Bomba atomowa na Yellowstone, czyli kuriozalny rosyjski pomysł na obronę przed USA
Rosja nie może konkurować ze Stanami Zjednocznonymi na polu technologii nuklearnych i nie stać jej, by wdać się w kolejny wyścig zbrojeń - twierdzi Konstantin Siwkow, rosyjski wojskowy i analityk. Jako rozwiązanie tego problemu proponuje strategię zakładającą... wywołanie kataklizmu, który zniszczy cały kontynent.
Siwkow, prezes Akademii Problemów Politycznych i były oficer w Sztabie Generalnym rosyjskich sił zbrojnych, swój pomysł przedstawił na łamach "Kuriera Wojskowo-Przemysłowego", branżowego periodyku zajmującego się tematyką militarną. Rosjanin dowodzi, że NATO, które od końca zimnej wojny przybliżyło się do granic Rosji, szykuje się do jej ostatecznego zniszczenia. Tymczasem mimo przewagi w liczbie głowic atomowych, nie jest pewne, że Rosja byłaby w stanie odpowiedzieć na atak z Zachodu: Siwkow twierdzi bowiem, że rosyjska armia jest uzależniona od zachodnich technologii, nie jest w stanie konkurować z USA pod względem możliwości technicznych i wyścigu zbrojeń, a niska liczebność personelu rosyjskich sił nuklearnych sprawia, że Zachód mógłby jednym uderzeniem je "zneutralizować" i wykluczyć możliwość zmasowanego ataku odwetowego.
Dlatego, jak twierdzi analityk, jedynym wyjściem, które pozwoliłoby Rosji zachować swój potencjał do odstraszania wrogów jest przyjęcie strategii "asymetrycznego" uderzenia, czyli ataku z użyciem mniejszych sił, lecz umiejscowionego tak, by uzyskać maksymalnie niszczycielski efekt. W jaki sposób? Na przykład poprzez zrzucenie bomby atomowej na park Yellowstone w USA, który znajduje się w kalderze prehistorycznego "superwulkanu".
"Geologowie uważają, że superwulkan Yellowstone może eksplodować w każdym momencie (...) Wystarczyłoby uderzenie względnie małym ładunkiem, na przykład o sile jednej megatony, by zainicjować jego erupcję. Konsekwencje będą ogromne - kraj po prostu zniknie pod kilkunastometrową warstwą pyłu" - pisze Siwkow. Innym proponowanym przez eks-wojskowego celem miałby być uskok tektoniczny San Andreas w Kalifornii - miejsce częstych trzęsień ziemi. Detonacja kilkutonowego ładunku spowodowałaby, zdaniem Siwkowa, gigantyczne trzęsienie ziemi oraz tsunami, które zniszczyłoby zachodnie wybrzeże Ameryki. Jeszcze inny pomysł przedstawiony przez eksperta to uderzenie ładunkiem konwencjonalnym w inne miejsce spotkania płyt tektonicznych, np. na dnie Atlantyku. Jak twierdzi Rosjanin, taki scenariusz był już opracowywany przez słynnego sowieckiego fizyka, a później dysydenta Andrieja Sacharowa. Według jego obliczeń, kilka eksplozji w tym rejonie spowodowałoby falę tsunami wysoką nawet na ponad 1000 metrów. Fala zalałaby zarówno
Amerykę, jak i Europę Zachodnią - lecz nie doszłaby do Rosji, której położenie geograficzne czyni ją bezpieczną na wypadek takich kataklizmów. "Apokalipsa - prosto i niedrogo" - podsumowuje Siwkow.
Pewności rosyjskiego eks-wojskowego nie podzielają jednak eksperci, którzy teorie Siwkowa uważają za kuriozalne. Wskazują oni na to, że nie da się precyzyjnie przewidzieć, jaki efekt mógłby przynieść taki atak, lecz gdyby okazał się skuteczny, to skutki byłby globalne. Pewne jest jednak jedno: ewentualne uderzenie nuklearne Rosji byłoby katastrofalne w skutkach.
- Jeśli Rosja zdecydowałaby się użyć broni atomowej przeciwko uskokowi San Andreas, myślę że ewentualne trzęsienie ziemi byłoby najmniejszym z naszych zmartwień - mówi w rozmowie z WP James Acton, ekspert ds. broni atomowej Centrum Carnegie w Waszyngtonie. Zdaniem Actona, obawy Rosjanina są absurdalne, bo nawet jeśli Stany Zjednoczone chciałyby przypuścić nuklearny atak na Rosję, to ich możliwości są na tym polu mocno ograniczone.
- Nie sądzę, by USA miały - teraz lub kiedykolwiek - możliwość przeprowadzenia udanego "pierwszego uderzenia" [tj. takiego, które znacznie ogranicza możliwości przeprowadzenia ataku odwetowego - przyp.red] na Rosję. Nie mam jednak wątpliwości, że wielu rosyjskich ekspertów i oficjeli naprawdę wierzy, że Ameryka mogłaby posiąść taką zdolność w przyszłości - mówi ekspert.
- Biorąc pod uwagę liczbę głowic posiadanych przez Rosję, Kreml nie powinien obawiać się o swoją zdolność do nuklearnego odstraszania - zgadza się Charles Ferguson, fizyk jądrowy i prezes Federacji Amerykańskich Naukowców.