PolitykaBronisław Wildstein dla WP: "szafa Kiszczaka" to symbol III RP

Bronisław Wildstein dla WP: "szafa Kiszczaka" to symbol III RP

- Sprawa teczek TW "Bolka" jest o tyle ważna, że odsłania pewne zjawiska, m.in. to, jak byliśmy okłamywani przez ponad 25 lat (...) "Szafa Kiszczaka" stała się symbolem III RP, gdyż obnaża mechanizm, w którym byli funkcjonariusze służb bezpieczeństwa trzymali w garści ludzi tworzących polską rzeczywistość - mówi w rozmowie z WP Bronisław Wildstein, pisarz, publicysta tygodnika "w Sieci", w czasach PRL działacz opozycji demokratycznej.

Bronisław Wildstein dla WP: "szafa Kiszczaka" to symbol III RP
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Rybczyński
Przemysław Dubiński

Czy pojawienie się dokumentów z "szafy Kiszczaka" zmieniło pana opinię na temat Lecha Wałęsy?

- To, że Lech Wałęsa w pierwszej połowie lat 70. współpracował ze służbą bezpieczeństwa było jasne, więc trudno powiedzieć, że te dokumenty, choć znaczące, zmieniły moje spojrzenie na postać byłego prezydenta. Każdy, kto chciał to wiedzieć, ten wiedział. Nie zmienił tego nawet fakt, że przez ostatnie osiem lat Wałęsę otoczono kordonem ochronnym, przez który fakty nie mogły się przebić do opinii publicznej. Wydaje się, że teraz podobnego manewru nie da się już wykonać, choć cały czas słyszę od tych samych ludzi: fakty nie mają znaczenia, dokumenty nie mają znaczenia, bo oni wierzą. Ja bym im proponował, by kwestię wiary zostawili dla innych spraw.

Lech Wałęsa wciąż utrzymuje jednak, że nigdy nie współpracował z SB. W jego ostatnim oświadczeniu czytamy m.in.: "nie zostałem złamany w grudniu1970 r, nie współpracowałem z SB , nigdy nie brałem pieniędzy , żadnego ustnego , ani na piśmie nie złożyłem donosu ,Popełniłem błąd ale nie taki, dałem słowo że go nie ujawnię na pewno nie teraz jeszcze nie teraz .Chyba że ujawnią go inni .Jeszcze żyje człowiek sprawca ,który powinien ujawnić prawdę i na to liczę" (pisownia oryginalna)

- To jest kolejna wersja zdarzeń, kolejna tajemnica i kolejny świadek, którego na razie nikt nie widział. Od kilku lat wypowiedziami Lecha Wałęsy nie należy się przejmować, gdyż on mówi od rzeczy. Przecież w 1992 roku wysłał do PAP-u pismo, w którym przyznawał się, że coś podpisał i wstydzi się tego. Po paru godzinach zostało ono wycofane i zastąpione innym. To przeszło wówczas zupełnie bez echa, zostało przemilczane i świadczy o fatalnej kondycji polskich mediów w tamtym czasie.

Niektóre wypowiedzi byłego prezydenta brzmią tak, jakby to on sam obalił komunizm. Jakby uważał, że jest całą "Solidarnością", a nie jedynie jej symbolem.

- To jest sprawa absolutnie podstawowa. Cały czas słyszymy bowiem - nie ruszajmy mitu Lecha Wałęsy, bo podważy to wspaniały polski akt sprzeciwu wobec komunizmu. Jak pan słusznie zauważył, na "Solidarność" składało się prawie 10 milionów ludzi, to był wielki ruch społeczny. W III RP figura Wałęsy miała go przesłonić. To była specyficzna manipulacja, która polegała na uznaniu, że Wałęsa ma prawo wypowiadać się w imieniu całej "Solidarności" i jest depozytariuszem jej tradycji. To było wygodne dla rządzących, którzy tworzyli z nim establishmentowy układ. Wałęsa mówił, że III RP była najlepszą rzeczą, jaka mogła się nam przydarzyć, a jego słowa podawano jako stanowisko całej "Solidarności". On był symbolem strażnika pilnującego porządku III RP.

Z dokumentami dotyczącymi TW "Bolka" znaleziono również list generała Kiszczaka do Archiwum Akt Nowych napisany w 1996 roku. Gdy rozmawiałem z dr Lechem Kowalskim, to wskazywał on na dokładne wydarzenia historyczne, które mogły skłonić go do napisania tego listu. To pokazuje, jak za pomocą tych teczek Kiszczak mógł wpływać na bieg przemian w III RP.

- I wpływał. Proszę zwrócić uwagę, że osoby takie jak generał Kiszczak czy generał Jaruzelski, ponure postaci z naszej historii, które mają krew na rękach i działały przeciwko polskiej racji stanu, spokojnie doczekały końca swoich dni. Zostali nawet pochowani z honorami. Dla nich polisą ubezpieczeniową była ta wiedza, do której elity III RP blokowały dostępu. Fakt, że Kiszczak posiadał takie dokumenty, że przez Adama Michnika został nazwany "człowiekiem honoru", pokazuje, w jakim świecie żyliśmy i czym była III RP.

Kuriozalne w tej całej sytuacji są okoliczności, w jakich wyciekły te dokumenty. Coś, czego nie potrafiła polska władza przez 26 lat, dokonała nie w pełni chyba świadoma wagi swojego czynu Maria Kiszczak.

