Brukselski poker premiera
Na szczycie w Brukseli osiągnęliśmy dużo
więcej niż zakładaliśmy - podkreślił w obszernym wywiadzie
udzielonym "Rzeczpospolitej" premier Kazimierz Marcinkiewicz.
Według niego walka o unijny budżet była jak gra w pokera.
21.12.2005 | aktual.: 21.12.2005 07:36
- Z takimi graczami jak w Brukseli trzeba grać ostro, podkreśla Marcinkiewicz. Byłem skoncentrowany w 100 procentach. Przez te dwa dni nawet nie zadzwoniłem do żony. A do Jarosława Kaczyńskiego? - dociekali dziennikarze. - Też nie! Ani żona, ani Jarosław Kaczyński nie mieli o to do mnie potem pretensji.
Premier ujawnia w wywiadzie szczegóły najważniejszych od lat negocjacji, dzięki którym Polska ma być głównym beneficjentem unijnych funduszy. Oto w połowie brukselskiego spotkania wydawało się, że wszystko toczy się tak, jak założyli Polacy. - I nagle- zdradza Marcinkiewicz - dostaliśmy od Komisji Europejskiej przeciek, że dodatkowe pieniądze będą dzielone nie po naszej myśli.
Minister Pietras zaproponował wówczas zwołanie konferencji prasowej. Żaden z przywódców w tym dniu takich konferencji nie robił. - Tylko co powiedzieć dziennikarzom? "Przecież nie to, że będziemy wetować, ani że mamy przeciek. Wtedy- opowiada Marcinkiewicz - _ wpadłem na pomysł, byśmy domagali się takiego samego udziału w dodatkowych pieniądzach, jaki był nasz udział w cięciach, które proponowali wcześniej Brytyjczycy, czyli 21 procent. Efekt był piorunujący. Jeszcze w czasie konferencji zaczęły do nas dzwonić różne delegacje, prosząc, żebyśmy nie robili więcej konferencji_.
Premier ujawnia też, że Brytyjczykom puszczały nerwy, najbardziej szefowi dyplomacji Jackowi Strawowi. O Tonym Blairze Marcinkiewicz mówi jednak: To wielki polityk. Jego zdaniem radykalną przemianę w stosunku do Polski przeszedł Jacques Chirac, który pewnie teraz będzie grał razem z nami na długo.
Marcinkiewicz opowiada też "Rzeczpospolitej" jak kanclerz Angela Merkel zaproponowała podzielenie się z Polską funduszami na najbiedniejsze regiony. Doszło do tego w sobotę nad ranem, na ostatnim spotkaniu wszystkich przywodców Unii. Kompromis był już prawie osiągnięty. Marcinkiewicz chciał jednak jeszcze coś ugrać dla pięciu najuboższych województw i poruszył ten problem. Blair, który nie chciał nam dać na to pieniędzy zmieszał się, a polski premier zaapelował do sali: "pomóżcie"! - Nagle wstaje Angela Merkel i idzie w moim kierunku. I pyta, czy Polska przyjmie 100 mln euro na najbiedniejsze regiony? Bo ona ma 300 mln dla landów wschodnich i może z tego odstąpić 100. Mnie zatkało. Wszyscy na nas patrzyli. Serdecznie podziękowałem. Ona się ucieszyła.
Indagowany, czy stał się euroentuzjastą? premier odparł, że nigdy nie był eurosceptykiem. Zawsze byłem przekonany, że należy wykorzystać potencjał Unii dla narodowych celów - oświadczył.
Zaraz po szczycie pojechał pan do Torunia, do Radia Maryja. Da się przekonać to środowisko do Europy? - zapytali dziennikarze. Myślę, że to środowisko było zawsze przekonane do Europy. Nie zawsze było natomiast przekonane do polskiej polityki w Europie - odparł Kazimierz Marcinkiewicz. (PAP)