Bruncz: "Kościół może zrobić coś więcej w dobie koronawirusa" [Opinia]
Wystarczy wpisać w Google hasło "korona kościół", a w zakładce "Wiadomości" pojawiają się ponad 3 miliony wyników: koronawirus w kościele, opactwie, katolickiej szkole, zarażeni mnisi, zakonnice, proboszczowie tudzież wierni uczestniczący w ceremoniach religijnych. Księża powinni pomóc ludziom w poradzeniu sobie z nową rzeczywistością, a nie zajmować się kwestiami LGBT.
25.09.2020 18:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeszcze tak niedawno na czerwone paski z napisem "PILNE" dostawały się informacje o przekroczeniu kolejnej setkowej bariery – 500, 600, 700… A później był już tysiąc, a dziś ponad 1500, przy czym specjaliści mówią, że zakażeń jest z pewnością więcej i będzie więcej.
Prezydent Andrzej Duda po wyjściu z audiencji u papieża Franciszka starał się ukoić skołatane nerwy społeczeństwa, które, nawet jeśli demonstruje brawurową odwagę wobec "koronawirusowej ściemy", to panicznie się boi kolejnego lockdownu, który pogrążył w kryzysie już niejedną gospodarkę i wywołał kaskadę (pseudo)naukowej covidologii – teorii i teoryjek wyjaśniających właściwie to, co przynajmniej na tym etapie jest niewyjaśnialne, bo jednak wciąż za mało wiemy, a naukowcy dokonują nowych odkryć. Wirus stał się totalnie uniwersalny – nie ma właściwie żadnej dziedziny życia, do której by się nie wkradł, a Kościół czy religia nie stanowi wyjątku.
Reżimowi sanitarno-epidemicznemu poddały się duże i małe Kościoły, Polak-katolik ujrzał swoich biskupów i kapłanów w maseczkach, co u zwolenników spiskowej narracji musiało nieuchronnie wzbudzić co najmniej ubolewanie, że oto nawet i duchowieństwo uruchomiło tryb paniki i skapitulowało przed wirusem.
Prawie dwa miesiące temu słyszałem pewnego leciwego biskupa, który w wypełnionej po brzegi świątyni jakby dowcipkował sobie w okolicznościowym przemówieniu, że oto wirus wydaje się bardzo pobożny, bo upodobał sobie ludzi chodzących do kościoła, a nie do centrów handlowych. Wszystko można by uznać za suchar sytuacyjny, gdyby nie obecne dane spotęgowane przez sezonowe zachorowania.
Owszem, nie brakuje teologicznych i duszpasterskich rozważań oraz debat o Kościele w dobie COVID, o Kościele po COVID i o chrześcijaństwie, które zostało tak mocno wstrząśnięte przez – jak to lubią podkreślać kaznodzieje – niewidzialnego wroga. Jednak czegoś wciąż brakuje, bo oprócz teologicznego przepracowania wielowymiarowych wyzwań pandemicznych wciąż za słaba jawi się reakcja hierarchów na równie absurdalne, co niebezpieczne teorie nt. koronawirusa.
Nie ulega wątpliwości, że szeregowi księża starają się w przeważającej mierze przestrzegać przepisów i z delikatnością odnoszą się do obaw i lęków, ale jakby wciąż za mało jest nie tyle opinii, co jeszcze bardziej zdecydowanych działań, które bezwzględnie będą zwracać się przeciwko wszelkim manipulacjom, nadinterpretacjom i prowokacjom generowanym albo w imię patriotyzmu, albo zachowania duchowego kręgosłupa.
Jest jak jest… A jak jest? Na polskich portalach katolickich i w biskupich wypowiedziach wciąż więcej o LGBT, konwencji stambulskiej, ideologii singli czy obronie nieatakowanego przez nikogo krzyża niż o wyzwaniach wywołanych przez COVID. Emocje rozgrzewają podszepty Kai Godek i przychylne ucho sekretarza KEP bp. Artura Mizińskiego dla żałosnej akcji "STOP LGBT" – głosów rozsądku, patrzących trochę dalej aniżeli perspektywa łatwiejszej do uniesienia tacy lub ideologicznej naparzanki w obronie Polaka-katolika, jakby mało, podczas gdy potencjał jest ogromny.
Już od dawna Kościół marnuje lwią część swojej energii na odklejone od rzeczywistości wypowiedzi, które dla ludzi stroniących od religii zaczynają się coraz bardziej kojarzyć z papieżem Wojtyłą unoszącym głaz w memicznej instalacji przy warszawskim Muzeum Narodowym.
Bo, jak wszyscy wiedzą, kluczowym problemem polskiej duszy, polskiego chrześcijaństwa i polskich spraw jest po pierwsze LGBT, po drugie LGBT, a po trzecie LGBT, tudzież single, których widok wzbudza duszpasterskie współczucie krakowskiego metropolity – też, chyba, singla. Więcej w tym wszystkim odklejenia i czarodziejstwa prof. Sybilli Trelawney z hogwarckiej wieży, aniżeli zrozumienia rzeczywistości.
Czy Kościoły, wspólnoty i inne struktury mogą pomóc w walce z pandemią? Oczywiście, oprócz promowania cierpliwości i rzeczonej już walki z pseudoteologicznymi teoriami spiskowców "heroicznie niewierzących w wirusa", mogą podjąć szereg działań "ułatwiających" życie z koronawirusem, choćby poprzez jeszcze większe uwrażliwianie społeczeństwa na stojące wyzwania i potrzeby innych.
Zamiast marnować dobrą energię na złą komunikację i ideologiczne spory, można przecież użyć dostępnych kanałów dialogu do zachowania dystansu wobec apokaliptycznych wizji z jednej strony i lekkomyślności z drugiej. Kościoły nie wyręczą GIS-u, rządu ani lekarzy w walce z pandemią – mogą jednak znacznie przyczynić się do poprawienia warunków koegzystencji w czasach tak strasznie ciekawych i nieprzewidywalnych.