- To pokazuje, że nigdy nie należy nie doceniać bezrozumności ludzkiej, żeby nie powiedzieć brutalnie głupoty. Nie zgodzę się jednak z tym, że polska władza nie potrafiła sobie z tym poradzić, ona po prostu nie chciała. Generał Kiszczak był częścią układu i należy o tym pamiętać.

Czy nie jest to jednak trochę chichot historii, że III RP zaczęła pękać w takich okolicznościach.

- Ona zaczęła pękać niezależnie od tego. Gdyby takie wydarzenia miały miejsce jeszcze kilka lat temu, to pewnie udałoby się je zatuszować. Nie przeceniajmy więc roli Marii Kiszczak, choć okoliczności są oczywiście ponuro-zabawne i zostaną najprawdopodobniej zapamiętane jako chichot historii.

Jest również wiele opinii na temat tego, dlaczego Wałęsa mógł zdecydować się na współpracę. Pan w latach 70. był przesłuchiwany i łamany przez służbę bezpieczeństwa. Myśli pan, że Lech Wałęsa mógł zostać złamany czy, jak jak twierdzą niektórzy ludzie, robił to dla pieniędzy?

- Nawet w sądzie wątpliwości tłumaczy się na korzyść oskarżonego, więc mogę założyć, że Lech Wałęsa został złamany. Należy pamiętać, że to były strasznie ciężkie czasy. Z jednej strony mieliśmy wielki aparat systemu, który mógł zrobić dosłownie wszystko z człowiekiem, a z drugiej samotną jednostkę. W tych czasach mordowano ludzi. Wałęsa to widział i miał wszelkie podstawy, by bać się o swoje życie. Zresztą po grudniu 70. zabijano działaczy, którzy oficjalnie zginęli w wypadkach. Te sprawy do tej pory nie są do końca zbadane. Dlatego ja zawsze podkreślam, że Lech Wałęsa miał prawo się bać, a to, że został złamany, zupełnie go nie przekreśla. Co więcej, on w 1976 r. zerwał współpracę ze służbą bezpieczeństwa, a to wymagało charakteru. W mojej opinii jest to pewna skaza na jego życiorysie, ale takie mają nawet herosi. Problematyczna jest dla mnie jednak działalność Lecha Wałęsy w latach 90. Mówię tutaj zwłaszcza o przywłaszczeniu i niszczeniu dokumentów na swój temat, co jest poważnym przestępstwem. Dlatego
trudno nie pytać: jaki wpływ na decyzje Lecha Wałęsy, jako prezydenta, miało uwikłanie w kontakty z SB? Myślę, że w trakcie walki z komunizmem Wałęsa nie był pacynką czy marionetką służb. To jest dużo bardziej skomplikowane. Mogę jednak z pewnością powiedzieć, że w III RP Wałęsa uosabia wszystko, co złe, a jego niekiedy pyszałkowate zachowanie rzuca, według wielu ludzi, cień na "Solidarność".

Dokumenty znalezione w domu generała Kiszczaka rozpoczęły wielką dyskusję. Czy sprawa teczek TW "Bolka" nie przesłania jednak czegoś bardziej istotnego?

- Sprawa teczek TW "Bolka" jest o tyle ważna, że odsłania pewne zjawiska, m.in to, jak byliśmy okłamywani przez ponad 25 lat. Warto pamiętać, że w momencie, gdy ukazała się książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza, to ówczesny premier Donald Tusk zaczął grozić IPN. Natomiast Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego chciał nasłać komisję finansową na Uniwersytet Jagielloński, gdzie powstała praca naukowa na temat Lecha Wałęsy autorstwa Pawła Zyzaka. To są niebywałe skandale i akty realnego uderzenia w wolność słowa oraz demokrację. Należy je przypominać, zwłaszcza teraz. "Szafa Kiszczaka" stała się symbolem III RP, gdyż obnaża mechanizm, w którym byli funkcjonariusze służb bezpieczeństwa trzymali w garści ludzi tworzących polską rzeczywistość.

Wciąż nie brakuje jednak osób, które próbują umniejszyć wagę dokumentów odzyskanych przez IPN. Pojawiły się nawet określenia senatora Rulewskiego, że szczury wybiegły z "szafy Kiszczaka".

- Szczury bronią Lecha Wałęsę i przekonują, że czarne jest białe i na odwrót. Zakłamują rzeczywistość i podnoszą argumenty, że krzywdzi się legendę "Solidarności". Jest dla mnie oczywiste, że istnieje cała grupa np. mediów, które nie pełnią żadnej funkcji medialnej, a służą jedynie temu, by bronić rządzącego układu. Ich można nazwać medialnymi funkcjonariuszami. Można od nich usłyszeć, że Wałęsa podobno podpisał jedną, drobną lojalkę w 1970 r. Otóż nie istniało wówczas coś takiego jak lojalka. Istniała natomiast deklaracja współpracy ze służbą bezpieczeństwa, która polegała na donoszeniu na kolegów. To są drobne przekłamania, ale bardzo istotne w procesie odkrywania prawdy.

Skoro jesteśmy już przy prawdzie. Polacy są na nią gotowi? Będą potrafili zmierzyć się z nią od początku do końca?

- Na to pytanie odpowiedzmy sobie sami - ja, pan i inni Polacy. Wolimy znać prawdę czy żyć w kłamstwie? Jeżeli odmawiamy przyjęcia prawdy, to znaczy, że nie chcemy poznać rzeczywistości. W ten sposób ludzie, którzy ją znają, będą mogli decydować o naszym losie. W gruncie rzeczy pyta pan więc: czy jesteśmy gotowi, by wziąć swój los we własne ręce? Myśli pan, że istnieje ktoś, kto odpowie, że nie?

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)