Broń z "brudną bombą atomową". Szaleństwo Rosjan po ruchu NATO
W Rosji zrobiło się nerwowo. Po tym, jak prezydent USA Joe Biden ogłosił decyzję o dostarczeniu na Ukrainę 31 Abramsów, a tym samym potwierdzając udział Stanów Zjednoczonych w "pancernej koalicji", rosyjska propaganda przypuściła szturm na państwa Zachodu. Nie brakuje też głosów, by planowana rosyjska ofensywa ruszyła, zanim alianckie czołgi trafią na front. – Rosja wpadła w popłoch, a na Kremlu zaczęły się nerwowe ruchy. Efekt? Jestem przekonany, że Rosja przyśpieszy natarcie – mówi WP płk Piotr Lewandowski, były uczestnik misji w Iraku i Afganistanie.
Po tym, jak w środę Niemcy ogłosiły, że dostarczą na Ukrainę 14 czołgów Leopard 2, Joe Biden oświadczył, że również USA wyślą do Ukrainy swoje czołgi. Kijów ma otrzymać od Stanów Zjednoczonych 31 Abramsów. Dzięki przekazaniu czołgów przez Zachód, w tym przez Polskę, łączna liczba maszyn, którą otrzyma Ukraina w najbliższych miesiącach, ma wynieść ok. 120-150.
Mocne słowa Joe Bidena
W grudniu w rozmowie z "The Economist" gen. Walerij Załużny, dowódca ukraińskiej armii mówił, że potrzebuje co najmniej ok. 300 zachodnich czołgów, by odbić tereny zajęte przez Rosję po rozpoczęciu wojny. Nieoficjalnie mówi się, że w kolejnych miesiącach USA mogą zwiększyć liczbę Abramsów przekazanych Ukrainie. Wszystko ma zależeć od przebiegu szykowanej przez Rosję ofensywy z udziałem nawet 200 tys. żołnierzy.
- Oczekiwanie ze strony Rosji jest takie, że się rozpadniemy, że nie pozostaniemy zjednoczeni. Ale jesteśmy zjednoczeni w pełni, całkowicie - podkreślał w środę prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Decyzja Zachodu o przekazaniu czołgów rozwścieczyła rosyjską propagandę. Według agencji Ria Novosti, zarówno amerykańskie, jak i niemieckie czołgi zostaną szybko zniszczone dzięki użyciu bezzałogowego, gąsienicowego robota "Markera", który ma pojawić się w lutym na froncie w Ukrainie. Rosjanie chwalą się, że można go wyposażyć w różne systemy rakiet przeciwpancernych, wyrzutnie granatów, ciężkie karabiny maszynowe i inną broń.
Z kolei Andriej Gurulow, członek rosyjskiej Dumy, emerytowany generał i bliski przyjaciel Władimira Putina, podkreśla na rosyjskim Telegramie, żeby rosyjska armia nie lekceważyła pojawienia się wiosną na froncie ok. 150 zachodnich czołgów. "Taka liczba nie jest w stanie odwrócić losów frontu na dużą skalę. Ale to jest wyraźne zagrożenie i trzeba z nim walczyć wszędzie" - uważa Gurulow.
Według płk Piotra Lewandowskiego, byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie i uczestnika misji wojskowych w Iraku i Afganistanie, po decyzji Zachodu ws. czołgów w Rosji zrobiło się bardzo nerwowo.
"Kreml wpadł w popłoch"
- Do tej pory na froncie rosyjskie jednostki pancerno-zmechanizowane rosły w siłę. Rosjanie więcej produkują i dostarczają czołgów niż ich tracą. A po stronie ukraińskiej, każdy stracony czołg czy transporter opancerzony nie jest uzupełniany. To dziura, która nie jest wypełniana. Ukraińska armia miesięcznie traci ok. batalionu czołgów. Z kolei Rosjanie tracą ok. 1,5 batalionu, ale na jego miejsce przychodzi odpowiednik trzech batalionów. Dzięki temu z każdym tygodniem i miesiącem przewaga rosyjska rosła – mówi WP płk Piotr Lewandowski.
I jak podkreśla, ta przewaga nadal się utrzymuje, ale pojawienie się wiosną lepszych jakościowo czołgów może ją zastopować, a co za tym idzie przekreślić szanse na powodzenie rosyjskiej ofensywy.
- Kreml po deklaracji Zachodu wpadł w popłoch. O ile pojawienie się ok. 120 Leopardów i Abramsów nie wywoła trzęsienia na froncie, o tyle kolejne, możliwe dostawy - już tak. A Zachód ich nie wykluczył – zauważa wojskowy.
Jego zdaniem, to dlatego Rosja przyśpieszy planowaną ofensywę.
- Jedynym wyjściem dla Putina, także ze względu na nadchodzące niekorzystne warunki pogodowe i mimo niepełnego rozwinięcia rosyjskich sił, będzie rozkaz do natarcia. Kreml zdaje sobie sprawę, że alianckie czołgi mogą się pojawić za ok. dwa miesiące na froncie. I to okienko czasowe Rosja będzie chciała wykorzystać. Mają dwa miesiące, żeby rozpocząć ofensywę – prognozuje płk Piotr Lewandowski.
W ocenie gen. Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, to, że Rosja rozpocznie w najbliższym czasie ofensywę, nie ulega wątpliwości.
- Wydaje się, że Moskwa jest już jest gotowa, by takie natarcie rozpocząć. Mamy wzmożoną aktywność rosyjskiej armii praktycznie na całej linii frontu. Nie można wykluczyć, że Putin przyspieszy ofensywę, ze względu na dostawę czołgów. Choć jestem zdania, że ruszy, jak rosyjskie wojska będą do niej odpowiednio przygotowane. Już próbują dezorganizować ukraińską obronę, kruszyć ją i przygotowywać grunt pod główne uderzenie z wykorzystaniem odwodów - mówi WP gen. Stanisław Koziej.
Tak reaguje propaganda. "Brudna bomba"
O tym, że Kreml wpadł w popłoch, świadczą również przekazy w rosyjskiej propagandzie, która próbuje wmówić Rosjanom, że m.in. Leopardy i Abramsy pojawią się na froncie uzbrojone w tzw. "brudną bombę atomową". Pojawiła się narracja, że czołgi będą wyposażone w pociski APCR wymierzone w rosyjskie wojska.
Według stałego przedstawiciela Rosji przy Biurze Narodów Zjednoczonych i organizacjach międzynarodowych w Wiedniu Michaiła Uljanowa, Rosja "weszła w nową fazę polityki wewnętrznej ze wszystkimi ryzykownymi konsekwencjami". "Niemcy zdecydowały się dostarczyć czołgi na Ukrainę do walki z Rosjanami. W ujęciu milionowym ta decyzja ma bardzo niewielki wpływ. Z politycznego punktu widzenia jest to zmiana zasad gry, radykalnie zmieniająca politykę Niemiec po drugiej wojnie światowej – napisał na Twitterze Uljanow.
Zdaniem płk Piotra Lewandowskiego, Rosja zdaje sobie sprawę, że zachodnie czołgi zwiększają ofensywne możliwości ukraińskiej armii.
- Nie popadajmy jednak w hurraoptymizm. "Game changerem" byłyby amerykańskie systemy rakietowe ATACMS z zasięgiem 300 kilometrów, który raziłyby logistykę, centra dowodzenia i tyły rosyjskich wojsk na terytorium Ukrainy. Pomoc z Zachodu to ratowanie zdolności ukraińskiej armii, żeby mogła sprawnie walczyć. Gdyby na froncie równolegle pojawiły się Abramsy, Leopardy i dodatkowo porosyjskie T-72 z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, to wówczas Ukraina zbudowałaby ofensywne zdolności – mówi WP płk Piotr Lewandowski.
W podobnym tonie wypowiada się gen. Stanisław Koziej. - Jeśli do zestawu czołgów doszłyby polskie T-72, to uzbierałaby się silna dywizja pancerna. Niewątpliwie byłoby to duże wsparcie dla Ukrainy. Mimo wszystko, Kijów raczej nie zdobędzie się, aby jako pierwszy rozpocząć ofensywę, nawet gdyby Rosjanie zwlekali z natarciem do wiosny. A to właśnie rosyjskie natarcie wisi na włosku. Mogą je rozpocząć lada chwila. W ciągu tygodnia, dwóch – ocenia gen. Stanisław Koziej.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski