Brudna kampania w Chorzowie. Grożą śmiercią prezydentowi
- Grożono mi śmiercią, jednemu z radnych zniszczono dom, a naszych kandydatów zastrasza się i hejtuje - mówi Wirtualnej Polsce prezydent Chorzowa Andrzej Kotala. Samorządowiec złożył zawiadomienie do prokuratury. Uważa, że winnych należy szukać wśród środowisk kibicowskich popierających jego kontrkandydata w wyborach.
- Kampania nabrała charakteru, można powiedzieć, gangsterskiego. Bandyckie metody, którymi posługuje się zaplecze jednego z kandydatów na prezydenta miasta, są nie do zaakceptowania przez nas. Są granice, których przekraczać nie można. Te granice w mieście zostały już przekroczone - powiedział prezydent Chorzowa Andrzej Kotala.
- Grożono mi śmiercią, jednemu z radnych zniszczono dom, nasze kandydatki i kandydatów zastrasza się i hejtuje, niszczą nasze materiały wyborcze. Mocno podkreślam, że to co robią zwolennicy Szymona Michałka, to nie jest zwykła różnica zdań i walka w kampanii. Nie ma mojej zgody na bandyckie zachowania - komentuje dla Wirtualnej Polski Kotala.
Samorządowiec powiadomił policję i złożył do prokuratury zawiadomienia. Dotyczą one wpisów w mediach społecznościowych, z których jeden zawiera groźbę śmierci, a drugi - zniewagę. Parlamentarzyści z KO, którzy dowiedzieli się o tej sytuacji, chcą zwrócić się natomiast do szefa MSWiA o objęcie Kotali policyjną ochroną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kotala wskazuje go palcem. Jest odpowiedź kontrkandydata
WP skontaktowała się z Szymonem Michałkiem, kandydatem na najwyższy urząd w mieście. Po komentarz odesłano nas jednak do oświadczenia w mediach społecznościowych. - Potępiam ostatnie wydarzenia i apeluję do wszystkich, by ostudzić rozgrzane emocje - czytamy we wpisie na jego wyborczym profilu na Facebooku.
- W ostatnich dniach w przestrzeni medialnej oraz na ulicach naszego miasta dochodzi do zachowań nieakceptowalnych. W życiu kieruję się zasadami i nie ma w nim miejsca na hejt oraz mowę nienawiści. Podobnie w mojej drużynie nie zaakceptowałbym osób, które aktywnie prowadziłyby kampanię opartą na przemocy czy bezprawiu - dodano.
Szymon Michałek znany jest w Chorzowie jako orędownik budowy nowego stadionu piłkarskiego. Przedstawia się jako promotor kultury pozytywnego kibicowania oraz twórca sektora rodzinnego Ruchu Chorzów. W ubiegłym roku dał się poznać szerzej, kiedy korzystając z trwającej kampanii wyborczej, zabiegał o pieniądze na stadion u najważniejszych polityków w kraju - najpierw tych związanych z PO, a później tych z PiS.
W dotychczasowych wypowiedziach dla mediów podkreślał, że już w 2010 r., kiedy Andrzej Kotala kandydował na urząd, jedną z jego obietnic była budowa stadionu, a wygraną zawdzięcza właśnie sympatykom piłki nożnej. Teraz Szymon Michałek rzuca urzędującemu prezydentowi rękawicę, a popierany jest przez środowisko kibiców Ruchu.
"Zamaskowane osoby wtargnęły na posesję"
O brudnej kampanii wyborczej w Chorzowie opowiedział też Wirtualnej Polsce Bartłomiej Czaja, tamtejszy radny. Nieznani sprawy weszli na teren jego posesji i namalowali na domu obraźliwe hasło.
Sprawę zgłosił już na policję, której przekazał też nagrania z monitoringu. Ale strach pozostał. Jak mówi, wszystko rozpoczęło się od hejtu, który w połowie ubiegłego tygodnia wylał się na niego w internecie.
Wówczas radny udostępnił artykuł "Gazety Wyborczej" opisujący fakt, że Szymon Michałek w czerwcu ubiegłego roku, bawił się na weselu nieprawomocnie skazanego członka gangu Psycho Fans. Autorem artykułu jest Marcin Pietraszewski, który wydał niedawno książkę na temat środowiska pseudokibiców klubu z Chorzowa.
- W nocy z środy na czwartek dwie zamaskowane osoby w kominiarkach i rękawiczkach wtargnęły na moją posesję i pomalowały elewację, natomiast w piątek taki sam napis pojawił się na Stadionie Śląskim podczas meczu Ruch Chorzów - Piast Gliwice. Wskazuje to na działania jednej grupy - uważa radny Bartłomiej Czaja.
- W tym czasie, wraz z żoną i dwójką małych dzieci, spaliśmy i dopiero rano zobaczyliśmy napis. Ogarnął nas strach i obawa do czego jeszcze są zdolni się posunąć. Spodziewałem się, że kampania może być brudna, ale wtargnięcie na czyjąś posesje i zastraszanie kandydatów jest przekroczeniem wszelkich zasad - dodaje rozmówca WP.
Paweł Pawlik, dziennikarz Wirtualnej Polski