Bond z Odessy. Mordy, spiski i przekręty prawdziwego 007
Gdyby przygotowany przez niego spisek wypalił, władza bolszewików upadłaby już w 1918 r. Mimo tej porażki Sidney Reilly uchodzi za najwybitniejszego brytyjskiego szpiega początków XX wieku. Uważa się, nie bez racji, że Ian Felming "ulepił" postać Jamesa Bonda, starannie ubranego playboya, właśnie na jego podobieństwo. Ostatnio trudnego zadania oddzielenia prawdy od pomówień i autokreacji w barwnym życiorysie agenta podjął się izraelski historyk Benny Morris.
Moskwa, 25 listopada 1925 r. Z dziedzińca ponurego gmachu Łubianki – gdzie znajdowała się siedziba OGPU, najważniejszej z sowieckiej specsłużby – powoli wyjechał na ulicę samochód osobowy. Tłoczyło się w nim pięciu mężczyzn. Między czterema "bezpieczniakami", dowodzonymi przez Grigorija Feduliewa, siedział milczący mężczyzna, w więziennej nomenklaturze porządkowej znany jako Nr 73. Na jego wychudzonej, zarośniętej, śniadej twarzy malował się wyraz zrezygnowania, potęgowany przez smutne spojrzenie dużych czarnych oczu.
Przez okno obserwował ulice, którymi co jakiś czas wożono go na spacery do parku Sokolniki, na północno-wschodnie przedmieścia Moskwy. W pewnym momencie więzień zauważył, że auto zmieniło rutynową trasę, po czym zatrzymało się na bocznej leśnej drodze. - Samochód się zepsuł - zakomunikował kierowca, a następnie wyszedł na zewnątrz, by "naprawić usterkę".
Wówczas Feduliew zaproponował Nr. 73, by wysiedli "rozprostować kości". Po chwili obaj ruszyli ścieżką w las. Za nimi podążali dwaj pozostali pasażerowie w długich burych płaszczach. Po ujściu kilkunastu metrów jeden z nich, towarzysz Ibrahim, sięgnął powoli do kabury, gdzie znajdował jego wysłużony rewolwer Nagant…
Tajemnice Zygmunta Rosenbluma
Zanim wpadł w ręce bolszewików, więzień Nr 73 przez ponad ćwierć wieku podawał się za Sidneya Reilly’ego, urodzonego w miasteczku Clonmel na południu Irlandii. W rzeczywistości jednak nazywał się Zygmunt Rosenblum. Dokładna data i miejsce jego przyjścia na świat nie są pewne. Mogło to nastąpić w 1872 lub 1874 roku w jednym z czterech miast na zachodzie Imperium Rosyjskiego – w Będzinie, Prużanie, Chersoniu lub Odessie. Pewne jest natomiast, że Zygmunt wychowywał się w ostatnim z wymienionych miast, czarnomorskim kosmopolitycznym porcie. Pochodził ze zasymilowanej i dobrze sytuowanej rodziny żydowskiej. Paulina, jego matka, przeszła z judaizmu na katolicyzm i starała się odciąć trójkę swoich dzieci od kultury przodków. W domu rozmawiano wyłącznie po polsku i niemiecku. Poza tymi językami, chłopiec w toku dalszej edukacji opanował rosyjski, a także francuski i angielski. Stanowiły kapitał, który okazał się niezbędny, gdy wkroczył w awanturniczy etap swojego życia.
Miało to miejsce w 1893 r., kiedy Rosenblum przeżył silny osobisty kryzys. Ochrana, czyli tajna carska policja, zaczęła deptać mu po piętach w związku z jego domniemaną działalnością w socjalistycznym stowarzyszeniu. Na tydzień trafił do aresztu, gdzie trzymano go w izolatce. Jednocześnie zmarła mu matka. A do tego zakochał się w bliskiej kuzynce, córce swego stryja. Nie krył się z tym, co spotkało się ze zrozumiałym oburzeniem całej familii. Młodzieniec uznał, że najlepszym wyjściem będzie ucieczka i całkowite zerwanie z przeszłością. Wyjechał za granicę i na kilka lat gdzieś przepadł. Historyk Benny Morris, autor jego najnowszej biografii zatytułowanej "Master Spy", spekuluje jedynie, że mógł on ten czas spędzić w Brazylii.
Jeńcy wojenni w Rosji. Wzięli go za "brytyjskiego szpiega". Słuch po nim zaginął
Na tropie wywrotowców i zbrojeń
Kolejne pewne informacje o Zygmuncie Rosenblumie pochodzą z 1895 r. Przebywał wtedy w Paryżu i, co ciekawe, pracował dla swoich niedawnych prześladowców, czyli Ochrany. Carskie służby inwigilowały rosyjską emigrację, a zwłaszcza kręgi radykalne – socjalistów i anarchistów. Tych ostatnich zarówno na Zachodzie, jak w Rosji, postrzegano wówczas jako ogromne zagrożenie – jak terrorystów z Al-Kaidy i ISIS w pierwszych dekadach XXI w. Z ich rąk na przełomie XIX i XX w. zginęli między innymi prezydent USA William McKinley, król Włoch Umberto I i Elżbieta Bawarska, zwana Sisi, żona cesarza Franciszka Józefa.
To właśnie w toku rozpracowywania jednej z terrorystycznych siatek Rosenblum prawdopodobnie popełnił pierwsze w życiu morderstwo. W grudniu 1895 r. w pociągu pod Paryżem napadł, wraz z innym agentem, na parę włoskich kurierów anarchistycznych, przewożących znaczne kwoty pieniędzy. Jednego z nich znaleziono później w przedziale martwego z poderżniętym gardłem, a drugi, także mocno pokłuty nożem, ledwo uszedł z życiem. Zanim francuska policja zdążyła powiązać mord z ludźmi Ochrany, nasz bohater zdążył już zbiec do Anglii, zabierając ze sobą łup – zalążek przyszłej fortuny, którą zwykł później mnożyć w równie niemoralny sposób.
Rekrutacja do służb
W pierwszych latach pobytu nad Tamizą Rosenblum nadal inwigilował kręgi anarchistów i antycarskich imigrantów z Rosji. Z tym że z czasem wygasił swoją współpracę z Ochraną na rzecz nowych mocodawców z Wydziału Specjalnego Scotland Yardu. Zrekrutował go osobiście komisarz William Melville, jeden z ojców-założycieli brytyjskich służb specjalnych.
Anglicy szybko zorientowali się, że talenty językowe i niezwykłą odwagę przybysza z Odessy, a także jego zdolności interpersonalne i umiejętność wchodzenia różne role, można wykorzystać do znacznie ważniejszych misji. Zaczęli wysyłać Rosenbluma do Niemiec, które w latach poprzedzających I wojnę światową intensywnie rozwijały swój potencjał militarny. Dostarczał on Londynowi bezcennych informacji na temat rozwijanych tam nowych typów broni, zwodowanych okrętów czy zdolności produkcyjnych zakładów zbrojeniowych.
Szczegółowo znamy tylko przebieg jednej z jego wypraw. W 1909 r., podając się za bałtyckiego Niemca Karla Hahna, zatrudnił się jako spawacz w słynnej fabryce Kruppa w Essen. Po kilku tygodniach udało mu się włamać do części biurowej kompleksu, gdzie sfotografował plany produkowanych tam dział i innych elementów uzbrojenia. Prawdopodobnie w toku tej ryzykownej operacji agent uśmiercił jednego ze strażników.
Przez lata podawano, że u progu XX w. Rosenblum pracował równolegle dla japońskich służb w Europie i na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Przypisywano mu między innymi zdobycie planów Port Arthur, dzięki którym w 1904 r. cesarska marynarka zadała carskiej flocie nokautujący cios. Z ustaleń Benny’ego Morrisa wynika jednak, że nie ma na to żadnych dowodów. Charakter jego współpracy z Japończykami, jeśli w ogóle miała ona miejsce, może podlegać jedynie spekulacjom.
Reilly milioner
Do 1918 r. praca dla tajnych służb stanowiła dla Rosenbluma raczej dodatkowe źródło dochodów. Takie podnoszące adrenalinę i samoocenę hobby. Prawdziwej fortuny dorobił się na mniej lub bardziej szemranych interesach. Prowadził je pod nową tożsamością – jako Irlandczyk Sidney Reilly – którą przyjął w 1899 r. Chciał w ten sposób zatrzeć swoje żydowskie pochodzenie, którego, jak wskazują jednogłośne relacje świadków, bardzo mocno się wstydził. Poza tym uznał, że to ułatwi mu kontakty biznesowe z wybitnie antysemicko nastawionymi wówczas rosyjskimi elitami.
Gdy w grę wchodziły pieniądze, Reilly potrafił być bezwzględny. Najpewniej w 1898 r. otruł schorowanego męża swojej kochanki, Margaret Callahan, by następnie wziąć z nią ślub. Zacierając ślady zbrodni był na tyle bezczelny, że sam "wydał" akt zgonu nieszczęśnika. Wszystko tylko po to, by przejąć jego fortunę.
Niemal równocześnie założył firmę, która produkowała leki o modnych orientalnie brzmiących nazwach i wątpliwej skuteczności (jeden ze współczesnych opisywał je jako "przypadkowe mieszanki alkoholu, ziół i kokainy"). Jej żywot był krótkotrwały, ale zyski spore.
Interesy w Rosji
Około 1909 r. Reilly zaczął prowadzić różne interesy w Rosji. Poprzez starych znajomych z Ochrany nawiązał kontakty z osobami odpowiedzialnymi za kontrakty zbrojeniowe dla carskiej armii – dodajmy, kompatybilnymi z nim moralnie. Zaprocentowały one podczas I wojny światowej. Rezydując w Nowym Jorku, pośredniczył w kontraktach na dostawy broni z USA do swojej prawdziwej ojczyzny. Profity, które czerpał, były wprost proporcjonalne do ogromnych zamówień, a te potrafiły opiewać na, bagatela, 1,2 mln karabinów. Ponadto załatwiał nawet najbardziej z pozoru "nierozwiązywalne" sprawy.
Gdy carscy intendenci odmawiali odbioru jakieś partii dostawy i zapłaty, bo np. amunicja była wadliwa bądź w ogóle nie pasowała do rosyjskich karabinów, płacił im sute łapówki. To zawsze działało, ale z pewnością nie odbijało się pozytywnie na frontowej efektywności armii Mikołaja II.
"Słabość do kobiet"
Do 1917 r. Railly dorobił się na tych operacjach 2 mln dol. (dziś to ok. 20 mln dol.). Przy jego rozrzutnym trybie życia nie była to jakaś astronomiczna kwota. Zawsze mieszkał w najdroższych hotelach, przemieszczał się limuzyną z szoferem, ubierał z przesadną elegancją, a także wydawał fortunę na hazard (uwielbiał wyścigi konne) i antyki. Poza tym spore koszty generowała "słabość do kobiet". Łożył na aktualne i byłe żony (miał ich pięć), a także tabuny przelotnych kochanek, głównie młodych aktorek i tancerek, które zapoznawał "w każdym porcie".
Niemniej wojenny urobek sprawił, że poczuł się tymczasowo materialnie zabezpieczony. Postanowił znów poświęcić się swojej pasji – na początku 1918 r. zgłosił się do służby w MI6, czyli brytyjskim wywiadzie zagranicznym.
"Zgnieść bolszewickiego raka"
Sir Mansfield Cumming, stojący na czele MI6, miał obiekcje, czy przyjąć go w poczet agentów. Za Reillym ciągnęła się fama aferzysty, a Amerykanie, najpewniej niesłusznie, podejrzewali go o współpracę z wywiadem niemieckim. Ostatecznie zdecydował się "podjąć ryzyko", jak sam to określił, i wiosną 1918 r. wysłał go do Moskwy, gdzie bolszewicy dopiero ugruntowywali zdobytą kilka miesięcy wcześniej w wyniku rewolucji władzę.
Pierwotnym zadaniem Reilly’ego było wyłącznie zbieranie informacji o nowym rosyjskim reżimie i nastrojach w ich stolicy. Jednak agent nie poprzestał na tym. Chociaż sam nie należał do "aniołków", to obserwując rządy bolszewików doszedł do przekonania, że "są to kryminaliści i ignoranci", którym "mało kto w historii dorównywał krwiożerczością". Nazywał ich "rakiem atakującym podstawy cywilizacji". I tak po latach bezwzględnej walki o wygodne i dostatnie życie, często czyimś kosztem, jego idee fixe stała się walka z "czerwonymi".
Mniej więcej od początku lata 1918 r. Reilly, we współpracy z brytyjskim wysłannikiem w Moskwie, Bruce’em Lockhartem, przygotowywali spisek, mający na celu obalenie władzy bolszewików. W tym celu nawiązali kontakt z Eduardem Berzinem, dowódcą strzelców łotewskich, stanowiących wtedy gwardię przyboczną partyjnej wierchuszki. Oficer wyraził chęć wzięcia w nim udziału i dostał sporo grosza, by skłonić do tego także swoich podkomendnych. Agent MI6 dogadał się z nim, że podczas wielkiego zjazdu kompartii w moskiewskim Teatrze Bolszoj, planowanego na przełom sierpnia i września, na jego sygnał łotewscy pretorianie sterroryzują zebranych, a następnie rozstrzelają Włodzimierza Lenina, Lwa Trockiego i resztę bolszewickich liderów.
Ostatecznie intryga skończyła się spektakularną klęską. Ktoś, może nawet sam Berzin, doniósł o niej Czeka, wszechwładnej policji politycznej dowodzonej przez Feliksa Dzierżyńskiego. Gdy kilka dni później w zamachu raniono Lenina, rozpoczęła się kampania "czerwonego terroru". Na jej fali aresztowano Lockharta i kilka powiązanych z nim osób. Sam Reilly także był poszukiwany, ale "psy gończe" z Łubianki nie trafiły na jego trop. Przeczekał pandemonium represji i aresztowań w pewnym zamtuzie (domu publiczbym), dzieląc pokój z prostytutką, umierającą na syfilis. Następnie, na przełomie września i października 1918 r., uciekł z Rosji przez Tallin.
To go zgubiło. Wpadł
W kolejnych latach MI6 wysłało Reilly’ego między innymi na misję do Odessy w 1919 r., a także do Warszawy w 1920 r., skąd napisał do centrali o potrzebie utworzenia paneuropejskiej antybolszewickiej sieci wywiadowczej. Jego pomysł zignorowano. Wkrótce także wyrzucono go ze służb. Londyn poprawiał relacje z nowymi władcami Rosji i nie potrzebował agenta z antykomunistyczną obsesją.
W następnych latach Sidney Reilly, mimo że jego fortuna wskutek serii nieudanych interesów topniała, hojnie sponsorował Borysa Sawnikowa, lidera antybolszewickiej emigracji rosyjskiej w latach 20., i jego organizację. Wierzył, że w Rosji nadal są siły zdolne obalić komunistyczny reżim. I to go zgubiło.
We wrześniu 1925 r. przyjechał do Finlandii, by spotkać się z przedstawicielami Monarchistycznej Organizacji Centralnej Rosji, rzekomo aktywnej antykomunistycznej konspiracji, która działała w Rosji. Ci namówili go do przejścia z nimi przez granicę, by osobiście spotkał działaczy z Moskwy. Reilly zdecydował się na ten krok, mimo wcześniejszych ostrzeżeń przyjaciół. I wpadł.
Okazało się bowiem, że jest to siatka całkowicie kontrolowana przez sowieckie służby. Operacja ta przeszła do historii pod kryptonimem "Trust", a jej ofiarami padło wielu agentów, między innymi polskich.
Rozstrzelany pod Moskwą
Po kilku tygodniach przesłuchań w centrali OGPU na Łubiance, Sidney Reilly został rozstrzelany 25 listopada 1925 r. pod Moskwą. Pochowano go na podwórku jednego z moskiewskich więzień.
Ostatnia żona agenta, aktorka Pepita Bobadilla, dowiedziała się o jego śmierci dopiero dwa lata później, gdy Sowieci oficjalnie ją ogłosili. W międzyczasie, gdy jego losy nie były znane, angielska prasa uczyniła z niego herosa. Jego postać obrosła półprawdami i legendami, które w niektórych źródłach powielane są do dzisiaj.
Postać "Bonda z Odessy" i jego przygody zostały utrwalone w popkulturze w miniserialu "Reilly: The Ace of Spies" z genialną kreacją Sama Niella w roli głównej. Z pewnością usatysfakcjonuje ona zarówno tych, których zainteresował Reilly, jak i po prostu fanów dobrych szpiegowskich produkcji.
Wojciech Rodak, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski