ŚwiatBrat zabił brata - finał sporu o ziemię

Brat zabił brata - finał sporu o ziemię

Wileński Sąd Okręgowy uznał Genadija Stasiulewicza za winnego zabójstwa brata Józefa podczas sporu o miedzę i skazał go na 13 lat pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocnym. Toteż z sali rozpraw zabójca wrócił do domu. Ma teraz 20 dni na złożenie apelacji - informuje "Kurier Wileński".

Brat zabił brata - finał sporu o ziemię
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.07.2009 | aktual.: 30.07.2009 12:08

Rodzina zamordowanego oraz Władysław Stasiulewicz, trzeci z braci, są w szoku. Wierzyli, że zapadnie wyrok skazujący, ale też, że skazany zostanie pozbawiony wolności. Od czasu zabójstwa w listopadzie 2007 roku do wczorajszego wyroku, Genadij, jako podejrzany o zabójstwo, cały czas przebywał na wolności.

- Gdy w 1998 roku mama sporządziła darowiznę. Podzieliła ziemię między nami - trzema braćmi. Każdemu po równo po 2 hektary - wspomina Władysław Stasiulewicz.

Ziemia dziś zbroczona krwią bratobójstwa leży nad brzegiem jednego z jezior w malowniczej scenerii lasu w rejonie trockim. To właśnie tu doszło feralnego 9 listopada do tragedii bratobójstwa.

Jak opowiedział "Kurierowi" Władysław Stasiulewicz, Genadij miał żal, że matka podzieliła ziemię między braćmi po równo. Próbował więc poszerzyć swoją parcelę, zajmując ziemię braci. Pewnego razu, gdy Józef i Władysław przyszli porozmawiać z nim, żeby nie zajmował ich ziemi, Genadij zaatakował braci siekierą. Wtedy też zranił Józefa. Celował siekierą w głowę, ale Józef zasłonił się ręka, więc został zraniony w twarz i dłoń. Było to miesiąc przed zabójstwem. Bracia postanowili bowiem powołać komisję mierniczych, którzy mieliby wyznaczyć granice działek.

Gdy 9 listopada przyjechała komisja, Józef i Władysław byli na miejscu. Genadij nie pojawił się, chociaż również dla niego było wysłane powiadomienia. Przyjechał, gdy komisja skończyła pracę i odjechała.

- Józef udeptywał kopiec, a ja stałem w pobliżu. Zobaczyłem jego samochód. Przyjechał i podszedł do mnie. Wyciągnął coś z kieszeni. Najpierw myślałem, że trzyma w ręku telefon komórkowy, gdy przystawił mi to do piersi i zapytał: "No co?". Zobaczyłem, że to pistolet. Zawołałem, do Józka: "Ma pistolet!". Lecz on nie zdążył nawet odwrócić się. Gdy padły strzały, zacząłem uciekać przez las na przełaj. Słyszałem jeszcze jeden lub dwa strzały. Nie wiem, dlaczego mnie kule nie trafiły. Zresztą nie wiem, jak potrafiłem biec. Zatrzymałem się dopiero za lasem - opowiedział nam tamto zdarzenie Władysław.

Genadij w sądzie próbował udowodnić, że zarówno incydent z siekierą, jak też zastrzelenie brata było wyłącznie obroną własną przed braćmi, którzy sami chcieli go pozbawić życia.

Zeznania świadków oraz ekspertyza balistyczna, jak też z miejsca wypadku oraz opinie biegłych wyeliminowały jednak wersję obrony oskarżonego o zabójstwa.

Zobacz także
Komentarze (0)