Broń za plecami reportera TVN w Senegalu. "Nie czułem się niebezpiecznie"
Sieć obiegło zdjęcie dziennikarza TVN Wojciecha Bojanowskiego relacjonującego mundialową gorączkę w Senegalu. Za jego plecami widać, jak ktoś wymachuje bronią. Skontaktowaliśmy się z reporterem przebywającym obecnie w Afryce i zapytaliśmy, czy miał się czego obawiać.
Wojciech Bojanowski to jedyny dziennikarz, który przy okazji zmagań reprezentacji Polski z Senegalem, relacjonował to, co dzieje się w kraju naszego pierwszego mundialowego rywala.
Kilkukrotnie sieć obiegały więc krótkie ujęcia z jego "przygód". Po raz pierwszy, gdy w czasie telewizyjnego wejścia na żywo, nagle otoczony został przez gromadę dzieci. Młodzi Senegalczycy nie kryli ekscytacji. Krzyczeli, machali rękami i skutecznie uniemożliwiali reporterowi pracę.
W pewnym momencie w grupę wszedł młody mężczyzna i kijem zaczął okładać młodych fanów piłki nożnej. Reporter zdziwił się zdecydowaną interwencją mężczyzny, ale natychmiast kontynuował program.
Należy pamiętać, że przyzwolenie na takie zachowanie w tym końcu świata, jest przecież zupełnie inne niż u nas.
- Senegal to bardzo gościnny kraj, ale na pewno metody wychowawcze są tu zupełnie inne i brutalniejsze niż w Europie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Bojanowski.
Zapewnia nas, że nawet przez moment nie czuł się tam niebezpiecznie. Skupia się z kolei na czymś innym: "Ludzie w Senegalu są totalnie zakochani w sporcie. Lubią to, ale jest też dla nich szansą na lepsze życie".
Chociaż reporter zwiedził już niejeden kraj na obcych kontynentach przyznaje, że wizyta w Senegalu zrobiła na nim naprawdę duże wrażenie.
- To pierwszy kraj na świecie, gdzie wieczorami widzę, żeby setki osób szły na plażę i na otwartych siłowniach ćwiczyło, robiło pompki i brzuszki. Może właśnie dlatego jadąc na mistrzostwa mają potem tak duży wybór zawodników - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską.
ZOBACZ WIDEO: Reporter "Faktów" TVN wśród kibiców
Teraz sieć obiega z kolei zrzut ekranu, na którym widać, że za reporterem TVN stoi mężczyzna wymachujący bronią.
- Jeśli chodzi o pistolet, to w trakcie tej całej sytuacji go nie widziałem. Nie wiem nawet czy był prawdziwy. Ale oczywiście, jak w wielu krajach Afryki czy Ameryki Południowej, broń na ulicach pojawia się tu częściej niż u nas - przyznaje.
Dwa różne światy
- Zaganianie dzieci do klas trzciną i bicie ich po łydkach jest tam czymś zupełnie normalnym – mówi reporter Wirtualnej Polski Jarosław Kociszewski, który podczas podróży po Afryce odwiedził dziesiątki szkół w kilku krajach. Podobne obrazki oglądał między innymi w Etiopii, Ugandzie czy Kenii.
Wieloletni korespondent dodaje, że co więcej, nauczyciele i wychowawcy noszą też często specjalne białe kitle.
- Chodzi o to, by się wyróżniać. To stare, kolonialne podejście do edukacji, w którym nauczyciel, nawet słaby, jest autorytetem, a dzieci mają się jedynie słuchać. Później dorośli mają się słuchać władzy, czyli po prostu żołnierza z kałasznikowem zamiast wcześniejszego patyka - zauważa.