Borys Budka wybrany przez aklamację. O losach PO przesądzi to, jak długo zdoła utrzymać ten entuzjazm [OPINIA]
Zwycięstwo Borysa Budki w postrzeganiu Platformy Obywatelskiej zmieni niewiele. Ale może zmienić wiele wewnątrz tej partii.
26.01.2020 08:38
Wygrana Borysa Budki to sygnał jasny jak słońce: w Platformie wszyscy mają po dziurki w nosie dyktatury Grzegorza Schetyny. Nowy lider umiał skupić wokół siebie nie tylko swoje naturalne zaplecze (tzw. frakcja młodych z Rafałem Trzaskowskim na czele), ale także platformersów stojących z boku, a nawet część zwolenników dotychczasowego lidera. To najlepiej pokazuje, co w PO sądzą o ostatnich czterech latach.
Oddzielna sprawa, że nie za bardzo widać pomysł, wokół którego Budka będzie teraz układał Platformę. Programowej rewolucji na pewno nie będzie. Jaka więc będzie PO nowego szefa?
Czerwona linia
Największym atutem Budki jest to, że nie jest Schetyną. To także główny powód porażki Tomasza Siemoniaka – bo ten zbytnio utożsamiał się z byłym liderem. To, że w wyborach wskazał go Schetyna, okazało się dla niego pocałunkiem śmierci.
Tylko dlatego bycie antySchetyną wystarczyło? Przecież nie da się obronić tezy, że Schetynie nic się nie udało. Owszem, żadnych wyborów nie wygrał, ale rywalizował z PiS-em znajdującym się w apogeum swych możliwości.
Borys Budka gościem Marka Kacprzaka [ZOBACZ WIDEO]
Trzeba też pamiętać, że po wyborach w 2015 r. Platforma znajdowała się na równi pochyłej i zsuwała się po niej w dół w tempie auta wyścigowego. Ryszard Petru zaczął wyrastać na lidera opozycji, sondażowo Nowoczesna znalazła się nad PO. Ale gdy Schetyna objął stery w partii, sytuację uspokoił. W 2018 r., gdy zaczynał się ostatni maraton wyborczy, nikt nie miał żadnych wątpliwości, kto tym liderem opozycji jest.
A jednak teraz Platforma zbiorowo, wręcz jak jeden mąż, powiedziała Schetynie, jak ocenia jego pracę. Budka nawet nie musiał kreślić żadnej wizji partii, w ogóle nie obserwowaliśmy sporu programowego między kandydatami. Zwycięzcy sobotnich wyborów wystarczyło powiedzieć do członków partii: "słuchajcie, będę was słuchał". To wystarczyło.
Najlepszy sygnał, jak wszystkich w PO doprowadzał do szewskiej pasji autorytarny styl zarządzania partią. Jeśli bowiem nawet bliscy współpracownicy Schetyny (choćby Rafał Grupiński), potrafili znaleźć się poza "pieczarą”, to znaczy, że dotychczasowy lider naprawdę uznał, że sam może wszystko. Dla PO okazało się to czerwoną linią, której przekroczyć nie wolno.
DNA Platformy
Wygrana Budki sporo powiedziała przede wszystkim o DNA Platformy – że jest ona partią kolegialną. Konkluzja nieoczywista, biorąc pod uwagę fakt, że przez większą część swej historii była ona rządzona niemal jednoosobowo, najpierw przez Tuska, potem przez Schetynę.
Widać jednak, że w chwili próby, w chwili kryzysu partia wręcz instynktownie stawia na zbiorowość. Tak było w chwili jej zakładania w kontrze do Unii Wolności ("trzech tenorów”). Tak było, gdy po aferze taśmowej i wyjeździe Tuska PO i rząd próbowała ratować Ewa Kopacz – niemal odruchowo rzuciła hasło "wszystkie ręce na pokład”.
Dokładnie w ten sam sposób zachował się teraz Budka. Przyciągnął do siebie wszystkich, z którymi nie rozmawiał Schetyna. W efekcie odniósł miażdżące, spektakularne zwycięstwo w wyborach na szefa partii.
Nowy przewodniczący partii nie zmieni. Platformy, definiującej się jako partia centrum, zmienić się nie da – przynajmniej w jednym cyklu wyborczym. Trzon jej wyborców to ludzie, którzy polityką się nie interesują, oczekują jedynie tego, żeby krajem rządzili "profesjonaliści”. Zadaniem liderów PO (ktokolwiek nimi jest) jest utrzymywanie wizerunku profesjonalistów – i dawanie nadziei, że to ich partia najskuteczniej zrealizuje nadrzędny cel, jakim jest odsunięcie PiS od władzy.
Tak sformatowane DNA Platformy mocno krępuje nowemu szefowi ręce. On nie może rzucić żadnego ostrego, radykalnego hasła, nie może nagle przestawić zwrotnicy, ogłosić rewolucji. Szczyt możliwości tej partii to powolna modyfikacja, zmiana kierunków za pomocą delikatnych, prawie niezauważalnych ruchów – żeby nie spłoszyć własnych wyborców. Tego Budka w PO nie może zmienić. Próbując to robić podjąłby bardzo dużo ryzyko.
Ale też nie znaczy to, że nowy przewodniczący już na wstępie jest zamknięty w klatce ograniczeń i jedyne, co mu pozostaje, to układać listy wyborcze i administrować partią. Tak nie jest. Jego ogromną szansą jest ten potencjał, który uruchomił. Że tak wielu członków (mówi się, że dostał ponad 70 proc. głosów w wyborach) PO w niego uwierzyło.
Teraz on musi uwierzyć w nich – i dać im szansę do działania, do walki o PO. Jeśli nagle Platforma zacznie żyć na wszystkich możliwych szczeblach, jeśli nagle jej członkowie zaczną się spotykać z ludźmi, jeśli zaczną szukać pomysłów, ciekawych, praktycznych rozwiązań, to do 2023 r. może uzbierać kapitał dający jej nadzieję na obalenie PiS-u.
Ale stanie się to możliwe tylko wtedy, gdy Budka uniknie błędów Tuska i Schetyny – nie zbuduje wokół siebie własnego dworu, salonu, który będzie decydował o wszystkim w PO. Jeśli tak zrobi, partia szybko straci miano lidera opozycji, zacznie wegetować. Tylko utrzymując ten zbiorowy entuzjazm Budka ma szansę odnieść sukces. I to jest jego główne zadanie jako przewodniczącego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.