyplomatyczne normy. To właśnie takie zachowanie i taka arogancja sprawiła, że miliony Brytyjczyków straciło zaufanie do UE - grzmi w rozmowie z WP Daniel Kawczyński, urodzony w Polsce poseł Partii Konserwatywnej i jeden z członków frakcji najtwardszych zwolenników brexitu. - Ale w gruncie rzeczy jestem wdzięczny panu Tuskowi, bo za każdym razem, kiedy wylewa z siebie te fanatyczne unijne tyrady, sprawia to że kolejne setki Brytyjczyków dołączają do naszej strony - dodaje.
Zupełnie innego zdania są jednak zwolennicy drugiej strony brexitowej barykady.
- Zgadzam się z Donaldem Tuskiem. I myślę, że skoro Europa nie spisała nas na straty, my nie powinniśmy spisywać a straty naszej europejskiej przyszłości - mówi WP Luisa Porritt, europosłanka z partii Liberalnych Demokratów.
Z kolei David Allan Green, publicysta Financial Times i jeden z najbardziej znanych konstytucjonalistów, stwierdził wręcz, że Tusk był dla Brytyjczyków "znacznie lepszym przyjacielem, niż na to zasługiwaliśmy".
Szacunku dla Tuska nie kryją ci, którzy byli po drugiej stronie stołu negocjacyjnego w unijnych negocjacjach.
- Tusk nie był dla Wielkiej Brytanii łatwym partnerem w tych negocjacjach, ale trudno go winić za to, że bronił interesu i jedności Unii. Ale trzeba przyznać, że był po stronie Unii jednym z tych graczy, którym zależało na polubownym załatwieniu sprawy. Nawet jeśli uważam, że niektóre z jego słów nie były pomocne - mówi WP brytyjski dyplomata. - Ale w gruncie rzeczy ma rację. Teraz wszyscy czekamy na wybory, wszystko jest zawieszone i nikt nie wie, co po nich będzie - dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl