Brutalne zamieszki w Wielkiej Brytanii. Polacy nie kryją obaw: mówi się o rewolucji
Coraz bardziej napięta sytuacja na północy Wielkiej Brytanii. Policja aresztowała już 400 osób, które biorą udział w gwałtownych zamieszkach. Premier zwołał sztab kryzysowy, ale emocje nie opadają. Co w rozmowie z WP mówią nasi rodacy mieszkający na Wyspach? - Pamiętam protesty przeciwko Polakom, wulgarne teksty. (...) Teraz jest gorzej - twierdzi Kuba.
05.08.2024 21:37
Nie ustają antyimigranckie zamieszki w Wielkiej Brytanii, które wybuchły po zabójstwie trzech kilkuletnich dziewczynek w Southport koło Liverpoolu. W Rotherham w północnej Anglii uczestnicy jednej z demonstracji wdarli się do hotelu, w którym zakwaterowani byli nielegalni imigranci. Media podają, że aresztowano już w sumie ponad 400 osób.
Zebrani zaatakowali policjantów pilnujących budynku, rzucając w ich m.in. krzesłami i innymi przedmiotami, a później grupa osób przedarła się przez kordon policyjny i weszła do wnętrza hotelu, próbując go podpalić. Wybite zostały także okna w budynku. Co najmniej jeden policjant odniósł obrażenia.
W odpowiedzi na rozruchy w poniedziałek zebrał sztab kryzysowy COBRA, aby omówić sytuację. Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer ostrzegł demonstrantów, mówiąc: "będziecie żałować, że wzięliście udział w tym zamieszaniu".
Porozmawialiśmy z Polakami w Wielkiej Brytanii o ostatnich wydarzeniach. W rozmowie z Wirtualną Polską nie ukrywają, że sytuacja ich niepokoi, a nastroje społeczne robią się bardzo napięte.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy: Kiedyś Brytyjczycy protestowali przeciwko nam
- Brytyjczycy są przeciwni migrantom, skądkolwiek by oni nie byli. Pamiętam protesty przeciwko Polakom, wulgarne teksty, gdy słyszeli mój akcent. Te nastroje nie ucichły mimo Brexitu. Teraz jest nawet gorzej, bo widzą, że wyjście z UE nie zdało egzaminu. Pomogło im gospodarczo, ale nie rozwiązało problemu migracji - relacjonuje nam Kuba, który pracuje w branży finansowej pod Londynem.
- Mam wielu przyjaciół wśród Anglików, ale na początku, gdy dowiadywali się skąd pochodzę, reagowali z dystansem. Teraz już po latach jestem jednym z nich - dodaje.
Kuba podkreśla jednak, że mimo antypatii Brytyjczyków do migrantów w ogóle, to w tym momencie protestują w jednej linii wraz z innymi obcokrajowcami pochodzenia europejskiego. - W tym konkretnym momencie ten spór zaostrzył się na innej płaszczyźnie - są biali (Brytyjczycy, Polacy, ale też Rumuni, Słowacy, Węgrzy czy Litwini) kontra "niebiescy" - tak nazywani są czarnoskórzy migranci - wyjaśnia.
- W mediach społecznościowych posty, które zawierają informację o kolorze skóry, traktowane są jako rasistowskie i blokowane, dlatego powszechnie o migrantach z Afryki czy Bliskiego Wschodu mówi się tu "niebiescy" - dodaje Kuba.
Nasz rozmówca osobiście uważa, że spór zaostrzył się przez brak systemowych rozwiązań, przez co w Anglii migranci mają - jego zdaniem - płaszczyznę do radykalizacji.
"Rewolucja jest nieunikniona"
Podobnymi przemyśleniami dzieli się z nami Daniela, mieszkanka Londynu. Na wstępie zaznacza, że w samym Londynie gwałtownych zamieszek nie ma, ale w jej odczuciu cały kraj żyje ostatnimi wydarzeniami.
- Rząd nie ma pomysłu na rozwiązanie problemów imigranckich dzielnic, w których wiele osób nie pracuje, przypomina to slumsy. Nadal nie udało się osiągnąć porozumienia co do deportacji osób, które nie są skłonne do podjęcia pracy czy asymilowania się. W dzielnicach biedy dochodzi do radykalizacji. Dla nas to dzielnice grozy - uważa.
Daniela zwraca uwagę, że w Wielkiej Brytanii ataków podobnych do ostatniego, dopuszczają się osoby różnych narodowości.
- Wielu moich znajomych, którzy mają dzieci, nie wypuszcza ich z domu. Nie chodzi tu o kulturowe uprzedzenia. Otrzymują groźby, są zaczepiane przez osoby pod wpływem narkotyków czy środków uzależniających - opowiada. - To bardzo złożony problem, ale osobiście uważam, że to dopiero początek napięć. Mówi się, że rewolucja jest nieunikniona - podsumowuje Daniela.
Zwrot decyzji Wielkiej Brytanii ws. odsyłania migrantów
Z oficjalnych danych wynika, że Wielka Brytania po Brexicie odnotowała wzrost migracji netto z 336 tys. w 2015 r. do 606 tys. w 2022 r., szczególnie z Afryki i Bliskiego Wschodu. Znacząco spadła jednak liczba migrantów z krajów UE.
W reakcji na te dane rząd podjął decyzję, aby do Rwandy byli wysyłani nielegalni imigranci, niezależnie od ich obywatelstwa. Tam miały być rozpatrywane ich wnioski o azyl i jeśli by się okazało, że są podstawy do azylu, otrzymywaliby go, ale w Rwandzie, a nie w Wielkiej Brytanii. Nowy premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer zrezygnował jednak z tego rozwiązania, twierdząc że nie działa on odstraszająco.
Londyn chce rozprawić się z nielegalną migracją przez kanał La Manche. W 2022 r. tą drogą przy użyciu niewielkich łodzi i pontonów do Wielkiej Brytanii przedostało się ok. 45 tys. osób.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski